Głębia strachu - recenzja
2020-02-03 12:04:34Rów Mariański, niemal 11 kilometrów pod powierzchnią Oceanu Spokojnego - to właśnie tam znajduje się kopalnia Kepler, gdzie ponad stuosobowa załoga prowadzi badania związane z odwiertami na dnie oceanu. I chyba wiercili za głęboko, bo nagle wszystko zaczęło się walić, a po niszczycielskim trzęsieniu ziemi została ich tylko garstka. To właśnie nasi bohaterowie, których walkę o wydostanie się ze śmiertelnej pułapki będziemy śledzić. Czy "Głębia strachu" to kawał emocjonującego kina, czy festiwal głupoty i utartych schematów? Odpowiadamy w tej recenzji filmu!
Gwiazdy kina na dnie oceanu
Ocalała z katastrofy załoga to raptem kilka osób - inżynier Norah (główna rola - Kristen Stewart), kapitan Lucien (Vincent Cassel), studentka biologii morskiej Emily (Jessica Henwick), ekspert operacyjny Smith (John Gallagher Jr.), kierownik systemu Rodrigo (Mamoudou Athie) i Paul (T.J. Miller), który "śmiesznymi" tekstami stara się rozładować atmosferę zagrożenia. Wszyscy będą musieli współpracować i wspierać się (fizycznie i psychicznie), by choćby dać sobie jakieś szanse, nie tylko w starciu z siłami przyrody, ale też z... cała gromadą humanoidalnych potworów, które stanowią jakiś nieznany gatunek, który ewidentnie postanowił zakończyć ludzkie działania na dnie oceanu.
Zaczyna się od trzęsienia ziemi
...a potem napięcie tylko rośnie! Przepis Alfreda Hitchcocka na udany film twórcy "Głębi strachu" wzięli sobie mocno do serca, ale niestety nie wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Do pewnego momentu, tzn. zanim dowiadujemy się o stadzie krwiożerczych potworów, produkcja w reżyserii Williama Eubanka (wcześniej zrobił niezły "Sygnał") jest bardzo kompetentnym thrillerem katastroficznym, w którym dostrzegamy zarówno doskonałą realizację (scenografia, zdjęcia, montaż, dźwięk) jak i solidne aktorstwo. Jest tu atmosfera ciasnoty i zagrożenia i nawet początkowo znaleziony stworek nie rujnuje klimatu. Jest jak w połączeniu "Zejścia" z "Grawitacją", a "Obcy - ósmy pasażer Nostromo" przypomina się z miejsca, gdyby tylko przenieść akcję z kosmosu pod wodę.
Poszli w złą stronę
Później jest już tylko coraz gorzej i głupiej. Wszystko co udało się zbudować do połowy filmu, rozwala się na małe kawałeczki niczym ta podwodna stacja badawcza. Film popada w schematy i klisze gatunkowe, a widzowie z krawędzi krzeseł coraz bardziej odpływają w stronę pozycji leżącej. Akcja zaczyna robić się po prostu głupia, a ogromny król podwodnych potworów (chyba bliski krewny jakiegoś krakena) staje się przeciwnikiem naszej dzielnej załogi, która oczywiście z biegiem wydarzeń coraz bardziej się zmniejsza.
Potwory popsuły ten film, równie mocno co beznadziejny wątek romantyczny oraz idiotyczne poczucie humoru wspomnianego wcześniej bohatera. Szkoda, bo oczekiwaliśmy rozrywki na znacznie wyższym poziomie, a tymczasem okazało się, że nie ma tu... głębi. A nawet była okazja do fajnego przesłania ekologicznego, dotyczącego ludzkiej ingerencji na dnach mórz i oceanów. Wyszło jednak zwyczajnie średnio i ocena 6/10 to maksymalna nota jaką możemy tej produkcji wystawić.
Ocena końcowa: 6/10
Michał Derkacz
P.S. 1. Film ten nie jest częścią uniwersum Cloverfield, choć w trakcie seansu przemawia za tym kilka czynników i takie wrażenie można odnosić.
P.S. 2. T.J. Miller grał w "Projekt: Monster", a John Gallagher Jr. w "Cloverfield Lane 10". Przypadek?
Film obejrzałem w kinie Cinema City Wroclavia.
fot. fot. materiały prasowe Twentieth Century Fox