Czarne święta - recenzja
2019-12-16 10:31:44"Czarne święta" w reżyserii Sophii Takal to remake slashera z 1974 roku pod tym samym tytułem. Czy wersja, która wchodzi do kin w święta 2019 ma coś ciekawszego do zaoferowania? Przeczytajcie recenzję filmu!
Fabuła nie jest zbyt innowacyjna. Mamy okres przedświąteczny na terenie studenckiego kampusu, w którym trwa konflikt grupy dziewczyn z chłopakami z bractwa. Jego kulminacją zdaje się być kontrowersyjny występ bohaterek, które śpiewają piosenkę o tym, że były odurzane i molestowane na imprezie. Przekaz jest mocny i dobitny, a wszystko zdaje się być oparte na prawdziwych doświadczeniach Riley, którą prześladują traumatyczne wspomnienia. Jednak prawdziwa kulminacja i prawdziwa trauma ma dopiero nadejść, bo na terenie Hawthorne College zaczynają znikać kolejne młode kobiety, koleżanki Riley, a ona sama dostaje bardzo niepokojące pogróżki na telefon.
Mamy tu zatem bardzo mocno zarysowany wątek feministyczny, a przesłaniem filmu ma być chyba to, że siła współczesnych młodych kobiet jest wielka i nigdy nie będą one bezsilne w męskim świecie. Szkoda tylko, że przedstawiono to tak dobitnie jak to tylko możliwe - w finałowej scenie walki dziewczyn z facetami na śmierć i życie. Pomijając to, poruszmy ważniejsze sprawy, bo jednak "Czarne święta" to miał być przede wszystkim horror. No właśnie, miał być, bo z horroru nie zostało tu wiele, a śmiało można postawić tezę, że jest to produkcja, którą kierowano do... dzieci, dbając o nienaruszenie kategorii wiekowej PG-13.
Sceny morderstw to kpina, bo sprowadzone zostały one do sekundowych jumpscare'ów z udziałem zamaskowanych członków pradawnego bractwa, którzy polują na co odważniejsze, kłopotliwe z ich punktu widzenia kobiety. Ani to straszne, ani klimatyczne, ani krwawe, bo zamiast krwi mamy tu jakiś czarny płyn, który starano się pod koniec uzasadnić. Brakuje niestety także napięcia, które mogłoby uratować sceny grozy. Tu też zabrakło emocji, a jako widzowie nie jesteśmy w stanie kibicować żadnej z bohaterek. Może dlatego, że oprócz Riley (a i to na siłę), wszystkie studentki z Hawthorne College to ładniutkie, ale jednowymiarowe istotki bez osobowości.
Ostatecznie "Czarne święta" to film, który jest beznadziejny jako slasher i żenujący jako feministyczny przekaz o sile sióstr. Zdecydowanie nie jest to świąteczny horror, który możemy polecać, nawet jako coś na „odmóżdżenie” w drugi dzień świąt.
Ocena końcowa: 3/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia.
fot. materiały Universal Pictures