Everest - szczyt ludzkiej odporności [RECENZJA]
2015-09-20 13:28:40Film Baltasara Kormákura to historia oparta na jednej z najtragiczniejszych wypraw na Mount Everest, kiedy to jednego dnia zginęło aż 15 wspinaczy. Wszystko wydarzyło się w maju 1996 roku. Trwały już komercyjne wyprawy na najwyższy szczyt świata. Jednej z nich liderował Rob Hall, niezwykle doświadczony przewodnik.
Film stanowi dość precyzyjny zapis tamtych zdarzeń, momentami przypominając dokument. Dużo w nim dialogów, i kameralnych scen z kilkoma aktorami. W narracji pomagają często pojawiające się napisy, które zaznaczają czas i miejsce akcji na kolejnych etapach wspinaczki. Oglądając "Everest", szybko odnosi się wrażenie, że twórcy postawili na realizm, kosztem efekciarstwa i karkołomnych popisów, znanych z innych filmów "wspinaczkowych".
Tu heroizm nie polega na skakaniu z klifu na ratunek koledze czy przemierzaniu górskich szczytów w koszulce. Baltasar Kormákur, choć to jego pierwszy tak znaczący film, z gwiazdorską obsadą, dał radę przekazać emocje subtelniej i z poszanowaniem bohaterów prawdziwej wyprawy z 1996 roku. Jego film doskonale pokazuje jak skrajnie niebezpiecznym dla człowieka miejscem jest Mount Everest.
Widzimy, jak ludzkie ciało, nawet to najbardziej wytrenowane i zaaklimatyzowane, nie daje rady w zderzeniu z naturą. Największy nacisk dramaturgiczny postawiono na brak tlenu, z którym musieli mierzyć się członkowie wyprawy. Doskonałe przygotowania i doświadczenie, przegrało tu z ambicjami.
W "Everest" pokazano, jak ważne jest planowanie wyprawy i metodyczne pokonywanie kolejnych jej etapów. Jednak gdy już widać szczyt świata, rozsądek nakazujący wycofanie się (wycieńczenie, brak tlenu w butli, zbyt późna pora) przegrywa z ambicjami. Wielu zginęło idąc na ratunek tym, którzy nie dali sobie rady. Przetrwali Ci, którzy w porę zawrócili do obozu.
Brak efekciarstwa w "Everest", który jedni uznają za zaskakujący plus, inni mogą potraktować jako wadę. Sam spodziewałem się znacznie więcej dramatycznych scen akcji, rozgrywających się w tych ekstremalnych warunkach. Nic z tego. Niestety rozczarować może też aktorstwo, które opiera się tu głównie na wzajemnym dopingowaniu przez członków wyprawy (Jason Clarke, Jake Gyllenhaal , Jon Hawkes czy Josh Brolin) oraz płakaniu do słuchawki telefonu (Keira Knightley, Emily Watson czy Robin Wright).
Bardzo podobały mi się zdjęcia. "Everest" wizualnie wypada świetnie. Górskie szczyty, plenery i efekty pogodowe robią wrażenie. Zaskakująco słabo zrealizowano jednak efekt 3D. W takiej historii aż prosiło się o wiele ujęć z perspektywy pierwszej osoby, byśmy na własnej skórze poczuli te niesamowite wysokości. Czekałem także na zamieć śnieżną, która omiata salę kinową i kawałki lodu wypadające na widza z ekranu. Nic takiego się nie wydarzyło.
"Everest" to film dobry, ale nic poza tym. Spełni wymagania widza, który ciekaw jest fabularnego spojrzenia na historię wyprawy Roba Halla. Powiniem spodobać się też fanom filmów "wspinaczkowych". Zawiedzie natomiast tych, którzy oczekiwali solidnego thrillera akcji, rozgrywającego się wśród śmiertelnie niebezpiecznych śniegów, na szczycie świata.
Everest, reż. Baltasar Kormákur, prod. USA, Islandia, Wlk. Brytania, czas trwania 121 min, dystr. United International Pictures, polska premiera 18 września 2015
Michał Derkacz