Moje wspaniałe życie - recenzja festiwalowa
2021-08-14 09:29:40To chyba już tradycja, że podczas MFF Nowe Horyzonty debiutuje nowy film Łukasza Grzegorzka. „Córce trenera” przyniosło to wiele pozytywnych opinii, także z naszej strony (przeczytajcie recenzję >>), natomiast w tym roku, w przypadku komediodramatu pt. „Moje wspaniałe życie”, prawdopodobnie będzie tak samo. Ten rozgrywający się w Nysie film to po prostu bardzo solidnie wyreżyserowana i świetnie zagrana historia o relacjach rodzinnych, sekretach i oczyszczającej mocy, płynącej z wyznania prawdy. A jeśli jeszcze was to nie przekonało, dodamy, że jest tu mocny wątek kryminalny!
Życie dalekie od ideału
„Moje wspaniałe życie” – tytuł ten jest przewrotny, bo choć dotyczy głównej bohaterki, to ona sama nigdy by tak o swojej sytuacji nie powiedziała. Joanna "Jo" Lisiecka (Agata Buzek) jest nauczycielką języka angielskiego w technikum i choć zazwyczaj nie ma problemów wychowawczych, to praca w szkole jest dla niej źródłem wielu niekomfortowych sytuacji.
Jej mąż Witek Lisiecki (Jacek Braciak) jest jednocześnie dyrektorem tej placówki. Jej kochanek (Adam Woronowicz) to nazbyt dziecinny jak na swój wiek, także pracownik szkoły i podwładny Witka, którego szalenie irytuje dokarmiając gołębie na terenie szkoły. Jej syn jej też jej uczniem, ale tak naprawdę, to funkcjonowanie w szkole zdaje się być dla Joanny chwilą oddechu od stresów, związanych z życiem rodzinnym, gdy już wraca do domu.
Tam to dopiero jest jazda bez trzymanki. Jej chorująca na Alzheimera matka daje się ostro we znaki, głównie czepiając się o wszystko i pouczając "Jo". Witek w domu stara się być zdecydowany i władczy, ale tak na serio, to tyko poza, masująca jego problemy z charyzmą, decyzyjnością i brak szczerego zainteresowania żoną i całą resztą domowników. Do tego mamy tu jeszcze młodszego, niedojrzałego brata głównej bohaterki, który mieszka pod tym samym dachem razem z żoną i wiecznie płaczącym synkiem.
Komediodramat przyprawiony szczyptą kryminału
To wszystko, doprawione kłótniami i niezrozumieniem, zdaje się trwać i nie mieć końca. Paradoksem jest więc, że katalizatorem zmiany w tej patowej sytuacji okaże się tajemnicza osoba, podsyłająca Joannie sms-y i listy z pogróżkami. Zacznie się od „zwykłego” tekstu „Masz prze***ane” , a skończy się na szantażu, zmuszającym główną bohaterkę do ujawnienia zdrady przed całą rodziną, co nie tyle nie zrujnuje wszystkim życia, co stanie się istnym oczyszczeniem dla wszystkich. Kim jednak jest osoba, która wie o zdradzie i ma dostęp do telefonu "Jo"? Tutaj Łukasz Grzegorzek funduje sobie i nam wątek prosto z kina kryminalnego.
Jest prywatne śledztwo. Jest włamanie do szkoły, by sprawdzić monitoring. Jest zbieranie odcisków palców ze szklanki podejrzanej osoby. W końcu – jest ujawnienie tożsamości winnego i konfrontacja z nim. Właśnie ten ostatni aspekt stanowi największą wadę tego bardzo dobrego filmu. Po seansie (podczas spotkania z widzami w Kinie Nowe Horyzonty), twórca filmu wiarygodnie wytłumaczył motywacje wspomnianej postaci.
Niestety w toku fabuły absolutnie nie można zrozumieć, dlaczego robi ona to co robi, a choć musi być w gronie podejrzanych, to trudno zrozumieć nie tyle powody i sposób jej działania, co późniejsze zakończenie całego wątku, który w zasadzie zamieciono pod dywan, bo miał służyć tylko ujawnieniu prawdy przez Joannę.
5%
Także samo zakończenie filmu, choć otwarte i dające wiele możliwości dla dalszych losów rodziny Lisieckich, zdaje się być nieco naciągane, naiwne. W prawdziwym życiu, 95% rodzin popadłoby w ciężki konflikt wewnętrzny na lata, a tutaj twórca zostawia nas ze sporą nadziejna happy end, który może przybrać różne odcienie. Z drugiej trony, 95% rodzin nie zasługuje na film fabularny, a ta z „Mojego wspaniałego życia” jak najbardziej. To dla tych 5% warto wybrać się do kina, kiedy tylko będziecie mieli taką okazję.
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe 21. MFF nowe Horyzonty