Noe superbohater (RECENZJA)
2014-04-04 13:03:20Nawet jeśli w podstawówce nie chodziliście na religię, z pewnością dobrze pamiętacie historię Noego. Bóg dał brodatemu starcowi cynk, że zbliża się niszczący całe życie na ziemi potop, więc ten (pomimo szyderstw innych) rozpoczął mozolną pracę przy budowie arki. Następnie budowniczy zabrał na pokład swoją rodzinę oraz po parze wszsystkich zwierząt (dinozaury się niestety nie zmieściły) i kiedy przyszła wielka woda przez rok pływał po bezkresnym oceanie zajmującym cały świat. Na koniec bezpiecznie wylądował na szczycie góry Ararat i mógł na nowo zaludniać świat. I to tyle, prosta historia.
Wszyscy, którzy w filmie "Noe. Wybrany przez Boga" spodziewali się wiernego odtworzenia biblijnej opowieści, zapewne wyjdą z kina z mocno opadniętą szczęką. Nowa, multimilionowa produkcja Darrona Aronofsky'ego (film kosztował aż 130 baniek!) to typowa hollywoodzka fantasy-bajka. Fabuła tylko momentami zbieżna jest z historią opisaną w Księdze Rodzaju. Oprócz luźnego oparcia fabuły na biblijnej opowieści, cała reszta jest ekstraktem wyciągniętym z hollywoodzkich superprodukcji.
Tytułowy bohater (Russell Crowe) nie tylko jest wybranym przez Stwórcę wykonawcą trudnego zadania, ale też mężnym protagonistą walczącym z siłami ciemności reprezentowanymi przez mordercę jego ojca, brutalnego króla Tubal-Caina (w roli przeświadczonego o wszechmocy człowieka złowrogi, choć kuszący niczym rajski wąż Ray Winstone). Co ciekawe, w filmowej adaptacji potopu w budowie arki pomagali Strażnicy - upadłe anioły, które wcześniej służyły ludziom w postaci czystego światła a po wygnaniu człowieka z raju zostały skazane na ziemską jałową egzystencję. Noe i kamienne golemy? Ten element scenariusza jest bardzo mocno naciągnięty. Patrząc na świecące oczy Strażników aż czekało się na UFO, które wyląduje na arce. Scenarzyści tworzą mocno komiksowy świat - zresztą na podstawie scenariusza wydany został komiks opowiadający alternatywne dzieje Noego.
Film mógłby bardziej intrygować, gdyby Aronofsky zdecydował się bardziej skupić na emocjonalnej batalii Noego, który miotał się pomiędzy miłością do rodziny a posłuszeństwem Bogu. Niestety, "Wybrany przez Boga" chwilami niebezpiecznie zbliża się do przygód Johna Rambo a najistotniejsze pytania majaczą tylko gdzieś w tle. Żeby dodać historii dramatyzmu, dwaj najmłodsi synowie Noego w filmie zostali pozbawieni szansę na żonę, z czym bardzo nie mógł pogodzić się starszy z nich - Cham (w tej roli całkiem obiecujący Logan Lerman). Zabiegi służące uatrakcyjnieniu i dodania kolorytu fabule niestety nie przekonują. "Wybranemu przez Boga" częściej bliżej jest do zwykłej opowieści dla dzieci niż dramatu z krwi i kości.
Noe w jednej scenie gorąco całuje żonę z języczkiem, w drugiej rozwala kilku typów naraz - prezentuje się niczym prawdziwy superbohater. Jasne, wierne przedstawienie biblijne historii budowy arki w skali 1:1 z pewnością nie miałoby tak dużego komercyjnego potencjału, jednak Aronofsky i współautor scenariusza - Ari Handel - momentami (nomen omen) płyną trochę zbyt mocno.
Wyżyny absurdu osiąganięte zostały w momencie, gdy grana przez Jennifer Connelly Naameh po krótkiej chwili (ba, już po jednym spojrzeniu) wydaje fachową diagnozę odnośnie ciąży a potem, niczym doświadczona farmaceutka, sięga po test ciążowy własnej roboty. Uśmiechnąć się można też patrząc na stroje bohaterów - jak na tak odległe czasy, Noe i jego rodzina nosili się całkiem stylowo. Trzeba przyznać też, że sam proces budowania arki, jak na brak doświadczenia i narzędzi, przebiegał całkiem sprawnie. Ale kiedy wydaje się tyle kasy na efekty (chociażby komputerowo stworzone zwierzęta), kto zwracałby uwagę na takie szczególiki.
"Noe" mimo wszystko nie jest jednoznacznie złym filmem. W dużej mierze produkcję ratują aktorzy - przede wszystkim świetny Anthony Hopkins jako Matuzalem. Sporego plusa trzeba postawić też przy nazwisku Russellla Crowe, którego momentami oszczędna, momentami dramatyczna gra bardzo dobrze oddaje wewnętrzną walkę Noego, który w obliczu niewykonania zadania ociera się o szaleństwo. Zewnątrzna przemiana aktora też nie jest bez znaczenia.
Wstrząsnąc mogą scena walki o mięso wśród zdziczałej, pozbawionej skrupółów i moralności armii Tubal-Caina oraz pełne cierpienia i śmierci senne wizje tytułowego bohatera. Na uwage zasługują też pejzaże malowane w filmie - zarówno postapokaliptyczny klimat pustkowia, na którym znajdowali się Strażnicy, jak i bezmiar wody atakujący arkę niesioną na falach potopu.
Właściwie trudno jest stwierdzić, do jakiej grupy docelowej może trafić "Noe" - dzieci już na starcie może odstraszyć okołoreligijna tematyka, natomiast nawet minimalnie świadomy odbiorca kina bez problemu zauważy wszystkie mielizny i niedociągnięcia. "Noe" zbiera przyzwoite recenzje, jednak trudno się spodziewać, żeby był to film który za kilka lat będzie wspominany jako wybitna produkcja. Aronofsky do swojej interpretacji historii Noego chciał wprowadzić pewien uniwersalizm i pokazać, że walka sił dobra i zła toczy się w ludziach przez cały czas, jednak końcowy efekt jest dość banalny.
Zbliża się Wielkanoc i "Noe" idealnie wpasowuje się w świąteczną estetykę - jest jak wydmuszka na stole. Może i kolorowa i efektowna z zewnątrz, jednak w środku totalnie pusta. Jeśli nie macie kompletnie nic ciekawszego do roboty, możecie się pokusić o obejrzenie "Wybranego przez Boga" - chociażby dla aktorskich momentów i chwilami zapierającej dech scenografii. Cała reszta to tylko ładnie wyglądające dodatki. Z uwspółcześnionych opowieści o Noem zdecydowanie bardziej przemawia i intryguje "Hydropiekłowstąpienie" Lao Che.
Noe: Wybrany przez Boga, reż. Darren Aronofsky, prod. USA, dystr. UIP, czas trwania 138 minu, premiera 28 marca 2014
Michał Przechera
(michal.przechera@dlastudenta.pl)