Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa - recenzja
2020-06-05 11:16:03Maciej Kawulski, reżyser "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" niedawno rozpoczął karierę reżyserską. Na swoim koncie ma taką produkcję jak "Underdog". Specjalizuje się w sztukach walki, widać to w jego filmach - obfitują w potyczki i krwawe obrazy. Jest współwłaścicielem Federacji KSW. Tematy rywalizacji i odpowiedniej taktyki nie są mu obce. Jego najnowszy film przeżywa małe odrodzenie, będąc jedną z najciekawszych premier na Netflixie. Przekonajcie się dlaczego. Przed wami historia polskiego gangstera z tego roku.
Witamy w mafijnej bajce
Jako dzieciak nasz główny bohater (Marcin Kowalczyk) znany z roli Magika w "Jestem Bogiem" marzył o niekończącej się adrenalinie tak jak nieskończone są liczby w matematyce. Wykształcenie nie było wspomniane, bo nie miało większego znaczenia. Mimo dobrego wychowania chłopak z kamienicy wymyślił swój własny plan na życie. Niekoniecznie podobał się on bogobojnemu ojcu. Skąd wzięła się fascynacja karkami, którzy mają władzę nad wszystkimi?
Każdy wie bądź orientuje się, że w latach 70. to mafia pruszkowska rządziła Warszawą. Sam Pruszków stał się nieformalną stolicą i centrum dowodzenia gangsterów. Nie było im równych. Spokojnie przeżywali złote lata, które nie mogły trwać wiecznie, m.in. dlatego, że pojawił się świadek koronny, który mając ochronę, mógł przeciwko nim zeznawać. Jest w tym wszystkim coś fascynującego - pieniądze, towar, kobiety oraz codzienność pełna wrażeń. Bycie panem życia i śmierci. W nawiasie reinkarnacja wojennych represji.
W mafijnej rodzinie istnieją inne hierarchie. Braci, niestety się traci. Liczy się lojalność i porządne przygotowanie do skoku. Główny bohater miał swoje credo, którego się trzymał. Miał do tego głowę, trzeba przyznać. Młody gangster zaczął działać w tym światku, wykorzystując znajomości z kobietami. Okazało się, że tak nudna praca nie była dla niego. Potrzebował czegoś innego. Bitki i wszczynanie awantur było dla niego rozgrzewką przed wielkimi zawodami. Bez tego w pełni nie oddychał. Stanie się pełnoprawnym bandziorem pozwalało mu być niejako sobą i prowadzić ekscytujące życie.
Współpraca z wami to czysta przyjemność
W czasie wolnym od pracy, można komuś przyłożyć i jest okej. To płytkie, a zły bandzior miał jednak uczucia, zakochał się. Zazwyczaj takie historie nie kończą się zbyt dobrze. Zawsze znajdują się jacyś fascynujący mężczyźni, którzy działają, jak lep na muchy na kobiety. Taki rodzaj facetów jest dla nich tak intrygujący i straszny, że aż fajny. Tylko jaką cenę płacą za to gangsterzy? Nawet niejednokrotne witanie się z kratami nie spowoduje, że rzucą swój fach. Na dobrą sprawę nic innego nie potrafią. Notowany gangster nie znalazłby legalnej pracy, gdzie roi się mnóstwo takich jak on. Jedynie łyk gorzkiej żołądkowej, kulka w łeb i krzyżyk na drogę. Większość z nich godzi się z własnym losem i zdaje sobie sprawę z tego, jak skończą.
Oczywiście nie to jest puentą tej historii, chodzi przede wszystkim o sposób, w jaki działa główny bohater i o jego wspomnienia. Pokazuje on, że można być "całkiem przyzwoitym gangsterem" i zarabiać kokosy. Jak raz powinie się noga i dostanie się po gębie, to nic. Tak się zdarza. Ważne, żeby robić to, w czym jest się dobrym i tego się trzymać. Faktem jest, że nie wszyscy potrafią nad sobą panować. Wielka presja, towarzysząca gangsterom powoduje, że muszą się czasem znieczulić. Wszystko zależy od psychiki, bo mięśnie i stwarzanie pozorów to nie wszystko. Życie bandziora nie jest takie proste, bo można czuć się, jak człowiek, który robi swoją robotę albo jak zmechanizowany zabójca.
Przy czym nikt nie chce być kapusiem, bo każdy wie, jak oni kończą. Mafia ma na to sposoby. Zaczynając z nią, nigdy nie będzie się już wolnym człowiekiem, a co dopiero obywatelem. Definicja wolności zaczyna oscylować wokół kasy i omijania zapuszkowania. Kowalczyk odnalazł się w swojej roli brawurowo. Jego charakteryzacja zmieniała się wraz z upływającym czasem i perypetiami jako "człowieka w świecie biznesu". Okazało się, że chowa coś pod swoją skorupą i głębsze emocje byłyby na wielki plus tej produkcji, gdyby tylko nie zostały tylko przedmiotowo potraktowane. Tak jakby gangster miał być tylko twardzielem.
Mafia, obraz brudnej pseudowładzy
Przestępczy światek został widzom skrzętnie przedstawiony - skoki, rabunki, morderstwa i lejąca się krew oraz wciąganie działek kokainy. Gangsterski narrator tracił swój dorobek i od nowa go odbudowywał. Film Kawulskiego pokazuje, jak wielki jest świat w stosunku do nic nieznaczących ludzi. Stają się oni tylko marionetkami w rękach silniejszych. Korupcja to chleb powszedni, gdzie nie ma żadnych reguł. Można przecież wziąć ze sobą klamkę i odstrzelić świadka czy nieposłusznego bandziora, który ośmielił się działać na swoją rękę. W takim świecie życie ludzkie nie ma znaczenia. Często towarzyszy temu wszystkiemu przeładowanie bodźcami w postaci nałogów. To się w końcu odbija na psychice. Nikt nie jest zupełnie nieczuły. Mafiozo świadomy tego, że tonie w bagnie albo ze sobą kończy, albo uparcie ucieka z rąk władz. Przyjaciel gangstera i jego prawa ręka (Tomasz Włosok) zdecydowanie należał do grona tych, co byli świadomi swojej marności. Nie oznaczało to jednak, że nie dążył do stania się postrachem w każdej warszawskiej dzielnicy. Marzenia o wskoczeniu w ciuchy gangstera z ortalionowego dresiku da się spełnić, ale trzeba zdobyć szacunek.
Walka z nieśmiertelnością kończy się gryzieniem piachu, rozbrykanie ludzi od brudnej roboty bałaganem w mieście i problemami. To, co dobre kiedyś się kończy. Czas świetności bohatera opowieści minął i postanowił, wychodząc z więzienia, że zacznie wszystko od nowa. Tylko że prawo w Polsce zaczęło się zmieniać. Według tego filmu mafia składała się przede wszystkim z karków od brudnej roboty. Nie byli oni od myślenia i skonstruowania przebiegu całych operacji. Był taki jeden gangster, Masa. Zniszczył Pruszków, unicestwił potęgę wielkiej rodziny. Innej interpretacji być nie mogło. Znalazł się ten, który sypnął garścią krwawej prawdy. Jarosław Sokołowski, najbardziej wpływowy gangster czasów PRL-u napisał książki o swoich kolegach, przyczyniając się do wielkiej nienawiści skierowanej w jego stronę. Dzięki jego relacji można przybliżyć sobie sylwetki ludzi (potworów), budzących głównie postrach w stolicy.
Czy to historia straszna, jak się patrzy?
Prócz rozeznania historycznego i wątków biograficznych polskiej mafii, trzeba wspomnieć o samym zamyśle filmowym i użytych efektach. Muzyka, która płynęła w tle od samego początku, oddawała w pełni klimaty tamtych czasów, jednak robiła to w sposób banalny. Przesadnie nawiązywała do pojawiających się kadrów. Reżyser chyba zapomniał, że tworzy dzieło także dla inteligentnych widzów, którzy są przygotowani na mroczne rozdziały i wymagają więcej od takiego kina. Z pewnością powtórka kinematograficzna się w to nie wlicza . Im mniej pokazanych wprost elementów, tym ciekawsza historia. Podanie wszystkiego na talerzu to tani i nudny zabieg, który nie ukrywając, zabił gangsterski klimat na amen. Jak wiadomo w świecie "biznesmenów w kominiarkach" nie ma miejsca na religię, a tym bardziej na żadne poczucie winy.
W trakcie seansu można się uśmiechnąć, ale też powątpiewać w historię wielkiego gangstera, który na siłę próbuje przekonać nas, jak tak naprawdę wygląda mafijny świat. Bywało sielankowo. Finalnie jednak jest to w końcu historia prawdziwa, przydałoby się więc więcej wiarygodności, a nie rzewnych wstawek i melodii. Kawulski wymyślił ciekawą koncepcję na film o strasznym bandziorze, ale nie przedstawił jej w sposób zaskakujący. Jego film gangsterski ogląda się więc lekko, krwiste sceny urozmaicają narrację, bywają także momenty, w których bohaterowie nie grzeszą intelektem i cały obraz złych panów lega w gruzach podczas salwy śmiechu.
Ocena wystawiona jest na wyrost, bo mimo że Jak zostałem gangsterem... nie jest premierą kinową, jest to obecnie jedna z ciekawszych pozycji na platformie internetowej Netflix. Spełnia przede wszystkim rozrywkową potrzebę widza, przy czym nie jest aż tak płytka, jak filmy Vegi, które jak miecz świetlny biją mieszaniną zażenowania po oczach, skutecznie wprawiając widza w niemałe zażenowanie. Film Kawulskiego nie jest kinem wymagającym i tak najlepiej go traktować. Widzów bardziej zaangażowanych w sprawy polityczne ubiegłych dziesięcioleci raczej nic nie zaskoczy, ale dla laika, który chce sobie przybliżyć temat mafijnych czasów, taki seans spełni oczekiwania. W każdym buntowniku jest przecież jakiś intrygujący pierwiastek, który nie tylko porywa zwykłego człowieka, ale i kinomaniaka.
Ocena końcowa: 7/10
Paulina Jakubowska
fot. materiały prasowe Next Film