Kler - recenzja
2018-10-01 09:24:32Wojciech Smarzowski filmem „Kler” wywołał niesłychaną burzę medialną. O jego nowym dziele mówi się wszędzie i mówią o nim wszyscy, nawet ci, którzy na co dzień z ocenianiem filmów mają niewiele wspólnego. To taka produkcja, która swoją tematyką sprawia, że rekord frekwencyjny w polskich kinach jest tylko kwestią czasu. Jednak osobną kwestią jest to czy „Kler” się udał. Czy to dobry i wartościowy film? Przeczytaj recenzję!
Nie ma wątpliwości, że nowy film Smarzowskiego pokazuje nam Kościół jako instytucję zepsutą do cna, a duchowni do niego należący są tu zaprezentowani jako moralni degeneracji, spędzający dnie na piciu, paleniu, przeklinaniu, seksie, pedofilii i knuciu w celu zdobycia (jeszcze większej) władzy. Tytułowy kler widzimy z perspektywy trzech księży diecezji krakowskiej (Więckiewicz, Jakubik, Braciak), z różnej wielkości parafii, których niegdyś połączył los (jeden uratował resztę z pożaru).
Oczywiście mamy także arcybiskupa (Gajos), dla którego posługa sprowadza się wyłącznie do wysługiwania się innymi, zamiatania trudnych spraw pod dywan i obracania kota ogonem, co dobitnie podsumowane jest w scenie, w której, na wieść o podejrzeniu jednego z księży o pedofilię, ten stwierdza, że - Trzeba go usunąć sprzed nienawistnych oczu.
O fabule nie ma potrzeby się rozpisywać, bo ta jest śladowa. W zasadzie przez niemal 2,5 godziny seansu obserwujemy kilka przeplatających się wątków, z których na koniec mamy poukładać sobie wizerunek kościoła w Polsce. Jest tu ksiądz, który zrzuca habit i przechodzi przemianę życiową. Jest ksiądz oskarżony o pedofilię, dla którego ta sytuacja staje się oczyszczająca w każdym tego słowa znaczeniu. Jest też postać księdza – karierowicza, który knuje i mąci tak sprawnie, że z łatwością odnalazłby się w „Grze o tron”.
Nie ma się co oszukiwać, że Smarzowski zrobił uczciwy, obiektywny film. Zrobił w 100% jednostronny obraz, który pewnie z prawdą ma wiele wspólnego, ale też jest na tyle nieobiektywny, że tylko najbardziej naiwni widzowie uwierzą w we wszystko, co dzieje się na ekranie. Takie jest prawo twórcy, by swe dzieło kształtować wedle subiektywnego uznania. W przypadku „Kleru” zdecydował się opowiedzieć o wszystkich grzechach Kościoła, przez co niestety najistotniejszy wątek molestowania seksualnego dzieci przez księży, które od lat jest problemem, tu jakoś się rozmywa.
Jest nam to pokazane, z tezą, że pedofile w habitach uprawiają swój proceder bezkarnie przez dziesięciolecia, a ich ofiary to dziś zniszczeni psychicznie dorośli ludzie. Według Smarzowskiego, historia polskiego Kościoła to historia żądnych władzy krętaczy i zboczeńców. Czy chcecie w to uwierzyć, to już wasza sprawa.
Na szczęście, „Kler” zwraca uwagę na problem, wsadza kij w mrowisko i powoduje głośne debaty. To zdecydowanie największa zaleta tej produkcji. Zaraz obok rewelacyjnego aktorstwa w wykonaniu najlepszych aktorów jakich mamy w kraju. Artystycznie jednak jest to film bełkotliwy i dość nużący. Bliżej mu do słabiutkiej „Drogówki” i średniego „Pod Mocnym Aniołem”, niż wstrząsającego „Wołynia” czy poruszającej „Róży”. „Kler” jest poniżej wielkiego talentu swego twórcy.
Ocena końcowa: 5/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia.
Kler, reż. Wojciech Smarzowski, prod. Polska, czas trwania 133 min, dystr. Kino Świat, polska premiera 28 września 2018
fot. Bartek Mrozowski/materiały prasowe