Recenzje - Kino

Kain i Babel

2007-01-04 15:08:17

 Choć raczej nie mamy do czynienia z filmem rozrywkowym, „Babel" Alejandra González Inárritu stanowi po trosze powtórkę z „rozrywki". Wzbogaconą repetycję z dwu poprzednich filmów reżysera - „Amores Perros" i „21 gramów". Czyżby zatem widz otrzymał (cytat za „Fight Club") „kopię z kopii - z kopii?" Na szczęście nie, faktem jednak jest, że najnowsza propozycja meksykańskiego reżysera nosi w sobie silne symptomy poprzednich jego dokonań.

Inárritu to postać charyzmatyczna. Bezkompromisowa. Znamionująca swe filmy stylem uznawanym przez wielu za niepowtarzalny. Jest to również reżyser, który zapewne nie uniknie odniesień do swego debiutu - wspomnianego już „Amores Perros". Achronologiczna, pozornie bezładna, poćwiartowana narracja, okraszona spoconą atmosferą zaułków, brudu i krwi. Do tego znakomity Gael Garcia Bernal, wspomagany niespokojnym montażem i nerwową pulsacją kamery, która penetrowała wszystko wokół z niesłychaną drobiazgowością, wściekle ujadając w stronę widza - nic dziwnego, że debiut z miejsca uznany został za objawienie, epifanię, cud. Cud, który z łatwością odnalazł swe miejsce pośród filmów wylęgłych na fali wzburzonej przez Quentina Tarantino i jego zabawy w przemoc. Cud, którego stylistyka dziś jest raczej trendy, choć samo trendy jest już passé. W gruncie rzeczy, przy całej swej nierówności „Amores Perros" był rzeczywiście filmem wybitnym. Prawdziwym, estetycznym pięknym brudem pod paznokciem, pretendującym do miana sztuki. Przy okazji „21 gramów" dokoptowano akcenty z rejonów metafizyki - często ulicznej. Akcja okazała się nieco spokojniejsza, lecz wymagająca rekonstrukcji z racji swej niechronologiczności, znów rewelacyjne aktorstwo - wszystko po raz wtóry przemówiło do widzów i krytyków. Co na to „Babel"?

Wraz z najnowszym obrazem Inárritu, widz otrzymuje na grubo ponad dwie godziny sowitą porcję niepokoju ducha, złego przeczucia, domysłów. Nad akcją bowiem wisi zły Los, który czyha. Trochę jak w horrorach klasy G, (a przynajmniej B), o wysokim stopniu zamerykanizowania - patrz filmy typu „Oszukać przeznaczenie", gdzie bohaterowie muszą zginąć, pytanie pozostaje właściwie jedno: w jaki sposób? Tak Los w „Babel" czai się, wysyłając w eter złowróżbne znaki. Często prowokuje - i wydaje się, że nie stoi za tym żaden ziemski, chociażby postkomunistyczny „Układ". Sprawa wydaje się być szyta jeszcze grubszymi nićmi. Na fabułę filmu składają się cztery wątki, które wyplatają warkocz tak długi, że łączący większą część kuli ziemskiej. Miejscem akcji są przepiękne krajobrazy górzystych partii Maroka, odległej Japonii, czy rodzimego reżyserowi Meksyku. Klamrą spinającą większość wątków, które składają się na „Babel" okazuje się być śmiercionośna strzelba, którego zasięg jest wyjątkowy. Oto przybyły z Japonii myśliwy w ramach podziękowania za wspaniałe polowanie w Maroku, ofiarowuje swemu przewodnikowi strzelbę. On z kolei sprzedaje ją swemu sąsiadowi, którego synowie zamiast mierzyć w stronę szakali - preferują zabawę w „traf w autobus". Pech (czytaj : Los) sprawia, że autobusem tym podróżuje małżeństwo turystów (odtwarzanych przez Brada Pitta i Cate Blanchett). A z kolei ich dzieci, pod opieką latynoamerykańskiej niani wyruszają w nielegalną podróż do Meksyku... Chyba wystarczy. Jak widać, trudną i szkodliwie upraszczającą czynnością jest opowiadanie treści filmu. A jak opowiada swe historie Inárritu?

„Babel", choć wykorzystujący sztuczki znane z poprzednich dwu filmów reżysera, to film odmienny, wzbogacony. Owszem, wszystko już było: obfite zagęszczenie akcji, niespokojna wymienność wątków, fabularna żonglerka prowadząca do huśtawki nastrojów. „Babel" jest jednak mimo wszystko najspokojniejszym filmem Inárritu. W tym wypadku reżyser opowiada swe historie często bez używania słów - czasem wystarczają mu same plenery, mimika, szerokokątnie ukazywane pejzaże w wyśmienitych zdjęciach. Aktorstwo, jak przystało na taką obsadę (Pitt, Blanchett, Bernal) - chciałoby się powiedzieć: „jak zwykle na znakomitym poziomie". Nie ma tu jednak kreacji na miarę Benicio del Toro, Seana Penna czy Naomi Watts, nawet sam Bernal okrojony został do roli w epizodzie, na dodatek z wąsem. Fanki boskiego Brada Pitta podobno nie mogły przeżyć oszpecenia pięknych jego lic kilkoma (dodatkowymi) zmarszczkami, pod postacią kurzych łapek. Czy przełożyło się to na kreację aktorską? Rzeczywiście, to najbardziej zmęczona jego rola, ale poza samym zmęczeniem oczekiwać można nieco więcej.

Odnosi się wrażenie, że twórca zrezygnował już z filozoficznych pretensji, w których opływało „21 gramów" („Ile waży ludzka dusza?"). W „Babel" reżyser raczej udziela odpowiedzi. Biblijna symbolika umieszczona już w tytule wyraża tak dużo, że nie było potrzeby jej dalszego rozwijania. Babel, czyli pomieszanie języków. Niemożność komunikacji we współczesnym świecie. Terytorialne i mentalne rozproszenie. Sprawą do przedyskutowania wydaje się zasadność użycia strzelby jako fatum, które przemierzając tysiące kilometrów staje się przyczyną tragedii. Nowoczesna puszka Pandory, z której symbolicznie wylało się zło. Wszystko to na granicy niezamierzonej śmieszności. Podczas projekcji stale odnosi się wrażenie, że kwestią chwili jest nadejście tragedii, cały świat w filmie przedstawiony zdaje się być poddany próbie. Brat przyczynia się do śmierci brata, kontynuując biblijne dzieło Kaina. Rezultatem braku odpowiedzialności musi być sroga kara, poprzedzona chwilami przerażenia i zgryzoty. Prawdę mówiąc, mocniejszą siłę przekonywania posiadał motyw Biblii w „Jabłkach Adama", duńskiej opowieści o współczesnym, ponowoczesnym Hiobie, którą jeszcze niedawno mogliśmy podziwiać z rozdziawioną jamą gębową na ekranach polskich kin.

„Babel" jako opowieść o braku możliwości komunikowania się, odczytywana może być na wielu płaszczyznach. Terytorialnej, pokoleniowej, mentalnej. Inárritu w swym ostatnim filmie przygotował historię ogólnoświatową, o uniwersalnych ambicjach. Ja chcę odczytywać „Babel" jako film o potrzebie wzajemnej bliskości, o którą niekiedy przychodzi się trudzić. Czasem może być za późno. Film zawiera w sobie wiele ukrytych perełek, często nieoszlifowanych (świetny wątek japoński z dialogiem na migi). Taka jest jednak specyfika stylistyki meksykańskiego reżysera, którego urok polega na niedoszlifowaniu właśnie.

„Babel", pomimo odmiennej tematyki i zastosowanej techniki prowadzenia narracji, to film, któremu zabrakło nieco świeżości. Widać, że reżyser wciąż poszukuje adekwatnego sposobu na wyrażenia jątrzących się w nim problemów. Padł on jednak ofiarą swego własnego stylu, który chciał nieco uspokoić, tworząc mariaż gęstych, wściekle nieuporządkowanych obrazów ze spokojnymi, długodystansowymi, powolnymi pejzażami, niedopowiedzeniami. Efektem jest jakaś forma pośrednia, która nie do końca przekonuje. Jeśli przyjrzeć się artystycznemu rozwojowi Inárritu, to wciąż poszerza on zakres „miejsca akcji" - zaczął od samego Meksyku, a skończył już niemal na ogólnoświatowej opowieści. Aż strach pomyśleć co będzie przy okazji jego następnego dzieła. Odnoszę wrażenie, że film jako tworzywo to dla niego za mało. Nie wystarcza. Stąd skłonności do wszelkiego przesycania, nadmiaru, pozornie bezładnego wyścigu z emocjami, gry nerwów. A skąd skłonności do powtarzania starych schematów? Mam nadzieję, że nie wynikają z artystycznego wypalenia. Ale o tym następnym razem.

Grzegorz Czekański
(grzegorz.czekanski@dlastudenta.pl)


Słowa kluczowe: Babel, recenzja
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Władca mroku
Władca mroku - recenzja

Czy warto zobaczyć nowy horror twórcy "The Boy" i "Sierota: Narodziny zła"?

abigail film
Abigail - recenzja spoilerowa

Rodzice nie mówili, żeby nie bawić się jedzeniem?

Rebel Moon – część 2: Zadająca rany
Rebel Moon - Część 2: Zadająca rany - recenzja

Czy ten film Zacka Snydera jest lepszy niż pierwsza część?

Polecamy
Teściowie film
Teściowie - recenzja przedpremierowa

Zobacz, jak najważniejszy dzień w życiu, może stać się największym koszmarem.

Via Carpatia
Via Carpatia - recenzja

Historia jest fikcyjna, ale świat z roku 2016 taki realny.

Polecamy
Premiery filmowe
Zapowiedzi filmowe
O nich się mówi
Ostatnio dodane
Władca mroku
Władca mroku - recenzja

Czy warto zobaczyć nowy horror twórcy "The Boy" i "Sierota: Narodziny zła"?

abigail film
Abigail - recenzja spoilerowa

Rodzice nie mówili, żeby nie bawić się jedzeniem?

Popularne
25 najlepszych filmów wszech czasów
25 najlepszych filmów wszech czasów

Magazyn "Empire" wybrał najlepsze filmy wszech czasów. Zapraszamy do obejrzenia ścisłej czołówki rankingu!

Najlepsze filmy dla zjaranych ludzi
Najlepsze filmy dla zjaranych ludzi

Dym w płucach często łączy się z oglądaniem filmów. Prezentujemy 20 idealnych filmów na wieczór z zielskiem.

12 najlepszych filmów psychologicznych
12 najlepszych filmów psychologicznych

Przedstawiamy najlepsze filmy psychologiczne, które każdego oglądającego zmuszą do refleksji!