LAF: Delfin w Taiji ma ciężkie życie
2010-08-11 10:31:44Czasem na dobry dokument składa się czyjaś mania prześladowcza oraz uroczy „uśmiech” delfina i ciężkie działa wytaczane każdemu, kto zechce go skrzywdzić. „Zatoka delfinów” Louie Psihoyos za mocno gra na emocjach, by nie podejrzewać jej o propagandowość.
Pobyt w oceanarium pozostawia niezapomniane wrażenia. Zgromadzona publiczność z zapartym tchem obserwuje ewolucje delfinów, by potem mruczeć pod nosem: „zaiste, delfiny to mądre zwierzęta”. Film Psihoyos pokazuje ciemną stronę tego wielomilionowego przemysłu rozrywkowego.
Richard O’Barry, niegdyś trener delfinów i współtwórca sukcesu serialu „Flipper”, który wykreował popyt na delfinaria, po latach zrozumiał swój błąd i próbuje zastopować wielką machinę handlu tymi sympatycznymi stworzeniami, mówi w filmie - „przez 10 lat współtworzyłem przemysł, z którym przez następne 35 lat próbuję walczyć”. Mimo obowiązującego od lat zakazu połowu waleni, w małym japońskim Taiji na ogromną skalę brutalnie odławia się delfiny, by ich młodszą część odsprzedawać delfinariom z całego świata, a resztę zarżnąć dla mięsa. Rocznie w ten sposób ginie ok. 23 tysiące waleni, które są za stare, by nauczyć się efektownych sztuczek. O’Barry próbuje nagłośnić ten proceder, ale nie jest to łatwe. Zatoka, w której dokonuje się odłowu i rzezi jest szczelnie odseparowana, otoczona zasiekami z drutu kolczastego i chroniona przez lokalnych rybaków, którzy uważają delfiny za najgorsze szkodniki. Na szczęście w sukurs przychodzą mu reżyser niniejszego filmu - słynny fotograf nagrodzony m.in. World Press Photo - i znajomi specjaliści od efektów specjalnych z drogimi zabawkami, które pozwalają sfilmować jako dowód krwawej masakry na delfinach. O’Barry może już nagłośnić sprawę na forum międzynarodowym.
Temat jest ciężki, ale wart uwagi. Ogląda się „Zatokę delfinów” jak klasyczny thriller – konflikt z miejscową społecznością i władzami, nocne podchody, śledzenie, prześladowania by po chwili przypomnieć sobie, że to realny dokument. W pamięci zostaje przede wszystkim obraz wody w zatoce czerwonej od krwi opływającej nieruchome ciała delfinów. Nużące jest polityczne tło sprawy – przekręty w Międzynarodowej Komisji Wielorybnictwa dokonywane przez japoński rząd, chociaż wzburzyć może wprowadzenie do japońskich stołówek bogatego w trującą rtęć mięsa z Taiji.
Podsumowując – historia jest emocjonująca, angażująca emocjonalnie widza,… ale zbyt propagandowa, nazbyt rozwijająca wątek paranoi wobec Japonii. Winnymi wydają się w filmie wszyscy – urzędnicy, że potajemnie zezwalają na proceder i podtruwanie społeczeństwa, agendy międzynarodowe za bierność, społeczeństwo – za niewiedzę. Widz też zaczyna czuć się winnym za to, że nie protestuje pod ogrodzeniem w zatoce Taiji.
Mimo to odważę się polecić film tym, którzy nie lubią ekooszołomów i ekoterrorystów. Bo gorzej myśleć już o nich nie będą.
Recenzja powstała podczas Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu (6-15 sierpnia 2010)
Karolina Kuśmider
(karolina.kusmider@dlastudenta.pl)