Blade Runner 2049 - recenzja
2017-10-09 12:13:38"Łowca androidów" z 1982 roku w reżyserii Ridleya Scotta to dzieło wybitne. Film stał się kultowy, wytyczając nowe wzorce dla całego gatunku cyberpunk. Nic dziwnego, że fani tego filmu z niepokojem przyjęli wiadomość o nadchodzącej kontynuacji. Są bowiem historie, których nie powinno się ruszać w obawie przez zbezczeszczeniem. Dziś, po premierze filmu "Blade Runner 2049", wiemy już, że Denis Villeneuve to człowiek godny zaufania, a obraz, który zrealizował jest bliski ideału.
"Blade Runner 2049" to w zasadzie typowa kontynuacja. Mijają długie lata, zmienia się świat, ale historia, która jest nam przedstawiana doskonale przywołuje postacie i wątki, dobrze znane miłośnikom filmu z 1982 roku. Łowcy androidów nadal mają co robić...
Na tym zakończymy analizowanie fabuły. Nie chcemy psuć wam seansu, to oczywiste. Trzeba jednak zaznaczyć, że historia jest dość zawiła i dla wielu widzów pojedynczy seans może nie wystarczyć, by w pełni zrozumieć, zauważyć i docenić wszelkie wątki, motywy czy odwołania. Co do jednego nie ma wątpliwości - nowy "Blade Runner" wciąga od pierwszych scen i zalicza się do tych filmów, których się nie ogląda, ale się je przeżywa.
Dawno nie było w kinach produkcji, która oszałamia na taką skalę, jak "Blade Runner 2049". Strona audiowizualna tego filmu to absolutny majstersztyk. Zarówno pojedyncze kadry, jak i całe sekwencje zasługują na wszelkie nagrody. Podobnie sprawa wygląda z muzyką. Nie jest to takie arcydzieło, jak w przypadku "Łowcy androidów", ale dźwięki dochodzące do naszych uszu są nie do opisania i perfekcyjnie podbijają i tak już zniewalający klimat.
No właśnie - ten klimat. Całość jest utrzymana w klasycznym, ponurym stylu noir. Mrok i depresyjne nastroje dosłownie wylewają się z ekranu, kiedy przez większość scen oglądamy futurystyczne miasto skąpane w nocy z nieustannie padającym deszczem. A samo miasto? To realistyczny cyberpunk niedalekiej przyszłości, w który można uwierzyć w mgnieniu oka. Latające samochody, neony, ogromne hologramy oraz szwendający się po zakamarkach handlarze i prostytutki - to wszystko tu jest.
Zapierające dech postapokaliptyczne scenerie są tak samo wiarygodne, jak betonowe metropolie czy bezkresne wysypisko śmieci. Twórcy nie epatują technologią przyszłości. Wszystko jest zupełnie naturalne i po prostu towarzyszy mieszkańcom. Tak jak jedna z głównych bohaterek, będąca hologramem do towarzystwa, Joi. Z jednej strony to zwykły produkt z oferty wielkiej korporacji. Z drugiej istota o własnym charakterze ze sztuczną inteligencją, o jakiej wcześniej można było tylko pomarzyć.
Ogromną wartością tego filmu jest fakt, iż robi on niemal wszystko po swojemu, jedynie korzystając z ducha kultowego oryginału sprzed lat. To film, jak na Hollywood, powolny. Jest tu wiele ujęć, które w innych filmach z pewnością wycięto by na etapie montażu. Wizja artystyczna tym razem była ważniejsza, a liczne wizualne perełki trafiły do kin. Podobnie jest z dialogami, których w wielu scenach po prostu nie ma, a film robi to co powinien - opowiada historię obrazem i daje widzom pole do własnej analizy.
Filozoficzne dysputy także są w filmie Denisa Villeneuve’a obecne. Postawiono na pytania o istotę człowieczeństwa. Co nas definiuje? Co sprawia, że zachowujemy się w dany sposób? Jak zmieniają nas wspomnienia? Te same pytania zadawał niedawno kinowy "Ghost in the shell", ale w świecie androidów motyw wspomnień jest chyba najważniejszy.
To, co może rozczarować, to dwa szalenie istotne wątki, które z końcem filmu się urywają, jakby twórcy byli przekonani, że dopowiedzą wszystko w kolejnym filmie. Nie każdemu do gustu przypadną też wybory castingowe. Grający głównego bohatera - Ryan Gosling dla jednych będzie stworzony do roli, a inni zupełnie "nie kupią" takiej interpretacji. Nieco dziwny jest Jared Leto, a jego kobieta-terminator na posyłki okazuje się przesadnie płaczliwa. Swoje gra Harrison Ford, choć i on z biegiem lat stał się podobny w każdej z ról. Pochwalić można postać Joi w wykonaniu Any de Armas oraz epizod z udziałem Dave'a Bautisty.
Ostatecznie, "Blade Runner 2049" przywraca wiarę w amerykańskie superprodukcje - nowe wersje niezapomnianych przebojów. Villeneuve nie tylko nie zepsuł wybitnego świata, który niegdyś wymyślono, ale wniósł do niego własne wartości. Za to jak dobry film stworzył (z całą resztą genialnych twórców) należy mu się nasza dozgonna wdzięczność. Film prezentuje przyszłość, która zarówno zachwyca, jak i przeraża. Jest piorunująco piękna, ale i smutna. Taki też jest cały film - trzygodzinne dzieło, do którego z pewnością wrócimy.
Ocena końcowa: 9,5/10
Michał Derkacz
Blade Runner 2049, reż. Denis Villeneuve, prod. Kanada/USA/Wielka Brytania, czas trwania 163 min, dystr. United International Pictures, polska premiera 6 października 2017