Klasyczna wieczorynka - kino dla dzieci sprzed lat
2020-07-27 14:13:17Kiedyś to było... - zdanie tak często słyszane z ust starszego pokolenia. PRL, był jaki był, ale człowiek się ze wszytskiego cieszył, brał co dawali i namaszczał świetością. Jednym z takich dóbr była wieczorynka. Gdy wybijała godzina 19:00 najmłodsi widzowie znikali. Rozpływali się przed ekranami zagryzając kanapki brudnymi rękami, których nie zdążyli umyć po zejściu z trzepaka. Przed nimi cała plejada gwiazd - od Bolka i Lolka, przez Reksia, Misia Uszatka. Nie potrzebne było tempo i perfekcyjna animacja. Wiele działo się w głowie. Jakie kiedyś były bajki dla dzieci?
Ile to trwa?
Gdyby dzieciaki lat 80-tych dowiedziały się ile teraz spędzamy czasu w jednej pozycji oglądając co popadnie mogłyby się zdziwić. Kiedyś nie było mowy o animacjach dla dzieci trwających półtorej godziny. Choć Disney wypuścił już swoje klasyki, do Polski miały one dotrzeć ze znacznym opóźnieniem. Bajka była przerwą, a nie sposobem na zabicie nudy.
Nieme kino
Czy ktoś pamięta najczęstsze powiedzonko Reksia? A Bolka i Lolka? Nie sprawdzajcie. W pierwszych odcinkach nie mówili. Po co słowa? Wystarczy muzyka i mnóstwo onomatopei. Dzieci świetnie radziły sobie z odgadywaniem intencji i śmiały się w głos słysząc „bęc” „fruuu” „klaps”. Pierwsi "Jacek i Agatka" mówili głosem Zofii Raciborskiej, a „Misiowi Uszatekowi” głosu użyczył Mieczysław Czechowicz. Pamiętamy zdziwienie, gdy reprodukcje znanych bajek są wzbogacane o głos, a raczej okradane z milczenia. Przecież te ułatwienia i ulepszenia, zamykają wrażliwość i ograniczają prace wyobraźni.
Muzyka w bajkach
Warto wspomieć, że muzyka nie stanowiła jedynie klimatycznego dodatku. Potrafiła budować całe światy, była bohaterem, o którym ciężko zapomnieć. Gdy słyszymy pierwsze dźwięki znanych bajkowych czołówek od razu chce nam się krzyczeć „Reksio”! „Krecik”! „Wilk i zając”! Nie ma się co dziwić, ten muzyczny sukces zawdzięczamy kompozytorom takim jak Zenon Kowalowski czy Piotr Hertel.
Rosyjsko-czeski Pixar
W przeciwieństwie do mody na wszystko, co amerykańskie, jeszcze kilka lat temu polskie dzieciaki mogły wychylić nos w poszukiwaniu bajek jedynie do najbliższych sąsiadów. Oczywiście wiązało się to z panującym komunizmem i sprawami politycznymi. Mimo to, szkoda, że dzisiaj odcięliśmy się od wschodnich wpływów, również na polu animacji. Współczesny „Wilk i zając” to nagrodzony Oscarem „Zwierzogród”, a Krecik swoim „ahjo” macha już tylko na pożegnanie.
Lalki, plastelina i rysunek
Niespójny, poklatkowy ruch rysunków, lalki, plastelina. Właśnie tak wyglądał świat animacji. Zaczynając od pacynkowego „Jacka i Agatki”, przez pluszowego Coralgola, plastelinowy „Plastusiowy pamiętnik” czy rysunkowy „Zaczarowany ołówek”. Bajki były obszarem twórczym dla wielu artystów. Swoje pięć groszy mogli tu wrzucić aktorzy – lalkarze, lektorzy, pisarze i poeci. Często właśnie dzięki twórczości skierowanej do dzieci mogli cieszyć się popularnością i uznaniem. Mamy tu na myśli takich twórców jak Kornel Matuszyński, którego „Koziołek Matołek” znazał miejsca w wielu sercach i głowie.
Wszytsko z głową
Nie chcielibyśmy psioczyć na współczesne bajki i technologie. Doceniamy komputerową dokładność, świat wytwórni Disney Pixar i nie uważamy, że nie ma w nich wartości. Mali widzowie wraz z rodzicami muszą bardzo uważać, by nie trafić na grząski grunt. Ty dzieci są wystawianie na kino zatytułowane „uważaj, żeby się nie przewrócić”. Bajki z jednej strony oprawiane w tysiąc słodkich kolorów, z drugiej przepełnione agresją. Popadamy w paranoję ubierając Kubusia Puchatka w spodnie, nie dając twórcom swobody, a z drugiej strony budując przerażające komputerowe światy.
Maja Kowalska
fot. materiały prasowe