Komar - recenzja festiwalowa
2020-11-16 09:58:09"Komar" w reżyserii Filipa Jana Rymszy to propozycja z sekcji Międzynarodowy Konkurs Nowe Horyzonty w ramach 20. MFF Nowe Horyzonty. Jest to alegoryczny film o tym, jak malutki komar może nieprzewidywalnie zmienić cały system i zrujnować dotychczasowy świat. Przeczytajcie naszą recenzję, żeby dowiedzieć się więcej.
Geniusz czy wariat?
W centrum fabuły znajduje się historia analityka finansowego z Wall Street. Richard Boca (Beau Knapp) rzadko pojawia się na imprezach firmowych i prowadzi raczej odosobnione życie. Jedyne, co robi, to ulepsza stworzony przez siebie program do kontroli wszystkich procesów giełdowych. W którymś momencie zauważa on, że ostatnio system zachowuje się dziwnie i nie działa zgodnie z oczekiwaniami. Richard jest pewny, że jest to zwiastun nieodwracalnych konsekwencji w najbliższej przyszłości, ale nikt mu nie wierzy. Jedyną stabilność analityk finansowy znajduje w roju komarów, który stworzył w swoim luksusowym mieszkaniu. Jego obsesja rośnie w siłę i w drodze do poznania poświęca swoje ciało i umysł krwiopijcom.
Twórcze poszukiwania reżysera
"Komar" to film, o którym trudno zapomnieć. Reżyserowi udało się zanurzyć widza w niczym nie wyróżniającą sie rutynę pracownika korporacji, która przeradza się w wypełnione sensem istnienie. Sceny z opuchniętą twarzą Richarda wyglądają szczególnie przerażająco. Dobrowolnie przekazuje swoje ciało, aby stworzyć największe dzieło - złożony system roju komarów. Już po kilku tygodniach puste mieszkanie przepełnia się owadami. Animacja pomaga nam spojrzeć na to, co się dzieje z zupełnie innej perspektywy. Dla komara, który przyleciał na święto bogatych finansistów, nie ma granic ani przepustek. Może wybrać każdego: zarówno tego, który popisuje się nowym iPhonem, jak i tego, który je po cichu na uboczu. Wydaje się, że reżyser w ogóle stara się unikać prymitywnych ruchów, zwyczajnych ujęć, standardowej narracji.
Praca kamery wywołuje hipnotyzujące, a zarazem przerażające uczucie. Jedyne, co nie jest w pełni zrozumiałe w filmie, to dobór muzyki. W niektórych momentach uzupełnia scenę, ale określone piosenki brzmią tak, niby są wyciągnięte z serialu dla nastolatków i trochę zakłócają nastrój filmu. Wydawało się, że reżyser szuka nowych sposobów tworzenia obrazów wizualnych. Na wyczucie zbliża się do wyrażania siebie we współczesnej kinematografii. W tym niespokojnym i ciągliwym filmie wszystko wydaje się zbyt poważne, ale jednocześnie pojawia się satyryczny uśmiech. To, co zobaczycie w "Komarze", będzie zależało tylko od waszego osobistego postrzegania - dla niektórych może to być przerażający horror, ktoś znajdzie satyrę na kryzys finansowy, a dla niektórych "Komar" może wydawać się filmem o religii i kulcie.
Czy warto obejrzeć?
Choć wydarzenia rozgrywają się w 2007 roku, trudno nie zauważyć w fabule nowoczesności. Pojawia się nowy wirus przenoszony przez komary z Nilu i przez większość filmu bohater zostaje zamknięty w swoim luksusowym apartamencie sam na sam z załamaniem psychicznym, niezliczoną liczbą komarów i daremnymi próbami uporządkowania chaosu w głowie i na całym świecie. Najdziwniejsza historia ukazuje nam się w najdziwniejszy sposób. Nawet taniec komarów w nocy na tle krwistoczerwonego nieba oprócz pewnej estetycznej przyjemności, jeszcze bardziej przekonuje, że jest to alegoria zmętnienia świadomości ludzkości pod wpływem otumaniającego poczucia własnej wartości i wielkich pieniędzy. Może po prostu nie zauważamy, jak świat, w którym żyjemy, zjada się żywcem.
Olga Makarova
fot. materiały prasowe 20. MFF Nowe Horyzonty