Hodowca bez właściwości
2007-03-02 15:03:47Zaludnione prostymi ludźmi małe miasteczka to wręcz idealna pożywka dla tragikomedii. Niestety, dla nudy również.
„Jonny Vang” bywa tragiczny, z rzadka próbuje być komiczny, a w efekcie jest nudny. Pół biedy gdyby był nudny w sposób charakterystyczny dla dzieł superambitnych, które usypiają, ale przynajmniej sny są ciekawe. Film Jensa Liena jest nudny w sensie podstawowym, a przez to niewybaczalnym.
Zapowiada się nieźle. Główny bohater na duży potencjał nieudaczniczy; to dobra wróżba. Jego idee fix to hodowla robaków, co wróży gorzej, ale zawsze jakoś. Niestety, Jonny porusza się wśród postaci niedorysowanych, czyli mówiąc językiem krytyki – mało wyrazistych. A że małe społeczności lokalne bez osobowości w kinie wypadają wyjątkowo mało przekonująco, to nie dziwota, że z filmu najlepiej w pamięć zapadają robaki jako bohater drugoplanowy, acz w skutek niedowładu planu pierwszego, na czoło się wysuwający.
Niewątpliwie „Jonny Vang” chciałby być filmem inspirowanym Kusturicą, Jensenem czy Zelenką. Ale nadzwyczajną stronę codzienności nie tak łatwo pokazać. I tak jest właśnie w tym przypadku – historię z filmu Liena w ciemno wziąłbym do swojego życia, niechby mi parę tygodni wypełniła. Ale do filmu? Nigdy w życiu!
Ale po kolei. Entuzjastyczny hodowca robaków Jonny, ma marnej jakości rodzinę i niewielu znajomych. Jest w prawdzie Magnus, ale Jonny ma romans z jego żoną, więc przyjaźń jest mało perspektywiczna. W budowie robaczanego imperium przeszkadzają mu wszyscy i wszystko. Na domiar złego kochanka zachodzi w ciąże, małżeństwo rodziców się rozpada, a potencjalna miłość do kelnerki nie spełnia się, bo scenarzysta wyraźnie się na Jonnego uwziął.
Doprawdy, historia godna Hioba drugiej świeżości. Do pięt nie dorasta perypetiom pastora Ivana z „Jabłek Adama”. Tym bardziej że nie prowadzi do finału usprawiedliwiającego nijakie kilkadziesiąt minut. Stwierdzenie, że życie nie jest idealne, ale bywa znośne, a czasem nawet piękne, po obejrzeniu przygód Jonnego irytuje. Jak na lekarstwo w nich uroczej niezdarności, realizmu magicznego i ludzi, którzy zwykle powodują, że się śmiejemy i oburzamy jednocześnie; że rozkwita w nas nadzieja i pochwała (ułomnego przecież) człowieczeństwa, że - by dopełnić obrazu - czujemy się ludźmi jak nigdy i jesteśmy z tego cholernie zadowoleni. A Jonny hoduje robaki…
Marcin Gębicki
(marcin.gebicki@dlastudenta.pl)