Niebanalny film o niebanalnym człowieku
2009-04-22 09:04:23Generał August Emil Fieldorf był jednym z najważniejszych dowódców Armii Krajowej. Prowadzony przez niego Kedyw doprowadził do udanego zamachu na generała SS Frantza Kutscherę. W marcu 1945 roku został aresztowany przez NKWD i zesłany na dwa lata na Syberię. Obraz Ryszarda Bugajskiego, reżysera słynnego „Przesłuchania", opowiada historię życia „Nila" po przejęciu władzy w Polsce przez komunistów popieranych przez Związek Radziecki. Jest to bardzo udana próba rekonstrukcji losów jednej z najbardziej zasłużonych postaci II Wojny Światowej w Polsce.
Generał Fieldorf (powracający w wielki stylu na ekrany Olgierd Łukaszewicz) wraca z obozu przymusowej pracy na Syberii. Stara się dostosować do zastanej sytuacji w kraju rządzonym przez komunistów. Niedługo po powrocie ujawnia się i zgłasza do Rejonowej Komisji Uzupełnień, z cele przejścia na wojskową emeryturę. Życie rodzinne nie dostarcza mu takiej samej radości jak wcześniej. Żona (świetna rola Alicji Jachiewicz) odnosi się do niego z dużym dystansem. Po wielu miesiącach oczekiwań na decyzję RKU Fieldorf postanawia zawalczyć o swoje prawa. Kończy się to aresztowaniem i zesłaniem do stalinowskiego więzienia, znajdującego się pod zarządem Urzędu Bezpieczeństwa.
Ryszard Bugajski z wielkim pietyzmem podszedł do rekonstrukcji historii generała Emila Fieldorfa. Reżyser słynnego „Przesłuchania" pokazał już wcześniej, że o bolesnych momentach historii Polski potrafi pokazywać bez zbędnego patosu i melodramatyzmu. „Generał Nil" jest kolejnym przykładem, że Bugajski to sprawny fachowiec, który zamiast w banalny sposób grać na emocjach widzów realizuje swoją koncepcję ukazania historii. Prolog filmu jednak na to kompletnie nie wskazuje. Wszystko zaczyna się bowiem od ukazania przygotowań i realizacji samego zamachu na generała SS Frantza Kutscherę. Niestety ten epizod z punktu widzenia spójności ukazywanej historii jest zupełnie zbędny i wprowadzony na siłę. W dodatku techniczna jego realizacja także pozostawia sporo do życzenia. Niemniej później, po powrocie generała Fieldorfa z Syberii, Bugajski łapie rytm i solidnie kreuje swoją, wizję historii. Dokładnie poznajemy losy generała za czasów stalinowskiej Polski.
Bugajski przedstawia obraz Emila Fieldorfa jako ojca kochającej rodziny, który jednak ma problemy z dostosowaniem się do nowej sytuacji. Pokazuje zmagania generała z totalitarnym ustrojem, jego drogę do normalizacji życia. Fieldorf od początku wie, że może być celem bezpieki, co ujawnia się w kolejnych sekwencjach filmu, w których obserwujemy śledzących go pracowników Urzędu Bezpieczeństwa, czy scenie nieudanej rekrutacji generała na współpracownika podczas wycieczki w Tatrach.
W kreowaniu kolejnych losów „Nila" Bugajski ucieka od tak łatwo nasuwającej się epizodycznej narracji, nie „wciska" do fabuły jak największej ilości wydarzeń, które miałyby w fałszywy sposób poruszać emocje widza. Zamiast tego tworzy spójny obraz, w którym dbałość o szczegóły jest naprawdę godna podziwu. Najciekawiej i najbardziej przekonująco wyglądają sekwencje z pobytu Fieldorfa w stalinowskim więzieniu. Są to sceny niesamowicie przeszywające swoim dramatyzmem i olbrzymim ładunkiem emocjonalnym, w szczególności pożegnanie z rodziną i egzekucja, zrealizowana bez pretensjonalnego zadęcia, ze smakiem. Najsłabiej wypadają sekwencje związane z procesem generała Fieldorfa, zrobione w sposób szalenie ascetyczny, ale też bez szczególnego tempa i dramaturgii.
„Generał Nil" stara się zaprezentować jak najbardziej wiarygodny portret psychologiczny głównego bohatera. Niestety ta próba z punktu widzenia scenariusza nie jest szczególnie udana. Problem skryptu, który Ryszard Bugajski stworzył we współpracy z Krzysztofem Łukaszewiczem związany jest z brakiem określonej koncepcji, jakiego generała Fieldorfa scenarzyści chcą nam przedstawić. Momentami obserwujemy, więc postać niemalże mityczną, posągową, której nic nie jest w stanie złamać. Innym razem na zasadzie kontrastu dostajemy obraz zagubionego w nowej rzeczywistości, ukazującego jednak pewne słabości człowieka. W scenariuszu zabrakło pewnego wypośrodkowania rysu charakterologicznego postaci.
Mimo wszystko na bazie tak niekonsekwentnie zbudowanego materiału Olgierd Łukaszewicz stworzył kreację fenomenalną, absolutnie powalającą na kolana. To dzięki jego niesamowitym staraniom postać generała zyskała na autentyczności. Rola Łukaszewicza, którego dawno nie widzieliśmy na pierwszym planie, powinna pozostać w pamięci na długo. Stworzony przez niego portret generała Nila to porywający popis aktorski. Zresztą nie tylko Łukaszewicz wybija się „Generale Nilu" wyraźnie ponad przeciętność.
Drugi plan filmu Bugajskiego to bogactwo znakomicie zagranych małych ról i epizodów. Na czoło wybijają się tutaj kapitalni Adam Woronowicz jako jedyny sędzia Sądu Najwyższego mający wątpliwości, co do słuszności skazania Fieldorfa, Jacek Rozenek jako usiłujący złamać generała pułkownik UB Różycki czy wspomniana wcześniej Alicja Jachiewicz grająca Janinę Fieldorf.
W tle pobrzmiewa nienarzucająca się muzyka Shane'a Harveya, a w dużej części klimat filmu budują wspaniałe zdjęcia Piotra Śliskowskiego. Znakomicie wygląda także odwzorowanie epoki pod względem dekoracji i kostiumów.
„Generał Nil" to bardzo ważny film dla polskiej kinematografii. Ważny dlatego, że ukazuje historię jednej z najbardziej zasłużonych i niestety mocno zapomnianych epizodów w historii okupacji hitlerowskiej. Ważny też dlatego, iż udowadnia, że o historii Polski można opowiadać bez zbędnego zadęcia, nachalnej martyrologii, nieinteligentnego grania na emocjach widzów. Ryszard Bugajski stworzył filmowy pomnik Augusta Emila Fieldorfa, którego nie musi się wstydzić. Cieszy fakt, bo historia generała, w minimalnymi zgrzytami, została ukazana w dużą dbałością o szczegóły, bez pokazywania rzeczywistości w czarno-białych barwach. Rekomendacja!
Maciej Stasierski
(maciej.stasierski@dlastudenta.pl)