Przegrywa tylko marketing ("Wszyscy wygrywają")
2011-10-28 09:13:50Niepozorny z tytułu i z promocji „Wszyscy wygrywają” niesie ze sobą piękny ładunek emocjonalny i uderza pozytywnym, prawdziwym przekazem. Przyjmuj policzki od życia i czerp z nich energię!
Mike (Paul Giamatti) prowadzi małą kancelarię prawniczą, która ulega powolnemu rozkładowi niczym bojler w jej piwnicy, brzdękający i grożący wybuchem. W związku z niedoborami w portfelu i rodziną na utrzymaniu, Mike postanawia dorobić sobie półtora tysiąca dolarów i zgłasza się na opiekuna swojego klienta, Leo – starszego pana z postępującą demencją, który chce po prostu zostać w domu. Mike umieszcza go jednak w domu starców. W międzyczasie do jego drzwi puka wnuk Leo, Kyle (Alex Schaffer), tleniony i jak się okazuje, utalentowany, młody zapaśnik. Mike jako lokalny trener amator bierze Kyle’a do drużyny, które to posunięcie okazuje się być zbawieniem zarówno dla innych zawodników, jak i dla samego młodego Eminema. Sielanka trwa do czasu wyjścia egocentrycznej i cynicznej matki Kyle’a z kuracji odwykowej i namolnych prób namówienia go do powrotu wraz z nią do ich domu w Ohio, z którego uciekł.
„Wszyscy wygrywają” trafia do polskich kin 10 miesięcy po swojej światowej premierze. Ta sprawna tragikomedia zdążyła już zebrać bardzo pozytywne recenzje (vide: Rottentomatoes.com) i nie dziwię się żadnej z nich, bo jest to film wyjątkowo dobry. Thomas McCarthy, który wcielił się w rolę reżysera i scenarzysty, stworzył obraz przejmujący i poruszający, w którym nie ma prostego podziału na bohaterów i antybohaterów, z kranów w łazienkach nie płynie miód, a wielkie amerykańskie domy okazują się posiadać koszty utrzymania.
Sam scenariusz nie należy do najoryginalniejszych, jednocześnie zrobiony został w sposób świeży i nienużący. „Wszyscy wygrywają” można by zaliczyć do gatunku familijno-sportowych tragikomedii, a w zasadzie stworzyć dla niego taką osobną kategorię. Nieraz bowiem roześmiejemy się w głos (który będzie się niósł i niósł na pustej sali kinowej), z kolei w innym momencie będziemy uczestniczyć emocjonalnie w perypetiach rodziny Flaherty, a podczas scen na macie ochoczo uniesiemy pięść w geście triumfu, doceniając Kyle’a za zwycięstwa nad przeciwnikami i samym sobą. Tego właśnie często oczekujemy od kina – żeby nie było nazbyt proste (powtórzę: ten film skomplikowany nie jest, ale dobrze zachowuje pozory) i żeby zostawiało widza z refleksją na później.
Absolutnie najlepszych aspektem tego filmu jest jego prawdziwość. Paul Giamatti w roli głównej to idealny dowód tej tezy – jeśli którakolwiek nastolatka ma erotyczne sny z nim w centralnym punkcie, to śmiało można nazwać ją dewiantką, bo do najprzystojniejszych to on nie należy. Natomiast dodaje filmowi autentyczności, przy okazji grając naprawdę dobrze, pokazując Mike’a razem z jego ambicjami, problemami i malutkimi przywarami. Najbliższe skojarzenie z „Wszyscy wygrywają” to „The Blind Side”, z tym że w tym drugim rolę swojego życia zagrała genialna Sandra Bullock, natomiast w obrazie Thomasa McCarthy’ego nikt specjalnie się nie wychyla ponad stały, wysoki poziom. Wspomnieć tu należy o indywidualności w postaci Terry’ego, granego przez Bobby’iego Cannavale, który najbardziej zapada w pamięć swoją rolą zbliżoną do Joey’go z „Przyjaciół”.
Ogólne przesłanie „Wszyscy wygrywają” jest takie, że przyszłość może nie być taka, jaką sobie wymarzysz, ale i tak wszystko się ułoży. Ciepły to film i pokrzepiający, miejscami bardzo zabawny i pouczający zarazem. Przykre jest w sumie to, że do kina wybierałem się praktycznie w ciemno – jak możecie się domyślić, chodzę na seanse dość często i ani razu nie miałem okazji zobaczyć trailera „Wszyscy wygrywają”. Czyżby brak aktorów z czołówek serwisów plotkarskich czy przesadzonych kontrowersji powodowały, że postanowiono nie promować tego filmu ze względu na małą atrakcyjność jego otoczki? Pozostaje cieszyć się, że ten piękny i spokojny obraz trafił do multipleksów. Bo na „Wszyscy wygrywają” zwyciężają przede wszystkim widzowie.
Wszyscy wygrywają, reż. Thomas McCarthy, prod. USA, czas trwania 106 min, dystr. Imperial – Cinepix, premiera 21 października 2011
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)
Recenzja powstała dzięki uprzejmości: