Alice in Borderland - recenzja serialu
2020-12-14 11:27:19"Alice in Borderland" to japoński serial, który 10 grudnia 2020 roku zadebiutował z pierwszym sezonem na platformie Netflix. Czy warto zobaczyć tę ekranizację mangi autorstwa Haro Aso? Odpowiedź nie jest taka prosta. Przeczytajcie recenzję "Alice in Borderland"!
Alice in Borderland - Tokio jako arena śmiertelnej gry
8 odcinków pierwszego sezonu pokazuje nam historię grupy młodych mieszkańców Tokio, którzy nagle zostają uwięzieni w tajemniczym, jakby alternatywnym świecie, gdzie aby przetrwać, muszą brać udział w śmiertelnej grze na terenie opustoszałego miasta. Głównym bohaterem jest Arisu, miłośnik gier wideo, który cały czas najchętniej spędzałby przy konsoli, a rodzina "spisuje już go na straty". Jednak okazuje się, że chłopak jest wyjątkowo bystry i świetnie odnajduje się w kolejnych wyzwaniach od tajemniczych mistrzów gry. Choć oczywiście jest przerażony, a ludzie wokół zaczynają ginąć w krwawy sposób, to Arisu wychodzi cało z kolejnych, coraz trudniejszych wyzwań.
Gry są podzielone na kilka kategorii i mają różne stopnie trudności, wyznaczane przez kolory i figury z talii kart. Mamy zatem wyzwania typowo fizyczne, mamy morderczego berka, "zabawę" w chowanego, labirynt czy perfidną grę psychologiczną, w której trzeba igrać z uczuciami innych. Sceny akcji przy okazji poszczególnych gier są najlepszą stroną serialu, a kolejne odcinki pokazują, że twórcy umiejętnie bawią się w łączenie motywów, które fani kina grozy znają z serii "Piła" (tylko na większą skalę), ale też z nowszych tytułów, jak "Zabawa w pochowanego" czy "Polowanie".
Bardzo solidnie wypada aktorstwo w wykonaniu młodych, japońskich aktorów i aktorek. W tego rodzaju kinie akcji dają sobie świetnie radę, a nawet jeśli czasem są przesadnie teatralni w scenach dramatycznych, to jednak utrzymują poziom, na którym ich postacie są wiarygodne dla widza i przede wszystkich chce się za nich trzymać kciuki, a ewentualna śmierć każdego z bohaterów zaskakuje i boli jednocześnie.
"Wolałabym zobaczyć kosmitę", czyli słowo o zakończeniu 1. sezonu
Tu wkroczymy na pole spoilerów, więc ostrzegamy, że dalsza część recenzji zdradza kluczowe elementy fabuły. Choć, jak pisaliśmy, sceny gier są bardzo udane i stanowią wyzwanie także dla widza, to niestety ogólny koncept fabularny zdaje się być absurdalny, niewiarygodny i tak bardzo science-fiction, że aż głupie wydają się próby racjonalnego wytłumaczenia tego, kto i w jaki sposób steruje grą i ją organizuje.
Najlepiej oddaje to finał, kiedy nasi bohaterowie docierają do podziemnego centrum sterowania grą i zastanawiają się, czy może to kosmici porwali wszystkich mieszkańców poza nimi i z orbity strzelają do graczy, którzy nie przestrzegają zasad. Tymczasem okazuje się, że jedna z osób odpowiedzialnych za całą sytuację mieszka w ich obozie. "Wolałabym zobaczyć kosmitę" - komentuje jedna z bohaterek, co perfekcyjnie oddaje także nasze odczucia, jako widzów, starających się jakoś wyjaśnić sobie "co, jak i dlaczego?" się tu dzieje. Oby twórcy mieli dla nas dobre wyjaśnienia w drugim sezonie, o ile taki powstanie, bo jeśli chodzi o kolejne gry, to o poziom emocji jesteśmy spokojni, a raczej - podekscytowani!
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix