Hellboy - recenzja
2019-04-15 10:13:35„Hellboy” (2004) oraz „Hellboy: Złota armia” (2008) w reżyserii Guillermo del Toro to bardzo udane, dla wielu kultowe już produkcje z głównym (anty)bohaterem, w którego brawurowo wcielił się Ron Perlman. Nowa wersja, która po latach przywraca nam protagonistę z piekła rodem odcina się od tamtych filmów i robi wszystko po swojemu. Jest bardziej wulgarnie, bardziej krwawo i oczywiście główną rolę gra inny aktor - David Harbour. Natomiast za kamerą stoi Neil Marshall, znany z pracy przy kilku popularnych serialach, jak „Gra o tron”, „Piraci”, „Westworld” czy „Hannibal”. Jak to wszystko przekłada się na film „Hellboy” z 2019 roku? Przeczytacie w naszej recenzji!
Nie ma się co oszukiwać – nowy „Hellboy” to nie jest dobry film, choć przynajmniej stara się zrobić wszystko byśmy zapamiętali go jako „tego krwawego Hellboya dla dorosłych”. Serio, już w pierwszej scenie widzimy jak kruk wyrywa oko trupa na polu bitwy, a pierwsze zdanie zawiera wulgarne słowo na „K”. I taki jest cały film – wyjątkowo krwawy, z bluzgami i nieustającym klimatem dawnych produkcji sensacyjnych klasy B.
Mamy tu też interesujący paradoks, polegający na tym, że choć twórcy napakowali do swojego filmu niesamowite ilości różnych wątków i maszkar, to i tak efekt końcowy wydaje się jakiś taki… nijaki, a nawet nudny. Cóż z tego, że krwawa posoka tryska gdzie popadnie, skoro nie idą za tym efektowne sceny walk? Na co nam wulgarny język skoro i tak dane słowa wypowiada postać, która zupełnie nas nie obchodzi? Dlaczego twórcy pokazują nam wyjaśniające retrospekcje dla każdej postaci i każdego wątku, skoro wybija nas to z rytmu obecnej akcji?
Jak już mówiliśmy, fabularnie mamy tu wszystko, ale nie zapamiętamy niczego, no chyba, że faktycznie fajnie zaprojektowane, ogromne potwory, które robią jatkę na ulicach Londynu pod koniec filmu. A wcześniej? Wcześniej są też inne, sztampowe potwory (małe i duże), jest człowiek-dzik, jest człowiek-gepard, jest bardzo zła czarownica (Nimue, królowa krwi - Milla Jovovich), jest Król Artur (i jego miecz na tę czarownicę), jest Merlin, jest Baba Jaga (w domku na kurzych nogach), jest meksykański zapaśnik, są olbrzymy i cala masa innych okropności, które wylazły z piekła. A między mini wszystkimi jest on – Hellboy. Na szczęście ta postać została zupełnie dobrze sportretowana przez Harboura, który zrobił wszystko by nadać tej postaci charyzmy, zadziorności i innych cech, sprawiających, że głównego bohatera da się lubić.
Nowy „Hellboy” miał z pewnością wyróżniać się w kinach, jako krwawa jatka dla dorosłych, bo faktycznie, obecnie mało jest takich tytułów. Ostatnio może „Deadpool” i „Predator” zapełniali tę lukę w ofercie. Na nic się to jednak nie zdało, bo „Hellboya” z 2019 roku nie jesteśmy wam w stanie polecić, bez względu na nowe podejście do tematu. To po prostu film, który zawodzi na zbyt wielu płaszczyznach, a nawet ta krew nie jest fajna, bo słabe CGI aż bije po oczach.
Ocena końcowa: 4/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia.
Hellboy, reż. Neil Marshall, prod. USA, czas trwania 120 min, dystr. Monolith Films, polska premiera 12 kwietnia 2019
fot. materiały prasowe