Czarna Wdowa - recenzja
2021-07-12 11:05:09Scarlett Johansson długo czekała na solowy film o Czarnej Wdowie, chyba nawet za długo. Członkini zespołu Avengers zginęła w czasie „Końca gry”, wiec siłą rzeczy fabuła nowej produkcji z jej udziałem musiała być osadzona wcześniej. Zdecydowano się na prezentację wydarzeń po akcji z filmu „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów” a przed „Wojną bez granic”. Nasza bohaterka nie może liczyć na pomoc swoich przyjaciół, ale mimo to nie jest sama, gdy wyrusza na misję zniszczenia tzw. Red Roomu, miejsca tworzenia podobnych jej zabójczyń, rekrutowanych spośród setek małych dziewczynek.
"Rodzinne" relacje Natashy
Złoczyńcą jest tu dowodzący procederem Dreykov, a w ślad za Natashą wyrusza jego najlepszy człowiek – Taskmaster. Postać potrafiąca naśladować ruchy członków Avengers zdaję być nie do pokonania, ale po swojej stronie główna bohaterka ma silny argument – rodzinę. Problem jest jednak taki, że ta rodzina jest mocno dysfunkcyjna, a wewnętrzne relacje dalekie są od ideału. Nawet samo określenie „rodzina” powinno być brane w cudzysłów, ale podobnie jak w serii „Szybcy i wściekli” o takiej nazwie grupy osób decydują emocje i przywiązanie, a nie więzy krwi.
Najbardziej widać to po siostrze protagonistki. Yelena Belova (Florence Pugh) wchodzi do MCU by ostatecznie zastąpić postać Czarnej Wdowy. Jej umiejętności są zbliżone do tego co do tej pory pokazywała Natasha, ale oczywiście bohaterka ma zupełnie inny charakter. Po seansie filmu w reżyserii Cate Shortland wiemy, że da się ją lubić, ale swój prawdziwy potencjał musi jeszcze pokazać, gdy nie przysłania jej inna postać kobieca, jak ma to miejsce w „Czarnej Wdowie”. Dziewczyny dogadują się nieźle i mają pewną „chemię”, ale i tak najlepiej wypadają w scenach z udziałem „ojca”, którego z nieskrywaną brawurą gra David Harbour. Jako podstarzały, radziecki odpowiednik Kapitana Ameryki jest świetny i kradnie wiele scen.
Zbyt wiele rzeczy się nie udało
Problemem filmu „Czarna Wdowa” nie są główni bohaterowie, tylko... cała reszta elementów składowych tego dzieła. Jako geneza tytułowej postaci, to kompletnie nie działa i chyba raczej nie było to celem tej produkcji. Jako pokazanie fragmentu z życia Natashy miedzy poprzednimi filmami, to opowiedziana historia ta nie wnosi absolutnie niczego interesującego. Średnio także sprawdza się jako film rozrywkowy, bo bohaterka nie ma supermocy, więc na ekranie jest dość sztampowe mordobicie, a sam finał w siedzibie złoczyńcy jest przepełniony absurdami, co potrafi skutecznie popsuć zabawę i wczucie się w wir kolejnych wydarzeń. Beznadziejni są również Taskmaster oraz Dreykov. W rankingu bezpłciowych czarnych charakterów MCU, oboje zajmą miejsca w pierwszej piątce.
Film kompletnie niepotrzebny
„Czarna Wdowa” to niestety, zgodnie z przewidywaniami, film kompletnie niepotrzebny, w którym historia nie jest w stanie nas zainteresować, a przedstawienie następczyni Natashy nie wymagało dwóch godzin seansu. Gdyby jeszcze to była wciągająca, kameralna, prywatna, szpiegowska opowieść z elementami dramatu rodzinnego, to istnienie tego dzieła można by uzasadnić i docenić. Jednak powstał film bez wyrazu, który spokojnie można pominąć i czekać na nowe produkcje Marvela, dla odmiany pchające uniwersum do przodu.
Ocena końcowa: 4/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Marvel