Królewski spokój
2007-01-31 09:16:05Kiedy ścigana przez fotoreporterów Diana zginęła w wypadku samochodowym, cała Anglia zamarła. Dziś, w 10 lat po tragedii w paryskim tunelu, trudno zrozumieć przyczyny owej zbiorowej histerii.
Co takiego było w Dianie, że poruszała miliony? Dlaczego jej śmierć - a nie, przykładowo, późniejsza o kilka dni śmierć Matki Teresy - wzbudziła taki wybuch emocji? Jak to możliwe, że miliony Brytyjczyków i setki milionów ludzi na świecie zapłakało właśnie po jej odejściu? Dlaczego stała się "królową ludzkich serc" - by użyć tego sentymentalnego, ale w jakimś stopniu trafnego wyrażenia?
Życie Diany to temat na osobny film - w obrazie Frearsa księżna i jej śmierć stanowią tło innego dramatu. Dramatu, a zarazem gry pomiędzy dwoma najwybitniejszymi postaciami współczesnej Anglii: Elżbietą II i Tonym Blairem. Reżyser w mistrzowski sposób pokazuje przemianę, do jakiej zmusza ich sytuacja. Powściągliwa monarchini zgodnie z królewskim protokołem nie widzi potrzeby, by niezwiązaną już z dworem Dianę traktować jak członkinię królewskiej rodziny. Nie wygłasza żadnego oświadczenia, nie spuszcza flagi do połowy masztu, nie wraca do Londynu. Z kolei otoczony specami od PR-u Blair analizuje brukowce i wygłasza przejmujące przemówienie. On, który swą funkcję sprawuje dopiero od kilku dni! Chłód pałacu rozwściecza brytyjską ulicę, zręczność uśmiechniętego premiera czyni z niego swoistego "ojca narodu" - tak to wygląda na początku. Tradycja zderza się z Nowoczesnością, a uosobieniem dwóch wizji sprawowania władzy są królowa i premier. Ale ludzi dużego formatu poznaje się po jednym: po tym, że potrafią się zmienić.
I taką właśnie wewnętrzną przemianę, trudną i bolesną, oglądamy. Helen Mirren za rolę królowej dostała już Złotego Globa, a w wyścigu po Oscara jest faworytką. Także Blair Michaela Sheena zagrany jest koncertowo. Wiecznie uśmiechnięty młodziak każący sobie mówić po imieniu to premier-modernizator, który najpierw uświadamia sobie, że "trzeba ich uratować przed nimi samymi" (to o rodzinie królewskiej), a potem zaczyna Elżbietę II zwyczajnie, po ludzku, rozumieć. Nie jest zimna, po prostu wykonuje swoje obowiązki. To, że nie okazuje swych uczuć publicznie, nie oznacza, że jest nieczuła.
Gdy królowa w końcu przyjeżdża do Londynu i z godnością stawia czoło rozhisteryzowanemu tłumowi zaczynamy rozumieć, że czasem powściągliwość kosztuje więcej i bardziej jest godna podziwu niż hektolitry infantylnych łez. Zmieniają się bohaterowie brukowców, a monarchia - trwa.
Łukasz Koterba
(lukasz.koterba@dlastudenta.pl)