Ile warte jest ludzkie życie? - recenzja
2021-09-06 10:09:39Michael Keaton w filmie opartym na faktach w reżyserii Sary Colangelo próbuje dokonać niemożliwego – wycenić wartość ludzkiego życia. Jego wzloty i upadki w tych staraniach można oglądać na Netflix już od 3 września 2021 roku. Czy warto pochylić się nad produkcją „Ile warte jest ludzkie życie?”? Przeczytajcie recenzję filmu!
Przeczytaj także: Ostatni list od kochanka - recenzja
Gdy dochodzi do tragedii
Kenneth Feinberg (Michael Keaton) to doświadczony prawnik i mediator, którego Kongres USA wyznacza na zarządcę Funduszu Pomocy Ofiarom 11 września, po atakach na World Trade Center i Pentagon w 2001 roku. Z początku zapalony do pracy, wkrótce mężczyzna odkrywa, że dostał zadanie dużo trudniejsze, niż się spodziewał. Musi dokonać rzeczy prawie niemożliwej – ustalić wysokość odszkodowań dla osób dotkniętych tragedią i zrobić to w taki sposób, by wszyscy byli zadowoleni.
Kongresowi zależy na tym, by jak najmniejsza liczba osób wniosła pozwy do sądu. Ken z kolei pragnie jak najbardziej pomóc poszkodowanym, przynajmniej we własnym mniemaniu. Dla głównego bohatera oznacza to zagwarantowanie rodzinom, które poniosły nieobliczalne straty, pewnej gotówki. Jak sam stale powtarza, pozwy mogłyby ciągnąć się latami, kosztując pozywających fortunę i nie gwarantując wygranej.
Dopiero kiedy Feinberg ściera się z Charlesem Wolfem (Stanley Tucci), działaczem społecznym, który w tragedii z 11 września stracił żonę, zaczyna rozumieć, że od początku nie chodziło o pieniądze. Wbrew swojemu cynizmowi, próbom racjonalnego i chłodnego wykalkulowania wartości strat, budzi się w nim empatia, współczucie. Ludzie przestają być w jego oczach należnymi kwotami, a stają się indywidualnymi jednostkami, które na różne sposoby radzą sobie z koszmarem po utracie bliskich.
Dojrzeć do empatii
Nie ma odpowiednich słów, by wyrazić tragizm tragedii pokroju ataku na World Trade Center i Pentagon, ani takich, które oddałyby cierpienie rodzin po śmierci bliskiego. Każdy przeżywa żałobę inaczej, a jedynymi osobami mogącymi choć po części zrozumieć, wydają się ci, którzy także doświadczyli podobnej straty. To też właśnie próbuje przekazać produkcja „Ile warte jest ludzkie życie?”. Twórcy nie próbują na siłę wchodzić w buty ofiar i poszkodowanych, których przez film przewija się ogrom. Zamiast tego skupiają się na głównym bohaterze, który nie potrafi sobie nawet wyobrazić, przez co przechodzą jego „klienci”.
Początkowy brak empatii Feinberga wypada świetnie jako środek prowadzenia narracji. Bohater stara się jak najbardziej odsunąć od bólu i cierpienia osób przychodzących opowiedzieć historię utraconych bliskich, a wszystko to w celu zachowania obiektywizmu i łatwiejszego dopełnienia biurokracji. Na szczęście Kenneth powoli zmienia się w czasie trwania seansu. Łamiące serce opowieści drugo i trzecioplanowych postaci wreszcie go doganiają, by krok po kroku odmienić serce urzędnika.
Prawdziwi herosi
To wszystko zdołałoby się na nic, gdyby Michael Keaton z pomocą twórców nie wykreował bohatera, który wbrew swojemu brakowi empatii… wzbudza sympatię. Od samego początku widz jest w stanie dostrzec, że prezentowany na ekranie Kenneth Feinberg to dobry człowiek, który chce pomóc. Jedynym problemem jest jego postrzeganie sytuacji i błędne zrozumienie słowa „pomoc”.
Zresztą nie tylko Keaton daje popis aktorski. Cała obsada sprawdza się świetnie w przypisanych im rolach. Każdy z występów daje do myślenia nad czymś innym, każdy uwiarygadnia prezentowana historię. Dzięki Shunori Ramanathan i Amy Ryan główny bohater jest konfrontowany z pytaniami i sugestiami, które nasuwają się widzowi. Ponad to wykreowane przez nie postaci stawiają w nowym świetle biurokratyczną część całego procesu, zderzają świat urzędników ze światem ofiar.
Zaś Laura Benanti i Stanley Tucci zapewniają bardziej osobiste spojrzenie na rozgrywający się na ekranie dramat. W bardzo odmienne sposoby ogrywają bohaterów, którzy podczas ataku stracili swoich małżonków. Chęć walki z całym światem, pragnienie cichego przeżycia żałoby – dwie tak różne, poruszające historie, które dzięki aktorom ożywają i zmuszają widza do konfrontacji pewnych przemyśleń, to świetnie wypadający sposób na dodanie produkcji bardziej osobistego wydźwięku.
Produkcja na poziomie
„Ile warte jest ludzkie życie?” to film zrobiony umiejętnie i z rozmysłem. Przemyślana fabuła, płynnie poprowadzona historia, która w odpowiednich momentach przyśpiesza i zwalnia, wprawnie dozowane napięcie. Cała produkcja bazuje na emocjach, które twórcy odpowiednio podbijają i wyciszają za pomocą muzyki, ujęć i samych aktorów.
Całość wypada bardzo satysfakcjonująco, a sam seans, choć opowiada o trudnych emocjach i konfrontuje z równie trudnymi tematami, ogląda się naprawdę przyjemnie. Jest miejsce żeby się uśmiechnąć, a także kilka takich, by zapłakać. To wszystko złożone razem zapada w pamięć jako dobrze spędzone dwie godziny, mimo że sama opowieść trochę ciąży na sercu.
Ocena końcowa: 8/10
Marta Matuszewska
Fot. kadr z filmu „Ile warte jest ludzkie życie?”/materiały prasowe