Maklerzy z ulicy [Wilk z Wall Street - recenzja]
2014-01-13 11:33:54"Wilk z Wall Street" Martina Scorsese podbija polskie i zagraniczne kina i sukcesywnie zgarnia najważniejsze nagrody. Czy jednak rzeczywiście jest to produkcja tak doskonała?
Jeżeli liczycie na obraz opowiadający o prawdziwym obliczu wielkiego giełdowego biznesu to "Wilk z Wall Street" nim nie jest. Wall Street to w zasadzie tylko ulica, od której opowieść się zaczyna. Produkcja skupia się głównie na stylu życia słynnego brokera, Jordana Belforta - jego uzależnieniach, rozrzutności, braku skrupułów, ciągłych imprezach i specyficznym stylu prowadzenia firmy. I trzeba przyznać, momentami bywa to nawet bardzo zabawne. Aktorsko film z pewnością udany - doskonała obsada z Leonardo DiCaprio na czele mimo wszystko poradziła sobie z dość dziwacznie i niekonsekwentnie skonstruowanymi postaciami.
Fabularnie z filmu jednak niewiele wynika. Maklerzy z ulicy, zajmujący się swoją pracą jak zwykli pracownicy call center sprzedają klientom wszystko jak leci. Forsa płynie strumieniami, impreza goni imprezę, ciężko spamiętać wszystkie nazwy spożywanych narkotyków, aż nagle, nie wiedzieć zupełnie dlaczego, pan Belfort zostaje oskarżony przez FBI o niekoniecznie sprecyzowane przez film rzeczy. O oszustwa giełdowe, pranie brudnych pieniędzy i wiele innych. Sama sprzedaż akcji, choćby nie wiem jak nachalna, nie jest przecież niczym zakazanym przez prawo. W filmie pada również stwierdzenie, że wprowadzenie firmy Belforta na giełdę było nielegalne. Nikt jednak nie wpada na pomysł, by wyjaśnić widzowi dlaczego.
Obraz drogi, jaką przebył Jordan Belford do swojego sukcesu pozostaje mętny. Czy to rzeczywiście tylko i wyłącznie kwestia jego sprzedażowego talentu i braku skrupułów? Wątpię. "Wilk z Wall Street" jest więc dobrą rozrywką na weekend, przedstawiającą dekadentyzm w całkiem zabawnym ujęciu. Bardziej dociekliwy widz pozostanie jednak po seansie z lekkim uczuciem niedosytu i frustracji.
Marcelina Szondelmajer
(marcelina@dlastudenta.pl)