Moja polska dziewczyna - recenzja festiwalowa
2018-07-31 15:08:49„Moja polska dziewczyna” to wielka mistyfikacja, próba sprzedania kłamstwa jako prawdy i udawanych uczuć jako realnych emocji. Ewa Banaszkiewicz i Mateusz Dymek zrealizowali coś na podobieństwo mockumentu, jednak wszystko co widzimy jest tak bardzo na poważnie, że aż trudno połapać się, czy forma pasuje do treści.
Z jednej strony tak, bo poruszana tematyka jest idealna do sportretowania zwykłego człowieka w sposób typowo dokumentalny. Z drugiej strony, widz ma tu świadomość fabularyzacji wszystkiego co się dzieje. Nic nie zostało zrealizowane tak, byśmy zapomnieli, że nie oglądamy dokumentu. Wszystko w fabule jest wymuszone, udawane i razi sztucznością na kilometr.
Prawdopodobnie da się nakręcić dobry, interesujący materiał o całkowicie przeciętnej, nudnej osobie. Jednak „Moja polska dziewczyna” to nie ten przykład, bo tutaj absolutnie się to nie udało. Na produkcji trwającej niecałe 90 minut momentami aż trudno wysiedzieć. Główna bohaterka snuje się po ekranie, a festiwal życiowej nieudolności w jej wykonaniu nie sprawia, że trzymamy kciuki za powodzenie jej spraw, a raczej uśmiechamy się z politowaniem.
Twórcy zdecydowali się spotęgować bezbarwność swego dzieła usuwając z niego koloryt, nawet w warstwie wizualnej. 90% scen jest czarno-biała, ale czasem pojawiają się też ujęcia w kolorze. Dlaczego te ujęcia a nie inne? Nie wiadomo, podobnie jak na próżno szukać można powodów „wzbogacenia” filmu przez krótkie wstawki animowane. Na montażu dodano też napisy z wypowiedziami na ekranie, które czasem się pojawiają, a czasem nie. Zabawa napisami, emotikonami i tego typu obrazkowymi gadżetami trwa przez cały seans.
Trudno polecić ten film komukolwiek. Ani to wartościowy dokument, ani to interesująca fabuła z wiarygodnym aktorstwem. Możliwe, że „Moja polska dziewczyna” spodoba się miłośnikom kinowych eksperymentów, choć i ci pewnie wolą oglądać te udane.
Michał Derkacz
Film zobaczyłem podczas 18. MFF Nowe Horyzonty.
fot. materiały prasowe