Adam i jego jabłka
2006-05-13 00:00:00„Jabłka Adama" Andersa Thomasa Jensena to osobliwa próba połączenia komedii i dramatu. Utrzymana w specyficznym, absurdalnym poczuciu humoru z pogranicza Monty Pythona i dzieł Tarantino, może być dobrą propozycją dla znudzonych typowymi produkcjami kinowymi z gatunku komediodramatu.
Właściwie nie ma nic zaskakującego w historii przedstawionej w tym filmie. Od samego początku wiemy co się wydarzy i jaki będzie finał. Neofaszysta Adam w ramach resocjalizacji przyjeżdża do wiejskiego kościoła. Nad jego przemianą duchową ma pracować tamtejszy pastor - Ivan. Adam nie tylko postanawia nie dać się złamać, ale chce też wybić pastorowi dobroć z głowy. Na plebani mieszkają jeszcze inni byli przestępcy: Gunnar i Khalid, a z czasem dołącza do nich Sarah. Każdy z wymienionych ma swoje problemy, o których dowiadujemy się stopniowo w trakcie oglądania filmu. Wiadome jest, że dojdzie do pojedynku dwóch silnych osobowości (Ivana i Adama). Wydaje się, że czeka nas kolejna klasyczna opowieść o walce dobra ze złem.
Coś tu jednak nie pasuje. Pastor zdaje się nie dostrzegać oczywistego zła w swoich podopiecznych. Wierzy naiwnie, że udało mu się już zawrócić ze złej drogi Gunnara (alkoholik, złodziej, gwałciciel) i Khalida (terrorysta). Tymczasem oni, nawet na oczach Ivana dopuszczają się wielu grzesznych czynów: nadużywają alkoholu czy dokonują rozbojów. Duchowny obraca te występki w absurdalny sposób: piwo popijane przez Gunnara to zwykły syrop, a pieniądze z napadu dokonanego przez Khalida muszą być zapewne jego oszczędnościami na zakup swetra. Co z tego, że mamy środek lata? W końcu Khalid jest Arabem, nieprzystosowanym do pogody północnego kraju.
Również wątek główny, czyli starcie Ivana z Adamem przybiera karykaturalną formę. Pastor jest święcie przekonany o dobrej naturze swego nowego wychowanka. Uważa, że podobnie jak pozostali przejdzie na terenie plebani cudowną metamorfozę i odnajdzie Boga. Pomóc ma w tym cel, jaki wyznaczył sobie od niechcenia Adam: upieczenie szarlotki z jabłek rosnących na drzewie przy świątyni. Niepowodzenia, na które natrafia w trakcie jego realizacji, Ivan tłumaczy ciągłymi próbami, na jakie wystawia ich małą społeczność Szatan. Adam jest nieco zbity z tropu, ale nie daje za wygraną. Próbuje uświadomić duchownemu, że jego dotychczasowe działania i światopogląd jest bezsensowny. Używa początkowo pięści, a potem Biblii. Jak sam powiada: „jest w końcu złem, a tego zmienić się nie da". Kolejne wydarzenia weryfikują jednak te słowa i prowadzą do spodziewanego rozwiązania akcji: przejścia Adama na „dobrą" stronę.
Co więc utrzyma nas przed kinowym ekranem? Przede wszystkim sposób realizacji tematu przez duńskiego reżysera. Nie uderza w podniosły ton, właściwy tego typu opowieściom (może z wyjątkiem końcówki). Zabarwia poważną historię świetnym, czarnym humorem. Dzięki temu nie czujemy się zmęczeni jak Adam, budzony każdego ranka biciem świątynnych dzwonów. Z niecierpliwością wyczekujemy kolejnych wydarzeń i ironicznego dowcipu. Twórca filmu unika jednoznacznej klasyfikacji swoich bohaterów. Chociaż wiemy kto tu co utożsamia, to jednak pozostaje spora przestrzeń do dyskusji nad postaciami. Podsuwa nam pewne „religijne" argumenty (Biblia, jabłoń), ale bez nachalności.
Wybierając się na „Jabłka Adama" na pewno nie stracimy czasu. Jednak wszyscy, którzy spodziewają się wielkich odkryć w sferze etyki czy religii, będą rozczarowani. Nie jest to również dzieło przełomowe pod względem formy. Czerpie bowiem z różnych filmowych źródeł kina absurdu. Nie schodzi jednak poniżej pewnego poziomu i mimo wszystko zmusza do refleksji.
Krzysztof Lupiński
(krzysztof.lupinski@dlastudenta.pl)