Recenzje - Kino

Narodziny gwiazdy - recenzja przedpremierowa

2018-11-07 09:22:59

„Narodziny gwiazdy” są już trzecim hollywoodzkim remake’iem filmu z 1937 roku pod tym samym tytułem, co jest wynikiem imponującym, nawet jeżeli weźmie się pod uwagę ciągoty popkultury do grania wyłącznie znajomych, bezpiecznych melodii ku uciesze masowej widowni. Czy reżyserski debiut Bradleya Coopera jest zatem ostatecznym dowodem na to, że fabryka snów powoli zaczyna pożerać własny ogon, czerpiąc ciągle z puli tych samych pomysłów? Przeczytaj recenzję!

Narodziny gwiazdy

Przepis na współczesną baśń o kopciuszku jest banalnie prosty. Mamy zatem Ally (Lady Gaga) – dziewczynę niezaprzeczalnie utalentowaną wokalnie, chociaż wątpiącą w swoje możliwości, dzielącą swój czas głównie między niewdzięczną pracę a występy w nocnym klubie dla transwestytów, gdzie może liczyć na większe wsparcie dla swoich scenicznych dążeń niż we własnym domu. Zamiast księcia na białym rumaku – Jackson Maine (Bradley Cooper), upadły muzyk country, który na dnie kieliszka szuka ukojenia od nawiedzających go demonów przeszłości. Ich przypadkowe spotkanie owocuje romansem, a nieśmiała dziewczyna dzięki protekcji starszego stażem partnera zaczyna się prężnie wspinać po stromych stopniach kariery, z czasem zdobywając na tym polu przewagę, co budzi narastającą zazdrość w tracącym popularność Jacksonie.

Prawdziwym sercem opowieści jest oczywiście związek bohaterów, który toczy się według prawideł gatunku, zaliczając po drodze obowiązkowy ciąg wzlotów i upadków. Aktorzy swobodnie czują się w swoich kreacjach i z pewnością mają dobrą chemię, niestety nie zawsze idącą w parze z równie udanym scenariuszem, który niekiedy wpada w pułapki nadmiernej skrótowości i taniego efekciarstwa, zwłaszcza na początku filmu. Niemniej można zaryzykować stwierdzenie, że to najlepsza dotychczas wersja „Narodzin...”, głównie za sprawą wysiłków aktorskich Gagi i Coopera oraz świadomej realizacji.

Na szczególną wzmiankę zasługują doskonale poprowadzone sekwencje koncertowe, od których aż bije ekstatyczna energia. Ponadto nie stanowią urwanych, teledyskowych wstawek, zostają wkomponowane w fabułę na tyle umiejętnie, że wywierają rzeczywisty wpływ na jej przebieg. Nie można odmówić Cooperowi niezłego wyczucia tempa i dramaturgii, dzięki czemu widz zostaje błyskawicznie wciągnięty w gwiazdorskie perypetie. Sprawdza się zatem zarówno przed kamerą, jak i za nią, chociaż można odnieść wrażenie, że nieco faworyzuje swojego bohatera.

Tym, co jednak decyduje o sile oddziaływania filmu jest przestrzeń, jaką poświęca się na zbudowanie charakterologicznego tła bohaterów, co działa przede wszystkim na korzyść Maine’a. Przede wszystkim, jest to pierwszy film w serii, gdzie jego alkoholizm zostaje rzeczywiście potraktowany jako choroba, a nie wyskokowe pijaństwo, kolejne nikczemne zachowanie mające uwydatnić słabość jego charakteru. Jackson Maine jest w tym wydaniu namacalnie wręcz ludzki; raczej zagubiony niż cyniczny i niezdolny do podjęcia walki z własnym egoizmem. Nie jest też tak antypatyczny jak jego poprzednicy, dzięki czemu po raz pierwszy też widzimy, że nie jest osamotnioną wyspą osaczoną sępami chcącymi uszczknąć dla siebie skrawek jego dogorywającej kariery. Jednocześnie uczłowieczanie Maine’a jest dość czasochłonne, co sprawia, że im dalej sięga opowieść, tym bardziej bohater Coopera staje się wiodącym narratorem, przez co przepisany na współczesność wątek Ally – czyli, jakby nie patrzeć, bohaterki tytułowej – zostaje pod koniec niemal zupełnie zdominowany i nie otrzymuje satysfakcjonującej puenty.

Narodziny gwiazdy

Nie oznacza to, że scenarzyści nie mają świeżego pomysłu na swoją bohaterkę. Pomimo tego, że szkielet fabularny opowieści bardzo mocno opiera się na ustalonym przed laty wzorcu, odmienne rozłożenie akcentów sprawia, że film zyskuje inną wymowę, a przede wszystkim - klarowniejszy morał. Ally nie jest naiwną trzpiotką, umie zawalczyć o swoje i niełatwo ulega zewnętrznym naciskom, co nie przeszkadza jej w byciu osobą wrażliwą i niekiedy nadmiernie podatną na krytykę. Kiedy jednak jej kariera nabiera tempa, pod wpływem producenta powoli zaczyna odchodzić od definiujących ją początkowo wartości i staje się kolejnym homogenicznym produktem współczesnego rynku muzycznego.

W tej wersji nie tylko Maine staje się ofiarą własnego sukcesu, dzięki czemu oprócz standardowego romansu gdzieś na boku, pomiędzy wierszami pojawia się wątpliwość dotycząca istoty sztuki i zachowania tożsamości w bezwzględnym świecie show biznesu. Dzięki temu ciekawsza staje się również dynamika związku głównych bohaterów, gdzie konflikt dotyczący rozwoju kariery Ally opiera się nie tylko na zazdrości, ale i źle ukierunkowanej, wyrażanej wręcz agresywnie trosce Jacksona. Dzięki tym zmianom wzajemne poświęcenia obojga bohaterów nabierają większej autentyczności, a nieunikniony finał staje się znacznie bardziej przejmujący.

Sporo nowego materiału pojawia się także na dalszych planach. Jednym z dopisanych wątków pobocznych jest na przykład relacja Maine’a ze starszym bratem Bobbym (w tej roli niezastąpiony Sam Elliot), pełniącym funkcję menadżera Jacksona mimo nieustannej, ścisłej współpracy wyrasta między nimi mur niedopowiedzeń sięgający aż do czasów dzieciństwa, który zaczyna kruszeć dopiero w momencie, kiedy zamiast wzajemnego przerzucania się oskarżeniami decydują się na szczerą rozmowę. Chociaż nie poświęca się jej dużo czasu ekranowego, ich wspólne sceny wygrane są z wyczuciem i bez jednego fałszywego tonu.

Pod koniec filmu padają słowa, że muzyka jest sposobem organizacji ograniczonego zbioru kilkunastu oktaw – i w ten sam sposób można określić kolejne remake’i filmu z 1937, które przy pomocy tych samych punktów zwrotnych tworzą zupełnie odrębne historie odpowiadające duchowi czasów, w jakich powstają. Nie jest to może wielkie kino w znaczeniu intelektualnym, być może jest ono wtórne i niewymagające, z pewnością niepozbawione wad i ściśnięte ciasno gorsetem gatunkowym, lecz jednego mu odmówić nie można. Daje rozrywkę i wzbudza emocje. Nowe „Narodziny gwiazdy” nie przedefiniują może przemysłu filmowego, ale jako porządnie zrealizowany hollywoodzki debiut z gwiazdorską obsadą, zdrową szczyptą autotematycznego dramatu i baśniowym sznytem zarazem – sprawdzają się doskonale.

Paulina Anacka

Film zobaczyłam podczas American Film Festival 2018 we Wrocławiu.

Narodziny gwiazdy, reż. Bradley Cooper, prod. USA, dystr. Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o. o., polska premiera 30 listopada 2018

fot. © 2018 WARNER BROS. ENTERTAINMENT INC. / materiały prasowe

Słowa kluczowe: film, ocena, opinia, 2018
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Andrew Scott, Ripley
Ripley - recenzja serialu

Serial Netflix to nowa ekranizacja książki "Utalentowany pan Ripley".

Kolor purpury
Kolor purpury (2024) - recenzja DVD

Czy warto zobaczyć remake musicalu Stevena Spielberga?

Civil War
Civil War - recenzja

Dlaczego jest to jeden najlepszych filmów 2024 roku?

Polecamy
Ja jestem Groot
Ja jestem Groot - recenzja serialu

Oceniamy najkrótszy serial w historii.

Obi-Wan Kenobi
Obi-Wan Kenobi - recenzja odcinków 1-2

Ewan McGregor wraca do roli Jedi! Czy to udany powrót?

Polecamy
Premiery filmowe
Zapowiedzi filmowe
O nich się mówi
Ostatnio dodane
Kolor purpury
Kolor purpury (2024) - recenzja DVD

Czy warto zobaczyć remake musicalu Stevena Spielberga?

Andrew Scott, Ripley
Ripley - recenzja serialu

Serial Netflix to nowa ekranizacja książki "Utalentowany pan Ripley".

Popularne
25 najlepszych filmów wszech czasów
25 najlepszych filmów wszech czasów

Magazyn "Empire" wybrał najlepsze filmy wszech czasów. Zapraszamy do obejrzenia ścisłej czołówki rankingu!

Najlepsze filmy dla zjaranych ludzi
Najlepsze filmy dla zjaranych ludzi

Dym w płucach często łączy się z oglądaniem filmów. Prezentujemy 20 idealnych filmów na wieczór z zielskiem.

12 najlepszych filmów psychologicznych
12 najlepszych filmów psychologicznych

Przedstawiamy najlepsze filmy psychologiczne, które każdego oglądającego zmuszą do refleksji!