Mała mama - recenzja przedpremierowa
2022-05-11 11:10:21O niektórych filmach mówi się, że przytulają człowieka, jego duszę i ciało. Są miodem na serce, który leczy każdą, nawet najmniejszą rankę. Zostają też w głowie na długo, bo wraca się do nich, by przypomnieć sobie to miłe, delikatne i lekkie uczucie bycia. Nie mają w sobie adrenaliny, wielkich momentów grozy i zaskoczenia. Są powrotem do przeszłości i błogą nadzieją na dobrą przyszłość. Właśnie taki scenariusz podaje widzom Céline Sciamma w filmie „Mała mama”. Zapach dzieciństwa i beztroski będzie unosił się w kinach już od 20 maja 2022 roku, a my mamy dla was recenzję przedpremierową!
Przeczytaj recenzję filmu "Portret kobiety w ogniu" tej samej reżyserki >>
Do widzenia
Pożegnanie będzie królowało w filmie, jako motyw przewodni. Francuskie „au revoir” stanie się punktem wyjścia do spokojnego, niemalże pozbawionego uczuć, odchodzenia w przeszłość. Co ciekawe, główna bohaterka, Josephine Sanz, zapoczątkuje całą serię zdarzeń, a warto podkreślić, że ma tylko osiem lat. Jej niesamowita dojrzałość jest zauważalna od pierwszej sceny. To ona poprowadzi widza w świat naiwnych, dziecięcych pytań, które szybko okażą się bardzo przemyślane i wcale nie takie głupie.
Odejście matki, a jednocześnie babci, prawie nigdy nie jest łatwe. Ta bliska osoba jest jak cień, bo przecież to jej zawdzięczasz życie, to z nią nieudacznie składałeś pierwsze słowa i to ona prowadziła z tobą konwersację o wszystkim i o niczym. Nagle jej nie ma, ale ty zostajesz. Dzieje się to wszystko jak przez mrugniecie okiem. Próbujesz zatrzymać czas, ale to nie przynosi żadnych oczekiwanych rezultatów. Najgorsze, a może i najlepsze, przed tobą: musisz posprzątać dom, w którym żyła, a w którym ty zachowałeś wszystkie materialne i te bardziej duchowe wspomnienia. To właśnie tutaj otwierają się drzwi do refleksji, niezrealizowanych pragnień i kryjących się marzeń.
Po drugiej stronie lasu
Relacja między dzieckiem a rodzicem może być różna: pełna miłości i dobrego słowa, ale i taka, która przysporzyć może głębokich cierpień i bólu. W tych okolicznościach, w których umiera matka i babcia, dwie osoby będą musiały zmierzyć się z wyzwaniem, jakim jest żałoba. Nina Meurisse, która w filmie wciela się w rolę rodzicielki głównej bohaterki, jest postacią przepełnioną smutkiem, a wręcz pustką. W jej oczach nie pojawia się żadna iskra nadziei na lepsze jutro. Ucieka od obowiązków, choć dobrze wie, że w centrum zdarzeń pozostawia swoją córkę – dziecko, które dopiero poznaje świat. Trzydziestoletnia kobieta kontra ośmioletnia dziewczynka – sytuacja idealnie obrazująca, jak łatwo i pochopnie sprowadza się dzieci do parteru, bezsensownie stwierdzając, że są za młode na to, by odczuwać.
Co może robić ośmioletnia dziewczynka, wciąż pytająca, a pozostająca bez odpowiedzi? Może szukać. Nelly można śmiało nazwać ciekawskim dzieckiem, ale nie takim, które irytuje swoim zachowaniem. W jej postawie nie widać żadnych oznak strachu, wątpliwości czy smutku. Jest okazem spokoju i zrozumienia. Jej równowaga i opanowanie zaprowadzą ją na drugą stronę – w przenośni i dosłownie. Co więcej, pomoże jej to jeszcze lepiej poznać matkę, a także z należytym szacunkiem uda jej się pożegnać z babcią. Obie panie spotka w naturalnym środowisku, w którym będzie mogła dokładnie przyjrzeć się ich zachowaniom w czasach, kiedy jej samej nie było nawet w planach.
Czy kiedykolwiek, ktokolwiek, wyobrażał sobie sytuację, w której bawi się z rodzicem, będącym dokładnie w jego wieku? Czy po takich doznaniach rolę mogę się odwrócić? Kto nad kim będzie sprawował opiekę? Może byłoby to niezbędne, by zrozumieć postępowania opiekunów względem swoich pociech? Może byłoby łatwiej przejść przez etap dzieciństwa, nie pozostawiając żadnych przykrych blizn. Takie pytania warto sobie zadać, oglądając „Małą mamę”.
Siostrzana więź
Młode aktorki, bo w filmie występują siostry, czyli wcześniej wspomniana Josephine i Gabrielle Sanz, są bardzo urocze i skromne w tym, co robią. Dają sobie wzajemnie miejsce na pokazanie swoich umiejętności, pamiętając także o własnym miejscu. Nic by się nie wydarzyło, gdyby nie reżyserka całego zamieszania. Céline stworzyła dla dziewczynek przestrzeń, w której swobodnie mogły się wygłupiać, bawić i żyć dziecięcą beztroską. Dzięki temu nie ma się wrażenia, że każdy ruch i słowo aktorek jest ustawiane od A do Z. Nie ma również chaosu, który, wydawać by się mogło, jest nieodłącznym elementem pracy z młodymi osobami. Tutaj panuje samodzielność, przepleciona naturalnym byciem dziewczyn.
„Mała mama” to film z pozoru prosty, lekki, zatrzymujący rzeczywistość. Ale to historia, która porusza ważny temat zrozumienia i akceptacji. To wątek, który można rozpatrywać na wiele sposobów, z rożnych punktów widzenia. Nie ma w nim wielkich zwrotów akcji ani nieoczekiwanych sytuacji, które potrafią zaskoczyć. Spotkanie się dwóch światów jest prawie niezauważalnym przejściem, które nie wybija z rytmu opowieści, a jest uzupełnieniem poruszanych kwestii. To bajka, która kończy się szczęśliwie, ale wymaga odwagi, by dać się w nią wciągnąć. Jest pięknym obrazem małych miłości, dziecięcych zabaw i nostalgicznej chęci bycia tu i teraz. Każdy, kto chciałby oddać się wspomnieniom, powinien go zobaczyć.
Ocena końcowa: 7/10
Klaudia Kowalik
fot. materiały prasowe