Bubble - recenzja
2022-04-29 12:03:1428 kwietnia 2022 roku na platformie Netflix zadebiutował film animowany „Bubble”, którego nie wolno wam pomylić ze słabą „Bańką” sprzed kilku tygodni. Anime w reżyserii Tetsuro Arakiego jest produkcją bardzo udaną, łączącą ciekawą wizję świata, przepiękne zdjęcia oraz historię, która otwarcie odwołuje się do „Małej Syrenki”.
Zobaczcie piękne kadry z filmu >>
Japońska animacja „Bubble” zabiera nas do postapokaliptycznego Tokio. Miast zostało zalane wodą i zniszczone na skutek niewytłumaczalnego zjawiska deszczu baniek, które zaburzyły prawa grawitacji. Niemal wszyscy mieszkańcy odeszli, a miast zostało odcięte od świata wielką kopułą. Teraz żyją tam jedynie grupy sierot, dla których zawalone budynki stały się placem zabaw i areną pojedynków w battlecour (taki parkour z elementami walki wręcz), gdzie stawką są zapasy żywości i splendor.
Hibiki, młody mistrz słynący z niebezpiecznego stylu, pewnego dnia robi lekkomyślny ruch i skacze do morza, w którym nadal działa grawitacja. Życie ratuje mu Uta (po japońsku znaczy „piosenka”), dziewczyna zrodzona z baniek, która się w nim zakochała. Oboje zaczynają słyszeć dziwny dźwięk, którego nie słyszy nikt inny. Dlaczego Uta pojawiła się w życiu Hibikiego? Ich spotkanie doprowadzi do odkrycia, które zmieni świat, i kto wie – może go uratuje?
Fabuła filmu jest dość prosta, bo skupia się przede wszystkim na rozwoju relacji pary głównych bohaterów oraz pojedynkach z nieczysto walczącą grupą battlecour, ale wprowadzone wątki nadprzyrodzone dodają tu jeszcze element baśniowości i na nowo eksplorują opowieść o miłości niemożliwej między reprezentantami dwóch światów.
Jeśli mielibyśmy się do czegoś przyczepić, to będzie to właśnie ten wątek romantyczny. Jest on dość dziwnie budowany. Początkowo Hibiki oraz jego przyjaciele przygarniają Utę z wdzięczności za uratowanie życia. On traktuje ją jak młodszą siostrę, którą trzeba opiekować się z obowiązku, a ona chodzi za nim wszędzie, wpatrzona jak w obrazek. Przy okazji okazuje się, że jej talent do parkour pozwala na wyrównaną walkę z najgroźniejszymi rywalami.
Natomiast z czasem chłopak zaczyna czuć do niej coś więcej i się przed nią otwiera. Jest to na tym etapie mocno krindżowe, ale też wyjątkowo smutne, gdy zdajemy sobie sprawę, że zakochani nie mogą się nawet dotknąć. Smutne jest także zakończenie ich relacji, więc nie ma co liczyć na happy end. Nawet jeśli miasto zacznie stawać na nogi, nam i tak jest przykro, że wesoła i urocza dziewczyna nie spędziła więcej czasu z wyalienowanym mistrzem biegania po resztach wielkiej metropolii. Nastrój poprawia jednak myśl, że Netflix jest w stanie zaoferować nam nie tylko kolejne żałosne komedie, ale także takie prześliczne perełki jak ta japońska bańka.
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
fot. Netflix