Recenzje - Kino

Zielono, kwaskowato, pokojowo i muzycznie

2009-12-02 10:56:24
 Bunt wobec wojny. Miłość do pokoju i muzyki. Życie pełnią życia. Oraz narkotyki. Koniec lat sześćdziesiątych XX wieku. Armstrong ląduje na Księżycu, w tym czasie Amerykanie zaczynają powoli rozumieć, że pokonanie Vietcongu na jego własnym terenie może być odrobinę bardziej trudne, niż na początku zakładano. Bipolarny świat nosi szatę zimnej wojny, która razi swoją szarością i niepewnością dnia następnego.


Tymczasem w amerykańskim miasteczku Wallkill, w którym toczy się akcja filmu "Zdobyć Woodstock", ma się odbyć wielki festiwal dla młodzieży – głoszącej potrzebę pokoju i przyjmującej za dogmat hasło Peace, Love and Happiness. Nieopodal, w innej mieścinie o zgrabnej nazwie Bethel, Elliot Tiber (szerzej nieznany Demetri Martin) próbuje przywrócić świetność motelowi El Monaco, inwestując w niego – a w zasadzie topiąc w nim wszystkie zarobione przez siebie pieniądze. Do tego musi znosić despotyczną matkę, która nie potrafi okazywać wdzięczności za wkład syna – chociaż on rzekomo czuje jej wdzięczność, kiedy patrzy na niego tylko lewym okiem – oraz sympatycznego ojca, uległego wobec tyrana pod postacią żony. Kłopoty El Monaco wydają się tym większe, że kurort jest coraz bardziej zadłużony, a bank warunkowo zgadza się na spłatę kredytu tylko do końca wakacji.

W tej sytuacji jak z nieba spada rodzinie Tiber wieść o tym, że Wallkill cofnęło zgodę na organizację festiwalu. Obrotny Elli uzyskuje aprobatę na urządzenie koncertu w Bethel od Izby Handlowej, której skład pamięta jeszcze wojnę secesyjną i zaprasza do miasta organizatorów. Ci są zachwyceni szczególnie pastwiskami Yasgura, który za drobną opłatą zgadza się je udostępnić, częstując swoich gości kartonikami kakao własnej roboty.

Ot, taka spokojna i pozytywna historyjka. „Zdobyć Woodstock” powstało na bazie pamiętników Elliota Tibera, noszących tytuł „Taking Woodstock: A True Story of a Riot, Concert, and a Life”. Reżyserem tego filmu został jeden z najlepszych twórców ostatnich lat – Ang Lee, nagrodzony Oscarem za kontrowersyjną „Tajemnicę Brokeback Mountain”. Mając dobry scenariusz, Lee stworzył porządny obraz – nie wybitny, ale równocześnie ciekawy i dotykający wielu ważnych kwestii.

Zgodnie z podtytułem pamiętnika, otrzymujemy w zasadzie trzy historie, przenikające się i uzupełniające się, dzięki którym, wydaje się, uzyskujemy dość prawdziwy obraz tamtych czasów. Zacznę od środka – „Zdobyć Woodstock” pokazuje trud, jaki w 1969 roku włożyli organizatorzy w przygotowanie kultowego festiwalu. Ciekawym jest fakt, że w filmie posiadali oni bardzo duże fundusze, które zapewniały im spokój w wielu kwestiach, które zazwyczaj spędzają organizatorom sen z powiek. Sami powoływali się na swoich potężnych prawników – głównie na Benjamina Franklina, widniejącego na banknocie studolarowym. Zorganizowanie festiwalu, na którym pojawiło się około pół miliona osób, jest nie lada wyczynem, choć w „Zdobyć Woodstock” często wydaje się, że było to przedsięwzięcie łatwe i niemal bez żadnych zgrzytów – niemal, bo zgrzytem można nazwać np. pierwsze w historii USA zablokowanie autostrady z powodu natężenia ruchu, rzeki samochodów z młodzieżą, zmierzającą do Bethel.

Idea Woodstock zrodziła się pod wpływem silnego ruchu pacyfistycznego w Stanach Zjednoczonych i organizatorzy niewątpliwie wstrzelili się w bardzo dobrą koniunkturę. Ang Lee próbuje nam pokazać, że siła dzieci-kwiatów była naprawdę duża, ale równocześnie, pojawienie się ich w okolicy wywoływało w tubylcach strach i odrazę, a w najlepszym przypadku – niechęć. Jak ujął to jeden z mieszkańców Bethel, przyjezdni będą „ćpać przez cały dzień, kraść i gwałcić bydło”. Cóż, po obejrzeniu „Zdobyć Woodstock” trzeba stwierdzić, że przynajmniej pierwsza część tej wypowiedzi była w stu procentach trafiona – godłem Woodstock stał się przecież liść konopi indyjskiej, a młodzi pacyfiści nie stronili od LSD i innych środków odurzających. Dwie pozostałe części komentarza nijak się mają do prawdy, bo woodstockowicze okazali się być nastawionymi przyjaźnie, choć trochę mentalnie nieobecnymi młodymi ludźmi, którzy znaleźli sobie substytut bydła w postaci ludzi – tyle, że gwałt odpada, bo warunkuje go przecież niechęć jednej ze stron do odbywania stosunku seksualnego.

Ang Lee zwraca również uwagę na problem żołnierzy powracających z Wietnamu – wśród znajomych Elliota jest Billy, który wrócił do domu po tym traumatycznym przeżyciu i ewidentnie nie może się odnaleźć w rodzinnych stronach, przyzwyczajony do gęstej dżungli i azjatycko brzmiących okrzyków, przebrzmiewających wśród odgłosów strzałów. Jest to temat dość aktualny, jako że podobno w dzisiejszych czasach Amerykanie, którzy wracają z Iraku, cierpią na depresje i syndrom, który można ogólnie nazwać chorobą powojenną. Billy chce wrócić do Wietnamu, bowiem wedle jego słów, tam byłby normalny, bez potrzeby zmiany zachowania.

Osobny akapit poświęcić trzeba także kolejnemu ważnemu tematowi, który poruszany jest w „Zdobyć Woodstock” – mianowicie państwo Tiber są Żydami. Notabene Imelda Staunton, koncertowo grająca matkę Elliota (kompletna antyteza dobrej rodzicielki), potwierdza jeden z głównych stereotypów na temat Żydów – jest pazerna jeśli chodzi o pieniądze, starając się zarobić w każdym możliwym miejscu i o każdym czasie. Podkreślam, że chodzi tutaj o stereotyp. Wśród miejscowej ludności, ewidentnie prowincjonalnej i przyzwyczajonej do spokojnej normalności związanej z tradycją, Woodstock wywołuje mniej więcej takie same emocje, jak Unia Europejska wśród słuchaczy Radia Maryja. Co więcej, niektórzy mieszkańcy Bethel okazują się być antysemitami i obarczają winą za całe zło rodzinę Tiberów, malując na ich motelu obraźliwe hasła. Ang Lee nie rozwinął tego wątku, ale wydaje mi się, że warto go było zasygnalizować, bowiem prowokuje on do refleksji nad ludzką hipokryzją – tak naprawdę dzięki Tiberom Bethel ożyło, stało się znane, a większość tubylców dorobiło się na Woodstock’u niezłych sumek. Na przeciwnym biegunie stoją przemiłe panie z Izby Handlowej, które są wdzięczne Elliotowi za zmultiplikowanie ich zysków.

I wreszcie przejdę do wątku trzeciego, czyli historii życia, a w zasadzie paru miesięcy wyjętych z życiorysu Elliota. Przedstawia on dobrego, uczynnego syna, gotowego zrobić dla rodziców wszystko, oddającego im każdego, zarobionego przez siebie dolara. To on jest tak naprawdę spiritus movens całego przedsięwzięcia w Bethel, od niego wychodzi inicjatywa organizacji Woodstock nieopodal motelu El Monaco, dzięki której motel wychodzi z długów z ogromną nadwyżką. Elliot wydaje się być dobrym człowiekiem, o czym świadczy np. fakt, że w stodole motelu za darmo mieszkała trupa teatralna, gustująca w roznegliżowanych przedstawieniach nowoczesnych. Dzięki przedsięwzięciu o kryptonimie Woodstock, Elliot dorasta, poznaje całkiem inne życie, niczym nie skrępowaną beztroskę, tuningowaną czasem przez LSD i marihuanę. Lee jako reżyser „Tajemnicy Brokeback Mountain” również w „Zdobyć Woodstock” stawia pytanie o orientację seksualną głównego bohatera -  z tym, że w omawianym przypadku tak naprawdę nie otrzymujemy jednoznacznej deklaracji czy tak ofensywnych scen, jak te znane z filmu o kowbojach. Mamy tutaj raczej subtelne wskazanie, niż wyłożenie wszystkiego widzowi na tacy, dzięki czemu pozostawiona jest dla nas pewna swoboda interpretacyjna...

Jeśli wybierzecie się na seans „Zdobyć Woodstock”, zwróćcie także uwagę na następujące kwestie: po pierwsze, na sceny rozgrywające się na podzielonym ekranie, które wywołują naprawdę ciekawy efekt, a po drugie, na Vilmę, czyli Liev Schreibera, znanego chociażby z roli brata Wolverina z X-Men’ów, a występującego tutaj w dość nietypowej dla siebie roli transwestyty, odzianego najczęściej w różową sukienkę (tak, o dziwo, mimo mojej płci, znam różnicę między sukienką a spódniczką).

Podsumowując, „Zdobyć Woodstock” wywołało we mnie mieszane, choć w przeważającym stopniu pozytywne uczucia. Miejscami seans niepotrzebnie się dłużył, ale w ostatecznym rozrachunku były to bardzo miłe dwie godziny. Historia tego kultowego festiwalu, przedstawiona w sposób lekki, a zarazem dotykająca poważnych dylematów moralnych, kulturowych i społecznych na pewno jest warta obejrzenia, chociaż osobiście nie wróżę jej Oscarów. „Zdobyć Woodstock” polecam jako odprężenie po ciężkim tygodniu, wyciszenie, odcięcie się na chwilę od stresującej rzeczywistości XXI wieku i zsolidaryzowanie się z beztroskimi pacyfistami. Aż chce mi się przytoczyć takie zdanie: pamiętaj, że nawet jeśli wygrasz wyścig szczurów, to nadal pozostaniesz tylko szczurem.

Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)

Recenzja powstała dzięki:

Słowa kluczowe: Taking Woodstock: A True Story of a Riot, Concert, and a Life, Zdobyć Woodstock, recenzja, Ang Lee
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Wonka film 2023
Wonka - recenzja wydania Blu-ray

Na płycie są naprawdę słodkie bonusy!

Problem trzech ciał
Problem trzech ciał - recenzja serialu

Czy mamy z tym serialem problem?

Aquaman i Zaginione KrÃłlestwo
Aquaman i Zaginione Królestwo - recenzja wydania Blu-ray

Czy warto zobaczyć ten film? Jakie dodatki są na płycie Blu-ray?

Polecamy
"Ad Astra" to nowy film z gatunku science-fiction w reÅźyserii Jamesa Graya. Przeczytajcie recenzję i sprawdźcie, czy jest wart obejrzenia!
Ad Astra - recenzja

"Ad Astra" to nowy film z gatunku science-fiction w reżyserii Jamesa Graya. Przeczytajcie recenzję i sprawdźcie, czy jest wart obejrzenia!

The Kissing Booth 3
The Kissing Booth 3 - recenzja

To już trzecia część hitu Netflixa. Czy warto zobaczyć?

Polecamy
Premiery filmowe
Zapowiedzi filmowe
O nich się mówi
Ostatnio dodane
Wonka film 2023
Wonka - recenzja wydania Blu-ray

Na płycie są naprawdę słodkie bonusy!

Problem trzech ciał
Problem trzech ciał - recenzja serialu

Czy mamy z tym serialem problem?