Bad Boys for Life - recenzja
2020-01-27 09:59:25Jak pięknie jest przyjść do kina i cofnąć się w czasie do momentu, w którym "Bad Boys" i "Bad Boys 2" były najlepszymi filmami akcji jakie Hollywood było w stanie zaoferować. Co prawda czasy się zmieniły, a Michael Bay już nie stoi za kamerą trzeciej części serii, ale "Bad Boys for Life" to produkcja spełniająca wszelkie oczekiwania.
Reżyserami filmu "Bad Boys for Life" są Adil El Arbi i Bilall Fallah, czyli goście, których dotychczasowy dorobek nie jest zbyt imponujący. A jednak! Udało się niemal doskonale skopiować styl Baya i to w najlepszym znaczeniu. Jest widowiskowo (ale bez przesady), jest bardzo zabawnie (ale nie głupawo) i jest wyjątkowo emocjonująco (wysoka stawka), natomiast same sceny akcji nakręcono tak, że mimo szybkiego tempa, zawsze wiemy co się dzieje oraz kto i co aktualnie robi. Brawo!
Twórcy w naturalny sposób skupiają się na czasie, jaki upłynął od kiedy ostatni raz widzieliśmy w akcji naszych bohaterów. Teraz Marcus Burnett i Mike Lowery to już dojrzali panowie, których drogi życiowe skręcają w różne strony. Marcus właśnie został dziadkiem i ma zamiar przejść na emeryturę i skupić się na rodzinie. Mike nadal jest przebojowym gliną, ale i jego czeka rewolucja. Oto z więzienia wychodzi kobieta, z którą kiedyś Mike wpakował za kraty. Isabel Aretas jako szefowa kartelu zleca swemu bezwzględnemu synowi misję wyrównania rachunków - zabicia wszystkich odpowiedzialnych za jej los, w tym (na końcu) Mike'a. Chcąc, nie chcąc "złe chłopaki" po raz ostatni muszą wkroczyć do akcji i powstrzymać żądnych zemsty Isabel i Armando z rodziny Aretas.
Fabuła jest nieco bardziej pogmatwana, niż powyższy opis, ale nie będziemy zdradzać wszystkich zwrotów akcji, a tych jest sporo. Niestety w tym aspekcie film jest pełen głupotek i niedorzeczności, a plot twistów niektórzy mogą się szybko domyślać, ale najważniejsze jest to, że te fabularne uproszczenia zupełnie ie psują seansu. Sprawa jest tak osobista dla pary naszych bohaterów, że i tak siedzimy wbici w fotel i czekamy na rozwój wypadków.
Wracając jeszcze do upływającego czasu, to twórcy świadomie wykorzystują ten motyw zarówno w scenach akcji, jak i w dialogach. Ach, te dialogi - to czyste złoto. Są tak dobre, jak w pierwszych częściach serii, a nieustanne spory i wzajemne docinki Marcusa i Mike'a stanowią chyba najmocniejszy punkt tego filmu. Godne podziwu jest też to, że obaj panowie są postawieni na równi i dostali tyle samo czasu ekranowego, co wcale nie było oczywiste patrząc na kariery obu aktorów. Will Smith (51 lat) nadal jest świetnej formie fizycznej i gra w wielu superprodukcjach, natomiast Martin Lawrence (54 lata) trochę przepadł i zdecydowanie przybrał na wadze.
W "Bad Boys for Life" obaj zachwycają, a całkiem solidnie partnerują im nieco młodsi aktorzy. Vanessa Hudgens jest tu przepiękna i pokazuje charakter. Alexander Ludwig gra nieoczywistą postać, a jego imponująca postura... wikinga, wcale nie jest najważniejsza. Charles Melton dostał rolę gościa, z którym Mike ma konflikt, ale nie wyszło to tak tragicznie, jak z początku sądziliśmy. Paola Nunez jako szefowa oddziału "tych młodych" jest świetna a jej wygląd w scenie na dyskotece zapamiętamy na długo. Nieźle spisuje się Jacob Scipio jako czarny charakter, który jest jak młodsza wersja Mike'a. To zabawne, że niedawno podobny motyw widzieliśmy w "Bliźniaku" z... Willem Smithem. Nie zapominajmy też o Joe Pantoliano, którego rola jest istotniejsza niż w pierwszych odsłonach.
"Bad Boys for Life" to doskonała zabawa, podczas której mogą wam doskwierać niedociągnięcia fabuły, ale i tak wyjdziecie z seansu zadowoleni. Jest tu świetne tempo, pościgi, strzelaniny, genialne teksty i aktorska para, z którą chcemy porobić coś szalonego. "Bad Boys" w najlepszym wydaniu!
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia.
fot. Kyle Kaplan / materiały prasowe