Berlin Alexanderplatz - recenzja festiwalowa
2020-11-07 15:34:39"Berlin Alexanderplatz" to tytuł, który przed startem 20. edycji MFF Nowe Horyzonty polecali zgodnie wszyscy organizatorzy. Nie mogliśmy zatem odmówić sobie przyjemności zobaczenia filmu Burhana Qurbaniego, który przenosi historię z powieści Alfreda Döblina do współczesności. Jest to tylko początek zmian, które raczej wyszły tej produkcji na dobre, bo całość zyskuje wielowymiarowego, aktualnego poblasku, a jednocześnie fani pierwowzoru szybko odnajdą dobrze znanych bohaterów sprzed lat.
Bohaterem jest Afrykańczyk, którego jak słyszymy od narratorki "fale wyrzuciły na brzeg nowego życia". Życia w Berlinie, gdzie jako pracownik fizyczny bez pozwolenia na pobyt i bez pozwolenia na pracę, ledwo zbiera na kromkę chleba z masłem i łóżko w pokoju. A pokój ten znajduje się w dzielnicy biedoty, gdzie nasz "nowo narodzony" Francis mieszka razem z 15 podobnymi mu mężczyznami. Nie wiemy kim był wcześniej nasz bohater, ale wiemy, że przyrzekał sobie, że od teraz będzie dobrym człowiekiem.
Niestety realia nowego życia okazują się być bezlitosne. Francis (Welket Bungué) upada i podnosi się kilkukrotnie, a spotykając na swej drodze dziwacznego dilera Reinholda (Albrecht Schuch) zaczyna naginać swoje postanowienie. Najlepiej relację tej dwójki opisuje komentarz gangstera stojącego ponad nimi: - Nie jest łatwo wypędzić diabła, szczególnie jeśli sam go zapraszasz.
Qurbani jak przez lupę, a przy tym dość poetycko, pokazuje nam jak bieda, zachwiana tożsamość kulturowa, rasizm czy rozwarstwienie społeczne wpływają na berlińskich cudzoziemców, mających do wyboru uwłaczającą pracę za grosze, albo wkroczenie na przestępczą ścieżkę. Twórca daje nam sporą dawkę kina gangsterskiego (napady, narkotyki, prostytucja), a jednak spokojnie można powiedzieć, że "Berlin Alexanderplatz" z 2020 roku to pełnokrwisty dramat, a może nawet melodramat.
Niestety, choć film jest świetnie zagrany i wyreżyserowany, to sama opowieść zaczyna po jakimś czasie (a konkretnie od połowy) nużyć i jako zachęceni początkiem widzowie, potem tracimy nieco zaangażowanie w losy Francisa i zainteresowanie światem przedstawionym. Mało wiarygodne staje się też to, że choć nasz bohater jest "nikim" w świecie do którego trafił, to przez cały czas jest ratowany, dostaje niespodziwaną pomoc i wchodzi w związki z osobami, które w tych realiach powinny (brutalnie rzecz ujmując) mieć go gdzieś. Dodatkowo zachowanie jego dziewczyny Mieze (Jella Haase) pod koniec tej historii mało ma wspólnego z roztropnością, której oczekujemy w kontaktach z psychopatą jakim jest Reinhold.
Ostatecznie jednak, 3-godzinny film Burhana Qurbaniego to kawał dobrego kina - z melancholijną muzyką, kontrastującą z dyskotekowym bitem oraz plastycznym oświetleniem i niejednokrotnie wyszukanymi kadrami. Najciekawsze jest jednak to zagranie, że w centrum uwagi postawione zostały funkcjonujące na różnego rodzaju marginesach osoby, które jakimś trafem mówią nam najwięcej o kondycji współczesnego Berlina.
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe 20. MFF Nowe Horyzonty