Recenzje - Kino

Żonglerka stereotypami jak zwykle zabawna

2009-09-07 14:20:34

 Jeśli uważasz, że faceci są z Marsa a kobiety z Wenus, do tego uwielbiasz wszystkie kreacje Meg Ryan w dosłownie wszystkich komediach romantycznych, w których zagrała, a na dokładkę jesteś kobietą wyznającą hasło „facet to świnia” albo mężczyzną, mającym wszystkie przedstawicielki płci przeciwnej za pozbawione mózgu troglodytki o włosach w odcieniu blond – to spodoba ci się film "Brzydka prawda".


Fabuła najnowszego dzieła Roberta Luketica jest całkiem ciekawa, co nie zmienia faktu, że równocześnie jest dość już oklepana. Ile bowiem razy dane nam było oglądać sytuację, gdy mężczyzna pomaga kobiecie zdobyć innego mężczyznę, a w ostatecznym rozrachunku pomocnik staje się tym jedynym i właściwym?

Mike Chadway (w tej roli kojarzący mi się niezmiennie z Leonidasem Gerard Butler) jest do bólu szczerym, pełnokrwistym facetem, który w swoim małym programiku telewizyjnym odkrywa przed widzami brzydką prawdę – mężczyźni są prości, kobiety tym bardziej, a obie strony medalu płciowego pragną tylko jednego – seksu („Nie dziesięć kroków, jak zdobyć faceta, tylko jeden - laska”). Mike bynajmniej nie przebiera w słowach, o nie – dobitnie i dosadnie wyjaśnia swoim widzom, dlaczego świat kręci się wokół libido. Tymczasem w innej, większej, ale nadal lokalnej stacji Abby Richter (Katherine Heigl), producentka porannego programu w stylu Dzień Dobry TVN ma kłopoty z odnalezieniem miłości. Jest do tego stopnia pedantyczna, że wraz z asystentką niczym detektyw Rutkowski prześwietla swojego randkowicza sprawdzając, czy pasuje on do jej dziesięciu kryteriów mężczyzny idealnego. Życie tej inteligentnej blondynki poszukującej ideału zmienia się, gdy do jej programu, mającego kłopoty z oglądalnością, zatrudniony zostaje Mike Chadway, okazujący się zestawem cech, których Abby kompletnie nie znosi. Za jego sprawą jednak poranny program zyskuje nieporównywalnie większą ilość widzów, co dodatkowo frustruje panią producent. Ni stąd ni zowąd jednak, poznaje ona przystojnego pana doktora i w celu jego zdobycia pozwala Mike’owi na poprowadzenie się za rączkę przez krainę miłosnych podchodów i płynącą urojonymi wizerunkami i wyobrażeniami spod znaku idealnych.

Spoilery to nie moja branża, ale bez problemu można się domyślić, jak historia ta się zakończy, biorąc pod uwagę, powtórzę, że jest ona dość sztampowa. Spodobało mi się jednak inne podejście do komedii romantycznych, zaprezentowane w „Brzydkiej prawdzie” – autorzy nie bronią się rękami i nogami przez magicznym słowem na „f”, a postać Mike’a Chadwaya jest świetna w swojej dosadności i bezpośredniości. Nie ma tutaj bezsensownego kluczenia i niepotrzebnego ugrzeczniania – gdyby ten film został poddany tym procesom, straciłby wielce na autentyczności, a cały jego zamysł kompletnie by się rozsypał.

Jako że jest to komedia, nie sposób nie poświęcić paru słów humorowi w niej użytemu. Mamy tutaj więc zarówno wibrujące majtki (świetny patent), jak jednoznaczne podteksty seksualne, aż po nieprzetłumaczalne na język polski gierki słowne, znów z zabarwieniem erotycznym. Przyznam szczerze, że ten typ humoru naprawdę jest bardzo zabawny – przynajmniej dla mnie – a reakcja sali była co najmniej mu przychylna. I znowu – jest to zapewne efekt tego, że rzadko kiedy komedie z założenia romantyczne są do tego stopnia niegrzeczne, choć równocześnie nawet nie zbliżając się do przekroczenia granicy dobrego smaku czy obsceniczności. Dobrze wyważony kompromis pomiędzy niewinnym odsłonięciem kostki u nogi jako gestem erotycznym, a niesmacznymi, bezpośrednimi żartami, w których zmieniają się tylko coraz bardziej wulgarne nazwy ludzkich narządów rozrodczych jest tutaj widoczny i zdecydowanie działa na korzyść filmu.

W zasadzie mam tylko jedno zastrzeżenie: nie chcę nikomu psuć przyjemności obejrzenia „Brzydkiej prawdy”, ale nieśmiało zakładam, że koncept filmu jest na tyle przewidywalny, że osoby, które oburzą się na mnie za zdradzenie rozwiązania, będą wyjątkami. Chodzi mi o to, że zbyt mało przekonywującym dla mnie był wątek główny, a raczej jego zakończenie. Abby i Mike oczywiście w końcu łączą się w namiętnym pocałunku, ale cała droga do tego wydaje się niemal tak krótka, jak polskie autostrady, i tak samo jak w ich przypadku chciałoby się powiedzieć: „dlaczego tak krótko? Już?”. Przejście bowiem od totalnego zakochania w przystojnym i utalentowanym chirurgu w prawdziwą miłość do prostego i bezpośredniego, na wskroś męskiego i ociekającego testosteronem prezentera telewizyjnego było dla mnie stanowczo zbyt mało wiarygodne. W zasadzie tylko jedna scena poprzedziła wybuch tego ogromnego uczucia, a wszystkie przed nią w zasadzie w żadnym elemencie nie wskazywały na to, że tak właśnie może się cała historia zakończyć. To dla mnie zdecydowany minus filmu – jednakże nie psuje on bynajmniej zabawy podczas jego pokazu.

W ramach podsumowania muszę stwierdzić, że nie jest to film wybitny. Jest on dobry, ze wskazaniem nawet na bardzo dobry. Wyświechtana fabuła jest niczym kotlet z tofu odgrzewany po raz trzydziesty drugi za pomocą ręcznej grzałki. Logika filmu też nie jest szczególnie przemyślana. Ale z drugiej strony, nie oczekujmy po komedii romantycznej dzieła metafizycznego, które odpowiada na odwieczne pytanie ludzkości pt. być czy mieć. Najmocniejszą stroną „Brzydkiej prawdy” jest warstwa humorystyczna, o bardzo świeżym podejściu do tematu, nieczęsto spotykanym w tym gatunku filmowym. Główna para aktorów – czyli Leonidas i Heigl - gra na poziomie przyzwoitym, a nawet daje się wyczuć pewną chemię pomiędzy nimi, tak ważną w komediach romantycznych i je uwiarygadniającą. Poza tym gagi i żarty w „Brzydkiej prawdzie” mają w sobie coś prawdziwego, co pozwala widzom odkryć w swoim życiu jakąś cząstkę tejże prawdy nieładnej. I za to należą się brawa całej ekipie tego filmu. Zrobić przyzwoity film naprawdę nie jest łatwo a ten jest na dodatek jeszcze śmieszny i uświadamia pewne absurdy, którymi są przecież przesiąknięte na wskroś stereotypy, rządzące walką między płciami. Niech puentą „Brzydkiej prawdy” będzie to, że scenariusz do niej napisały kobiety. Trzy.

Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)

Recenzja powstała dzięki:

Słowa kluczowe: Brzydka prawda opinie kino, film, recenzja, Gerard Butler, Robert Luketic
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Wonka film 2023
Wonka - recenzja wydania Blu-ray

Na płycie są naprawdę słodkie bonusy!

Problem trzech ciał
Problem trzech ciał - recenzja serialu

Czy mamy z tym serialem problem?

Aquaman i Zaginione KrÃłlestwo
Aquaman i Zaginione Królestwo - recenzja wydania Blu-ray

Czy warto zobaczyć ten film? Jakie dodatki są na płycie Blu-ray?

Polecamy
Tlen film 2021
Tlen - recenzja

Czy Alexandre Aja zrobił thriller, który zapiera dech?

Nowi mutanci
Nowi mutanci - recenzja

Czy warto obejrzeć film, którego kinowy debiut przekładano już kilka razy?

Premiery filmowe
Zapowiedzi filmowe
O nich się mówi
Ostatnio dodane
Wonka film 2023
Wonka - recenzja wydania Blu-ray

Na płycie są naprawdę słodkie bonusy!

Problem trzech ciał
Problem trzech ciał - recenzja serialu

Czy mamy z tym serialem problem?