Bo się boi - recenzja
2023-04-21 14:04:12Najnowsza produkcja Ariego Astera (“Midsommar. W biały dzień”, “Dziedzictwo. Hereditary”) “Bo się boi” swoją polską premierę miała 21 kwietnia 2023 roku. Dlaczego to film na miarę przyszłorocznych Oscarów i czemu nie da się w pełni oddać słownie jego kunsztu - dowiecie się z naszej recenzji. Zapraszamy do jej przeczytania.
Fabuła
Przed napisaniem tej recenzji byliśmy niczym krytyk kulinarny Anton Ego z “Ratatuj” - staliśmy przy oknie i zastanawialiśmy się, jak odpowiednio ugryźć ten kinowy fenomen.
“Bo się boi” skupia się wokół historii mężczyzny o imieniu Beau, który cierpi na zaawansowane zaburzenia lękowe. Został wychowany przez samotną matkę, z którą łączy go zawiła, trudna i toksyczna relacja. Pewnego dnia Beau dowiaduje się o śmierci swojej rodzicielki – ta informacja wywraca jego życie do góry nogami. W ten sposób rozpoczyna się jego wędrówka w głąb własnych lęków i trudnych relacji, z którymi będzie musiał się w końcu skonfrontować.
Film od pierwszych sekund imponuje rozmachem – scena narodzin Beau z jego własnej perspektywy, począwszy od bycia w łonie matki, kończąc na wyjściu na ten świat. Ta scena nie napawa widza optymizmem, szczególnie słysząc bębny i niepokojącą muzykę w tle, a także obrazy błony i wnętrza brzucha.
Beau się boi
Beau boi się wszystkiego – tego, że zostanie napadnięty, że połknięte resztki płynu do płukania spowodują raka żołądka, a tabletki, których nie popije wodą będą skutkowały zgonem. Najbardziej Beau boi się powrotu do swojego domu (na rocznicę śmierci ojca) i do matki, z którą łączą go toksyczne relacje. Lęka się tego tak bardzo, że każdy urojony przez niego powód zwłoki wydaje się bardzo dobry. Po kłótni jego matka umiera, przez co rozstaje się z nią w niezgodzie.
Próbuje za wszelką cenę dotrzeć na jej pogrzeb, ale czy na pewno? Po drodze spotyka przeróżne osoby, które okazują się kolejnymi jego urojeniami, spowalniającymi powrót do rodzinnego domu. Niczym w “Małym Księciu”, w którym chłopiec odwiedzał planety zamieszkiwane przez różnego pokroju ludzi – tak i Beau odwiedza iluzoryczne miejsca, które wiele mu pokazują z jego własnego życia.
Świat psychodelii
W “Bo się boi” widz nigdy nie jest do końca pewny, co jest prawdą, a co tylko urojonym obrazem z umysłu Beau. Ari Aster wcielił w ten film wszelkie swoje szalone pomysły, dobrze odwzorowując zaburzenia lękowe, które są w zaawansowanym stadium. Ważne i ciekawe elementy to również rozmowy telefoniczne, które prowadzi Beau. Ciekawe zajwisko w kinematografii, kiedy twórcy potrafią wiernie oddać nawet tak zwyczajną czynność - z całą paletą uczuć i napięcia postaci po obu stronach telefonu, które są w obliczu śmierci bliskiej osoby.
Nowsza wersja "Mr. Nobody"?
“Bo się boi” już od pierwszych minut przypomina nam równie dobry film reżyserii Jaco van Dormaela “Mr. Nobody”. Prawie trzygodzinny seans podzielony na różne etapy wędrówki Beau w głąb samego siebie, jednocześnie z próbą konfrontacji ze swoją matką jako dorosły mężczyzna. Podróż staje się coraz bardziej psychodeliczna, szalona, zmieszana z prawdą i iluzją.
Wszelkie pokłony i brawa należą się odtwórcy roli protagonisty! Joaquin Phoenix pokazał się w pełnej swojej wyśmienitej krasie. Za znakomitą rolę w filmie "Joker" dostał nagrodę Oscara, lecz nie osiadł na laurach. W tej produkcji również dał z siebie 200% procent, ukazując widzom wachlarz wszelkich ludzkich emocji, także tych skrajnych i trudnych do przedstawienia. Na uznanie zasługuje charakteryzacja aktora, którego wielokrotnie postarzano i odmładzano, co wyglądało bardzo naturalnie. Pozostali aktorzy także trzymali poziom i zagrali swoje role fenomenalnie - wyśmienita i przerażająca drugoplanowa postać matki Beau (Patti LuPone).
Na miarę Oscara
“Bo się boi” to genialny, acz dziwny i przerażający film. Z elementami zabawnymi, ale przede wszystkim z takimi, które wbijają w fotel ze strachu i absurdu, co zdecydowanie kwalifikuje go do gatunkowego horroru. Co prawda, takie nietypowe kino nie da się jednoznacznie określić pod jedną kategorią, lecz "Bo się boi" zarówno przeraża, jak i bawi. Jest dopięty na ostatni guzik, zarówno w idealnie dobranej ścieżce dźwiękowej, jak i operowaniu kamerą i przedstawianiu niezwykle estetycznych, również kolorystycznie kadrów. Uczta dla oka, uszu i umysłu - to wszystko zapewnia nam najnowsza produkcja Ariego Astera.
Nie każdemu przypadnie do gustu i nie dla każdego jest ten film - jedni znienawidzą, a drudzy pokochają. Mimo to, jeśli ktoś pragnie być wstrząśnięty i zmierzyć się również z własnymi lękami - “Bo się boi” nie zawiedzie, zabierze każdego za rękę i podąży z wami za Beau - będziecie jego towarzyszami w tej trudnej przez życie wędrówce. Film Astera wiele nas uczy o ludzkim egoizmie, a także o tym, jak ważną rolę odgrywa dzieciństwo w dorosłym żywocie człowieka.
Ocena końcowa: 10/10
Aleksandra Bladosz
fot. materiały prasowe
Najnowsza produkcja Ari’ego Astera (“Midsommar. W biały dzień”, “Dziedzictwo. Hereditary”) “Bo się boi” swoją polską premierę miała 21 kwietnia 2023 roku. Dlaczego to film na miarę przyszłorocznych Oscarów i czemu nie da się w pełni oddać słownie jego kunsztu - dowiecie się z naszej recenzji. Zapraszamy do przeczytania.
Fabuła
Przed napisaniem tej recenzji byliśmy niczym krytyk kulinarny Anton Ego z “Ratatuj” - staliśmy przy oknie i zastanawialiśmy się, jak odpowiednio ugryźć ten kinowy fenomen.
“Bo się boi” skupia się wokół historii mężczyzny o imieniu Beau, który cierpi na zaawansowane zaburzenia lękowe. Został wychowany przez samotną matkę, z którą łączy go zawiła, trudna i toksyczna relacja. Pewnego dnia Beau dowiaduje się o śmierci swojej rodzicielki – ta informacja wywraca jego życie do góry nogami. W ten sposób rozpoczyna się jego wędrówka w głąb własnych lęków i trudnych relacji, z którymi będzie musiał się w końcu skonfrontować.
Film od pierwszych sekund rozpoczyna się z rozmachem – scena narodzin Beau z jego własnej perspektywy, począwszy od bycia w łonie matki, kończąc na wyjściu na ten świat. Ta scena nie napawa widza optymizmem, szczególnie słysząc bębny i niepokojącą muzykę w tle, a także obrazy błony i wnętrza brzucha.
Beau się boi
Beau boi się wszystkiego – tego, że zostanie napadnięty, że połknięte resztki płynu do płukania spowodują raka żołądka, a tabletki, których nie popije wodą będą skutkowały zgonem. Najbardziej Beau boi się powrotu do swojego domu (na rocznicę śmierci ojca) i do matki, z którą łączą go toksyczne relacje. Lęka się tego tak bardzo, że każdy urojony przez niego powód zwłoki wydaje się bardzo dobry. Po kłótni jego matka umiera, przez co rozstaje się z nią w niezgodzie.
Próbuje za wszelką cenę dotrzeć na jej pogrzeb, ale czy na pewno? Po drodze spotyka przeróżne osoby, które okazują się kolejnymi jego urojeniami, spowalniającymi powrót do rodzinnego domu. Niczym w “Małym Księciu”, w którym chłopiec odwiedzał planety zamieszkiwane przez różnego pokroju ludzi – tak i Beau odwiedza iluzoryczne miejsca, które wiele mu pokazują z jego własnego życia.
Świat psychodelii
W “Bo się boi” widz nigdy nie jest do końca pewny, co jest prawdą, a co tylko urojonym obrazem z umysłu Beau. Ari Aster wcielił w ten film wszelkie swoje szalone pomysły, dobrze odwzorowując zaburzenia lękowe, które są w zaawansowanym stadium. Ważne i ciekawe elementy to również rozmowy telefoniczne, które prowadzi Beau. Zdecydowanie niespotykane zjawisko w kinematografii, które potrafi wiernie oddać nawet tak zwyczajną czynność - z całą paletą uczuć i napięcia postaci po obu stronach telefonu, którzy są w obliczu śmierci bliskiej osoby.
Nowsza wersja “Mr. Nobody”?
“Bo się boi” już od pierwszych minut przypomina nam równie dobry film reżyserii Jaco van Dormaela “Mr. Nobody”. Prawie trzygodzinny seans podzielony na różne etapy wędrówki Beau w głąb samego siebie, jednocześnie z próbą konfrontacji ze swoją matką jako dorosły mężczyzna. Podróż staje się coraz bardziej psychodeliczna, szalona, zmieszana z prawdą i iluzją. Wszelkie pokłony i brawa należą się odtwórcy roli Beau – Joaquin Phoenix w pełnej swojej wyśmienitej krasie. Nigdy nie osiada na laurach i w tym filmie również dał z siebie dwieście procent. Na uznanie również zasługuje charakteryzacja aktora, którego również wielokrotnie postarzano i odmładzano, co wyglądało bardzo naturalnie.
Oscarowy fenomen
“Bo się boi” to genialny, acz dziwny i przerażający film. Jest dopięty na ostatni guzik, zarówno w idealnie dobranej ścieżce dźwiękowej, jak i operowaniu kamerą i przedstawianiu niezwykle estetycznych, również kolorystycznie kadrów. Uczta dla oka, uszu i umysłu - to wszystko zapewnia nam najnowsza produkcja Ari’ego Astera. Nie każdemu przypadnie do gustu i nie dla każdego jest ten film – jedni znienawidzą, a drudzy pokochają. Mimo to, jeśli ktoś pragnie być wstrząśnięty i zmierzyć się również z własnymi lękami - “Bo się boi” nie zawiedzie, zabierze każdego za rękę i podąży z wami za Beau - będziecie jego towarzyszami w tej trudnej przez życie wędrówce. Film Ari’ego Astera wiele nas uczy o ludzkim egoizmie, a także o tym, jak ważną rolę odgrywa dzieciństwo w dorosłym żywocie człowieka.
Ocena końcowa 10/10.
Aleksandra Bladosz
fot. materiały prasowe