Afryka dzika, przez filmowców odkryta
2007-01-26 11:07:39"Hotel Rwanda" z 2004 zapoczątkował wśród filmowców modę na Afrykę. Rok później powstał obraz "Shooting Dogs", a w lutym na ekrany polskich kin wchodzi film "Ostatni król Szkocji" poświęcony dyktatorowi Ugandy Idi Aminowi. Przyjrzyjmy się jednak najnowszej próbie zajęcia się tematyką Czarnego Lądu - "Krwawemu diamentowi" Edwarda Zwicka.
Po dwóch produkcjach poświęconych Rwandzie zostajemy przeniesieni do Sierra Leone, które w latach 90. stało się areną krwawej wojny domowej. Południowoafrykański przemytnik Danny Archer (Leonardo DiCaprio, który już chyba zapomniał, jak to jest grywać słodkich amantów) pomaga prostemu rybakowi Salomonowi Vendy odnaleźć rodzinę. Nie czyni tego jednak bezinteresownie. Vendy znalazł bowiem warty fortunę diament, na który chrapkę ma Archer.
"Krwawy diament" zwiastuje nową (niestety gorszą) jakość w filmach dotyczących problematyki afrykańskiej. Utrzymuje wciąż wysoki poziom, jednak zaczyna się hollywoodyzować. Pojawia się wątek miłosny (Archer i dziennikarka Maddy Bowen - Jennifer Connelly), zakończenie razi w oczy patetycznością, a główny bohater to nie zimny cynik, jakim się na początku wydaje, lecz nieszczęśliwy człowiek kryjący Mroczną Tajemnicę Z Przeszłości.
Mimo wszystko, Zwickowi udaje się jeszcze uciec przed hollywoodzkimi schematami. Jennifer Connelly nie stanowi archetypu słodkiej idiotki, bezustannie płaczącej i chcącej pomóc każdemu małemu murzynkowi, ale ma racjonalne podejście do problemu. Pełni rolę komentatora sytuacji w niespokojnej Afryce i polityki państw zachodnich wobec Czarnego Lądu. Pokazując Archerowi milionowy obóz dla uchodźców, stwierdza: "Może gdzieś tu kręci się CNN. Zrobią materiał między sport a pogodę".
Również i postać grana przez DiCaprio nie przeobraża się nagle w kryształowo czystego człowieka. Do końca pozostaje lekko cyniczny i wyrachowany, a ludzkie odruchy dochodzą u niego do głosu nie tak często, jak wskazywałoby nasze doświadczenie z amerykańskimi, świeżo nawróconymi bohaterami.
"Hotel Rwanda" oraz "Shooting Dogs" były tzw. mocnymi filmami, pokazującymi śmierć jednostek bez zbędnej sakralizacji. Afrykańczycy brutalnie wyrzynali Afrykańczyków, a biali się tylko temu biernie przyglądali. Zwick dorzuca jednak coś od siebie. Tworzy wizję świata pełnego spiskowych teorii, w którym rządzi pieniądz, a życie człowieka można kupić za iluśkaratowy kamyk. Przesłanie "Krwawego diamentu" wydaje się więc trochę nachalne i banalne, ale jeszcze nie jest jeszcze ukazane w sposób agresywnie natrętny.
"Krwawy diament" to bardzo dobry film. Obawiam się jednak, że stanowi on krok w kierunku spłycania i trywializowania kinowego obrazu Afryki oraz zbytniego go patetyzowania, co mogłoby zbliżyć kolejne produkcje do poziomu "Ostatniego Samuraja". Notabene, wcześniejszego filmu Edwarda Zwicka.
Marcin Szewczyk
(marcin.szewczyk@dlastudenta.pl)