Brightburn: Syn ciemności - recenzja
2019-05-27 09:56:22Co by było gdyby Superman nie stał się superbohaterem, obrońcą ludzkości, który czyni dobro w obronie słabszych i broni planetę przed wszelkimi zagrożeniami? Co by było gdyby w wieku 12 lat chłopak o podobnych zdolnościach wszedł na drogę w stronę mroku, złości i rozczarowania gatunkiem ludzkim? Właśnie to pokazują nam twórcy horroru „Brightburn: Syn ciemności”. Przeczytajcie recenzję!
Pewnego dnia niemowlak spadł z kosmosu w statku kosmicznym prosto na farmę małżeństwa Breyerów, kiedy ci od dawna bezskutecznie starali się o dziecko. Zachwyceni rodzice wychowali go z miłością i wszystko byłoby okej, gdyby tylko z wybiciem 12 urodzin Brandona nie zaczęły dziać się niepokojące rzeczy.
Chłopaka w stronę ukrytego w szopie kosmicznego znaleziska ciągnie jakaś tajemnicza siła, sprawiając, że idealny syn staje się nazbyt pewnym siebie buntownikiem. Czy to kwestia wieku i kilku przykrości, jakie go spotkały? A może ujawniające się nagle supermoce sprawiły, że Brandon wszedł na ścieżkę, z której już trudno zawrócić, szczególnie, że wsparcie ze strony rodziców także ma swoje granice, kiedy w okolicy zaczynają ginąć ludzie?
Producentem filmu jest m. in. James Gunn (specjalista od kina superbohaterskiego), natomiast twórcami scenariusza są jego bracia - Brian i Mark. Trzeba przyznać, że pomysł na fabułę „Brightburn” był wyjątkowo interesujący, a i reżyser - David Yarovesky postarał się, by jego horror nie straszył nas jedynie jump scare’ami, lecz wywoływał grozę poprzez właśnie niezwykłą moc i umiejętności Brandona. Sceny morderstw są dobrze zrealizowane, efektowne i bardzo krwawe, a przy tym efekty specjalnie (np. w scenie przebijania się przez dom w locie) stoją na zadowalającym poziomie.
Także fabuła, choć nie pozbawiona typowych dla gatunku głupotek i uproszczeń, potrafi wciągnąć i emocjonować. Jest to dość kameralna historia, rozgrywająca się w okolicach farmy rodziny Breyerów oraz w pobliskiej szkole, barze czy domu przyjaciół rodziców Brandona. Dzięki temu każda ofiara chłopaka jest kimś, kogo widz miał czas poznać, szczególnie pod koniec, gdy chłopak obiera na cel coraz bliższe sobie osoby. Warto zaznaczyć, że psychologia złoczyńcy została zarysowana na tyle dobrze, że w kilku sytuacjach jesteśmy w stanie zrozumieć, że to nie tylko „wrodzone zło” jest przyczyną takiego a nie innego zachowania Brandona.
Cały film, choć pewnie nie zapadnie wam w pamięć, ogląda się z dużym zaangażowaniem i zdecydowanie nie jest to kolejny, taśmowo produkowany straszak, lecz coś pomysłowego i dobrze zrealizowanego. Pochwalić można aktorstwo Elizabeth Banks, Davida Denmana (rodzice) oraz Jacksona A. Dunna (Brandon). Ciekawe i dość otwarte jest samo zakończenie, którego epilog dostajemy razem z napisami końcowymi, więc zaleca się nie wybieganie z sali kinowej nanosekundę po tym jak wyświetli się napis „Reżyseria: David Yarovesky”.
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia.
fot. 2019 CTMG, Inc. All Rights Reserved/materiały prasowe