Recenzje - Kino

I love you, Jim Carrey

2010-09-14 14:02:29

Steven Jay Russell to osoba nietuzinkowa. Odsiaduje on obecnie karę 144 lat więzienia za oszustwa, liczne ucieczki z z zakładów penitencjarnych i podszywanie się pod  dyrektorów, prawników, lekarzy, sędziów i agentów federalnych. Swoją karierą wybitnego i ponadprzeciętnie sprytnego kanciarza zasłużył sobie na przydomki „Houdini” i „King Con”, czyli w wolnym tłumaczeniu – Król Oszustw. A do tego jest zdeklarowanym i praktykującym homoseksualistą, co akurat w zmaskulinizowanym więzieniu wcale nie jest takie złe. Dzięki temu filmowi jego nazwisko stanie się jeszcze bardziej sławne.


Na podstawie tego niezwykłego życiorysu oraz książki Steve'a McVickera, John Requa i Glenn Ficarra napisali scenariusz, który przekuli następnie na film własnej reżyserii. „I Love You Phillip Morris” opowiada o życiu Stevena Russella (w tą postać wcielił się Jim Carrey), od momentu, kiedy jako dziecko zamiast chmurek na niebie widział białe penisy, aż po chwilę, w której zostaje zamknięty w ściśle strzeżonej celi. W międzyczasie Steven odkrywa, że jest gejem, odchodzi od żony i rozpoczyna wspólny, luksusowy żywot ze swoim chłopakiem Jimmy'm. Jednak Russell szybko orientuje się, że bycie gejem jest kosztowne – to spostrzeżenie staje się bodźcem do oszustw, za które trafia do więzienia, gdzie aby coś załatwić, ma się dwie możliwości: albo się walczy, albo dostarcza oralnej przyjemności współwięźniowi (taki mały eufemizm). W więziennej bibliotece Russell spotyka Phillipa Morrisa (Ewan McGregor), w którym zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Niedługo później wyciąga ich obydwu z więzienia i próbuje ułożyć sobie wspólne życie z wybrańcem swojego serca. Chce to zrobić na bogato, a wrzeciono oszustw skręca coraz to grubsze włókna, które powoli zaciskają się na jego szyi.

Ale dość romansowania, pieprzmy się – jak powiedział Morris do Russella, chwilę po tym, jak ten drugi przekroczył próg celi tego pierwszego. „I Love You Phillip Morris” to według mnie w zasadzie one man show – popis Jima Carrey'a, jednego z najprzedniejszych aktorów komediowych, jacy kiedykolwiek rozśmieszali tą smutną planetę. Zwycięzca dwóch Złotych Globów oraz wielokrotnie nominowany do Złotych Malin – ten fakt najlepiej obrazuje, jak zpolaryzowany jest odbiór tego urodzonego w Kanadzie aktora. Można go kochać za role w „Truman Show” i „Człowieku z księżyca” i nienawidzić za wygłupy z odznaką Psiego Detektywa. Ja akurat należę do tego grona, które uwielbia Jima Carrey'a za każdy film z nim w roli głównej (ok, nie przepadam za „Głupim i głupszym”).

W „I Love You Phillip Morris” dostajemy Jima Carrey'a w wysokiej formie, zdecydowanie wyższej niż w np. „Jestem na tak”, która to produkcja była przecież całkiem niezła. Wydaje się jednak, że Ficarra i Requa dali Carrey'owi dużo swobody, a sam aktor, owiany bryzą wolności, dał popis swoich umiejętności. Najwidoczniej nie najgorzej czuje się w mało hollywoodzkich obrazach, w których ma ambitny scenariusz i dobrą postać do zagrania, niekoniecznie trafiającą w gusty przeciętnych Amerykanów – tę tezę potwierdza fakt, że do dzisiaj w kinach Stanów Zjednoczonych „I Love You Phillip Morris” nie gości, a dopuszczenie go w ograniczonej nawet liczbie kin wciąż jest przekładane. Podobno w październiku 2010 ma się to wreszcie udać. Ale czy się uda – zobaczymy.

Czym może być spowodowana taka sytuacja? Zapewne kontrowersyjnością homoseksualnego aspektu tego filmu, który jest najmocniejszym i najśmieszniejszym równocześnie wątkiem. Oczywiście nie obyło się bez całowania – McGregor i Carrey posmakowali siebie nawzajem – ale poza jeszcze jedną zabawną sceną na początku, fizyczne uroki bycia gejem nie są pokazywane na ekranie. Autorzy filmu traktują homoseksualne zapędy Russella z przymrużeniem oka – Ang Lee nie miałby tu za wiele do powiedzenia. Śmieją się oni ze stereotypów czy ludowych przesądów na temat homoseksualizmu („Czy bycie gejem i kradzieże idą w parze?”), ale także nie odpuszczają samym gejom, przerysowując ich codzienne życie i kosztowne zachcianki. Co prawda nie wiem, jak wygląda ich codzienne życie, ale mniemam, że poniekąd odbiega ono od tego spod znaku złotych zegarków i miniaturowych piesków, ukazanych w „I Love You Phillip Morris”.

Film Ficarry i Requa ma także swoją poważniejszą stronę. W gruncie rzeczy jest to bowiem prawdziwe love story. Podobnie jak w „Tajemnicy Brokeback Mountain”, gdzie opowiedziana została piękna historia o zakazanej miłości i chęci wyrwania się z narzuconego przez kulturę schematu,  w „I Love You Phillip Morris” otrzymujemy opowieść o uczuciu, które jest tak silne, że pcha drugą osobę do oszustw i krętactw. Podczas swojej przestępczej kariery Steven Russell wielokrotnie zmieniał swoją tożsamość, niemalże gubiąc w tej pogoni samego siebie, kłamstwami konstytuując swoje każde następne „ja”. Jedynym niezmiennym, prawdziwym i konsekwentnie do końca powtarzanym aspektem jego życia była miłość do blondwłosego, niewinnego Phillipa Morrisa. Notabene ich znajomość również rozpoczął od kłamstwa, podając się za prawnika, co także należy potraktować jako przestrogę przed budowaniem uczucia na fałszywych fundamentach.

Genialna, doskonale dobrana obsada, ciekawie napisany scenariusz dostarczony przez życie, urzekająca historia miłości, dla której pragnie się poświęcić absolutnie wszystko – i to dodatkowo w świetnej humorystycznej okrasie. Osobiście polecam i z niecierpliwością czekam na kolejny występ Jima Carrey'a. Oby znów w olimpijskiej formie!

Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)

Recenzja powstała dzięki:

Słowa kluczowe: Steven Jay Russell, i love you phillip morris, jim carrey, recenzja, film, John Requa, Glenn Ficarr
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Wonka film 2023
Wonka - recenzja wydania Blu-ray

Na płycie są naprawdę słodkie bonusy!

Problem trzech ciał
Problem trzech ciał - recenzja serialu

Czy mamy z tym serialem problem?

Aquaman i Zaginione KrÃłlestwo
Aquaman i Zaginione Królestwo - recenzja wydania Blu-ray

Czy warto zobaczyć ten film? Jakie dodatki są na płycie Blu-ray?

Polecamy
Krwawe niebo film 2021
Krwawe niebo - recenzja

Horror o wampiro-zombie w samolocie wylądował na Netflix. Czy to dobry film?

(Nie)znajomi - recenzja + relacja z seansu specjalnego

Oceniamy polską wersję słynnego włoskiego komediodramatu!

Premiery filmowe
Zapowiedzi filmowe
O nich się mówi
Ostatnio dodane
Wonka film 2023
Wonka - recenzja wydania Blu-ray

Na płycie są naprawdę słodkie bonusy!

Problem trzech ciał
Problem trzech ciał - recenzja serialu

Czy mamy z tym serialem problem?