Annette - recenzja festiwalowa
2021-08-16 09:33:58„Annette” to nowy film w reżyserii Leos Caraxa, znanego głównie z równie fascynującego co szalonego „Holy Motors” z 2012 roku. Tym razem francuski wizjoner zabiera nas do świata sław show biznesu, który rozpościera się gdzieś między sceną opery, a sceną spektaklu stand-upowego. Bohaterami jest para, której związek śledzą miliony fanów, a o ważniejszych wydarzeniach z życia Henry'ego (Adam Driver) i Ann (Marion Cotillard) mówi się w telewizji. Ta dwójka, choć artystycznie stoi po dwóch stronach wrażliwości scenicznej, zdaje się być dla siebie stworzona. Nawet, gdy są tylko we dwoje, z dala od fleszy aparatów paparazzi, to śpiewają do siebie - Tak bardzo Cię kocham.
Musical o związku gwiazd
Śpiewają? Tak! „Annette” to stuprocentowy musical, gdzie w 95% przypadków mamy tekst śpiewany i zabieg ten sprawdza się świetnie, choć pod koniec kolejne piosenki zdają się jedynie odwlekać oczekiwane zakończenie. Pomijając już, czy Driver i Cotillard wykonują poszczególne utwory poprawnie technicznie itd., to trzeba przyznać, że aktorsko spisali się na medal. On jako ekscentryczny komik z zamiłowaniem do papierosów i alkoholu i okazjonalnymi wahaniami nastrojów jest przeciwieństwem do niej – spokojnej i wrażliwej śpiewaczki operowej. Uzupełniają się perfekcyjnie, zarówno w dzień, jak i w nocy (przepiękna scena seksu). Ten stan mąci przyjście na świat ich córki – tytułowej Annette.
Śpiewająca lalka
Pomijając zaskakujący fakt, że dziewczynka jest... z drewna (serio, jak Pinokio), to po jakimś czasie wykazuje ogromne zdolności wokalne, choć nawet jeszcze nie umie mówić. Pojawienie się niezwykłej Annette radykalnie odmieni życie głównych bohaterów, ale nie zdradzimy wam w jaką stronę skręci ta opowieść, bo jest to na tyle interesujące i trudne do przewidzenia, że lepiej byście odkrywali to w kinie.
My skupimy się na tym, że drewniana lalka, która „gra” córkę Henry'ego i Ann jest nie tylko kapitalnie zrobiona i animowana, ale też sprawdza się we wszystkich scenach, w których ta umowa z widzem, że jest prawdziwa, zaczyna obowiązywać. Tym ciekawsze jest zakończenie, kiedy lalkę zastępuje (łudząco podobna) prawdziwa kilkulatka, by razem z Adam Driverem zaśpiewać poruszającą piosenkę – ich kluczowy dialog.
Film, który się przeżywa
Leos Carax zrobił film, który jest bardzo baśniowy, ale jeszcze bardziej teatralny, nie tylko przez to, że gra w nim lalka, ale też ogólny zamysł scenograficzny i estetyczny. Pięknie nakręcone sceny czasem dosłownie rozgrywają się na scenie teatru czy opery, a oglądanie tej produkcji z fotela Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu, w ramach 21. MFF Nowe Horyzonty było w takim kontekście iście wyjątkowym doświadczeniem, sprawiającym, że wychodzi się z seansu dogłębnie oczarowanym.
Na ogólnie, bardzo pozytywne wrażenie filmem nie wpływa negatywnie fakt, że w drugiej części twórca zwalnia tempo i momentami nazbyt rozwleka swe dzieło. Finał za to jest mocny i efektowny, a emocje płynące z ekranu - silne i szczere. Przemiana Henry'ego oraz zakończenie poszczególnych wątków mogą zaskoczyć, a nawet jeśli nie, to „Annette” potrafi zapadać w pamięć, jako jeden z tych filmów, których się nie ogląda, tylko przeżywa.
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe