Igielnik - recenzja
2018-10-05 09:50:45Dwójka osób szukających swojego miejsca w świecie musi zmierzyć się z rzeczywistością, która nie jest bajkowa. Brytyjski dramat wywołuje skojarzenia z niezależną twórczością w rodzaju "Juno", "Napoleona Wybuchowca", czy filmów Wesa Andersona. Mimo specyficznej, "odrealnionej" stylistyki obraz Deborah Haywood wydaje się bardziej rzeczywisty niż tamte produkcje. Przeczytaj recenzję filmu "Igielnik"!
Lyn (Joanna Scanlan) i Iona (Lily Newmark) łączy wyjątkowa reakcja. Lyn to przybrana matka dziewczyny. Stara się robić wszystko, żeby chronić ją przed wszelkim złem. Przez nadopiekuńczość przybranej matki Iona wydaje się być nieprzystosowana do rzeczywistości. Ważnym wydarzeniem w życiu obu bohaterek jest przeprowadzka do nowego domu. Lyn i Iona starają się nawiązać nowe znajomości i znaleźć szczęście. Ciężko jednak dopasować się im do realiów nowego życia. Uciekają często w świat wyobraźni i oszukują się nawzajem, stwarzając pozory tego, że wszystko jest w porządku.
Konwencja, w jakiej utrzymany jest "Igielnik" została wybrana nieprzypadkowo. "Barokowa" stylistyka, dobrze znana fanom takich produkcji, jak "Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom" idealnie pasuje do odrealnionej wizji świata stworzonej przez Ionę i Lyn. Nawet dom i ubrania bohaterek są przesadnie kolorowe i ekstrawaganckie. Świat otaczający bohaterki jest natomiast szary, ponury i pozbawiony jaskrawości. Ucieczka w barwny świat wyobraźni wydaje się dobrym, ale tylko tymczasowym rozwiązaniem.
Film Haywood nie jest obrazem, który można obejrzeć, by odstresować się po ciężkim dniu. Próby dopasowania się bohaterek do nowej rzeczywistości wydają się być z góry skazane na niepowodzenie. Okazuje się, że nie wszyscy ludzie, których Iona i Lyn spotykają na swojej drodze okazują się życzliwe i poztywnie nastawione. Zasadniczo większość bohaterów filmu to postaci, które z różnych, nie zawsze wyjaśnionych powodów są nieszczęśliwe. Bezinteresowne ranienie drugiego człowieka nie sprawia, że ból jest mniejszy, a raczej potęguje go. "Igielnik" to obraz pesymistyczny i mimo "indie" stylistyki wydaje się bardzo realny, bo problemy, które pokazuje Haywood są bardzo rzeczywiste.
"Igielnik" to obraz, który z pewnością warto obejrzeć. Nie tylko ze względu na humanistyczny przekaz, niosący odrobinę nadziei, ale także z powodu znakomitej reżyserii i bardzo dobrej grze aktorskiej, dzięki której wizja Haywood robi takie wrażenie. "Igielnik" to film, o którym rozmyśla się jeszcze długo po zakończeniu seansu.
Kacper Jasztal
Igielnik, reż. Deborah Haywood, prod. Wielka Brytania, czas trwania 82 min., dystr. Spectator, polska premiera 28 września 2018
fot. materiały prasowe