Koza a New Age
2010-05-07 08:43:13"Człowiek, który gapił się na kozy" Granta Heslova - jak dla mnie komedia miesiąca. Plus doborowa obsada - Clooney, Spacey, Bridges, McGregor. Palce lizać.
Safandułowaty Bob Wilton (Ewan McGregor) dowiaduje się, że żona go rzuca dla własnego szefa. Jak wielu przed nim, postanawia udowodnić ukochanej, jak wielki błąd popełniła i wyjeżdża na wojnę. To nic, że jest dziennikarzem z prowincji i będzie jedynie relacjonował wojnę w Iraku, na dodatek z hotelu za granicą. Przygodę, która odmieni jego życie, przeżyje dzięki Lynowi Cassady'emu (George Clooney), który opowie mu historię ściśle tajnego projektu armii USA i wciągnie w poszukiwania swojego dawnego dowódcy. Do tego momentu historia brzmi jeszcze jak film wojenny, ale to tylko pozory. Celem eksperymentalnej jednostki wojskowej w Fort Bragg, do której Cassady należał, była zmiana sposobu prowadzenia wojny. Armia Nowej Ziemi zajmowała się bowiem zabijaniem przeciwników wzrokiem, telepatycznym mąceniem myśli wroga i innymi paranormalnymi sztuczkami. A na domiar tego odbywało się to w konwencji hippisowskiej, z nieodłącznym hasłami umiłowania przyrody, pokoju i braku przemocy - w wojsku! Cassady, twierdzący, że jest żołnierzem Jedi, wyruszył w misję odnalezienia twórcy legendarnego oddziału - Billa Django (Jeff Bridges), a jego życiowym i niewybaczalnym grzechem jest to, że zabił samym wzrokiem kozę.
Cała historia jest tak nieprawdopodobna, absurdalna i brawurowo poprowadzona, że aż głupio, że jest po części oparta na realnych badaniach z okresu zimnej wojny. Podobno fanom takich historii z życia U.S. Army warto polecić książkę Jona Ronsona pod tym samym tytułem.
Ale wracając do filmu: główni aktorzy pokazują po raz kolejny swoją komiczną stronę, grając do bólu przerysowane role, niestety w większości zgodnie ze swoim emploi. Wygłaszają największe nawet bzdury z kamiennymi twarzami. Kapitalne są sceny „uwalniania" obozu wojskowego za pomocą LSD i ćwiczenia z dręczenia szczeniaków. Mniej zabawne jest odwołanie do tortur w Guantanamo, ale w amerykańskim filmie o Iraku trzeba przecież oddać Bushowi, co królewskie.
Film dobrze obśmiewa zarówno szaleństwa wojskowych co do udoskonalania technik walki, jak i tanią duchowość obecnych czasów. Jednocześnie pozostaje świetną czarną komedią szpiegowską, którą mimo straty rozpędu akcji w drugiej połowie mogę z czystym sercem polecić.
Karolina Kuśmider
(karolina.kusmider@dlastudenta.pl)