Listy do M. 4 - recenzja
2021-02-02 09:47:56Kiedy zaplanowane na 4 listopada 2020 wejście do kin filmu "Listy do M. 4" zostało odwołane, zastanawialiśmy się, w jakiej formie i kiedy będzie nam dane poznać nowe przygody bohaterów popularnej serii komedii romantycznych w klimacie świąt Bożego Narodzenia. 1 lutego 2021 roku tytuł wszedł do oferty Player.pl, a po seansie można odnieść wrażenie, że w sumie dobrze się stało. Dzieło, które zrobił Patrick Yoka absolutnie popsułoby nam święta. Przed wami recenzja filmu "Listy do M. 4".
Już seans "Listów do M. 3" był wielkim rozczarowaniem, ale to co wyprawia się w kolejnej odsłonie jest jak smutny żart, nieudany dowcip, bądź wchodząc w świąteczny klimat - jak niechciany prezent, sprawiający więcej problemu niż radości. "Listy do M. 4" pokazuje nam kilka przeplatających się wątków ze starymi i nowymi bohaterami, ale ani jeden z nich nie jest interesujący i dobrze poprowadzony, za to każdy jest głupszy od poprzedniego. Tak czy siak, na niczym nie da się skupić, bo te historyjki zostały poszatkowane w chaotycznym montażu, który miał dodać tempa i utrzymać uwagę widza, ale skutek uzyskano dokładnie odwrotny.
Piszemy, że wątki są głupie, ale to za mało powiedziane. Kilka przykładów zatem. Karina (Agnieszka Dygant) i Szczepan (Piotr Adamczyk) wiodą tu prym w ilości idiotycznych scen. Przez pierwszą połowę seansu ich wątek ogranicza się do wszczynania głośnych i pełnych wulgaryzmów awantur, którym musi przysłuchiwać się ich mała córeczka. Dziecko jest już tak przyzwyczajone do patologii, że w kilku kuriozalnych ujęciach podaje matce przedmioty, którymi ta może rzucać w męża czy innych ludzi.
Potem jest jeszcze gorzej, kiedy to po kolejnej kłótni Szczepan chodzi od drzwi do drzwi, by poznać i zaprzyjaźnić się z sąsiadami, ale zawsze natrafia na znieczulicę i podejrzliwości. Ta trywialna lekcja jest okej przez 5 minut, ale twórcy wydłużyli ją na jakieś 40, a wszystko to jest napisane i wyreżyserowane jakby film robił Patryk Vega, jeśli zechciałby wrócić do gatunku komedii. W tym wątku nawet obsada się zgadza...
Dalej wcale nie jest lepiej. Rafał Zawierucha gra samotnego gościa, który myli kurierkę z prostytutką, ale w sytuacji, w której 99% facetów interpretowałoby jej strój i zachowanie w identyczny sposób. Potem, jak ostatnie popychadło daje się wrobić w kuriera z prezentami dla samotnych dziadków i udaje ich syna. Słabo to wyszło.
Policjant "Gibon" (Borys Szyc) ma ewidentnie dość związku z denerwującą i zapatrzoną w siebie Karoliną (Magdalena Różczka) więc jest o krok od romansu z koleżanką z patrolu, Moniką (Vanessa Aleksander), z którą ma "chemię", jednak na koniec nie wiedzieć dlaczego uznaje, że jednak woli Karolinę. Magia świąt? Litości.
Najgorsze jednak zostawiliśmy na koniec, bo aż trudno wytłumaczyć, co stało się z postacią Melchiora (Tomasz Karolak). Zabawny, przebrany za Mikołaja, gość z poprzednich odsłon stał się złośliwym prostakiem, który traktuje kobiety (i dzieci też) w sposób chamski, prymitywny i urągają godności zarówno tym postaciom jak i widzom. Przykłady. Podczas odprawy w firmie mówi przy wszystkich do prowadzącej by "pokazała cycki".
Tę samą bohaterkę (Magdalena Boczarska) nazywa też "korpo-rurą" i proponuje by "cmoknęła go w trąbkę". W innej scenie w ohydny sposób klepie po pośladkach dwie dziewczyny przebrane za asystentki Mikołaja. Najwyraźniej, jednorazowa przygoda seksualna z koleżanką z pracy obudziła w nim przedmiotowo traktującego kobiety samca alfa, ale czy powinniśmy to oglądać w świątecznej komedii? Nie jest to ani śmieszne ani romantyczne.
Samego klimatu świąt też tu nie ma. Akcja niby rozgrywa się w Wigilię, ale oprócz dialogów nic na to nie wskazuje. Może właśnie dlatego ostatecznie dystrybucja filmu odbywa się na początku lutego. Największy prezent zrobicie sobie pomijając ten tytuł, oszczędzając czas i pieniądze, ale przede wszystkim nerwy. Ta seria umarła na naszych oczach. Na waszych już nie musi.
Ocena końcowa: 2/10
Michał Derkacz
fot. Marcin Makowski, TVN/materiały prasowe Kino Świat