New Gods: Nezha Reborn - recenzja
2021-04-13 09:48:1912 kwietnia 2021 roku na platformie Netflix zadebiutował chiński film animowany pt. "New Gods: Nezha Reborn". Na pytanie, czy warto go zobaczyć, błyskawicznie odpowiadamy - tak, koniecznie! Dlaczego? Szczegóły zdradzamy w recenzji filmu!
No jak ich nie lubić?
Jak często w azjatyckim fantasy bywa, fabuła bywa skomplikowana i pełna dziwnych mitycznych bóstw, magii i zależności, które wymagają głębszego zgłębienia, aby się w tym wszystkim połapać. Z drugiej strony, w "New Gods: Nezha Reborn", w tej podstawowej, „przyziemnej” warstwie, dostajemy parę bohaterów, których można polubić w sekundę. Serio, twórcy tej animacji biją jakiś rekord w szybkości polubienia przedstawionych protagonistów przez widzów. Główny bohater to młody facet, który zarabia, wygrywając wyścigi motocyklowe. Już na początku pomaga zdobyć biedocie dostęp do wody, w mieście gdzie ciągle jej brakuje, a potem jeszcze adoptuje kotka! No jak go nie lubić?
Natomiast jego przyjaciółką jest dziewczyna, którą przez wyjątkowo pozytywne usposobienia i uroczy styl bycia, lubi się w mgnieniu oka, a do tego dowiadujemy się, że jest utalentowana muzycznie i występuje… śpiewając w klubie nocnym. Ciekawe, co? Ta dwójka niestety wpada w tarapaty, wchodząc w drogę synowi najbogatszego mężczyzny w mieście z rodziny, której wody ani złota nie brakuje. Po pościgu i walce nasza dwójka zostaje ranna.
Ona traci nogę i trafia do szpitala. On zyskuje pradawną, nadprzyrodzoną moc, która jakby odradza się w nim po 3000 latach uśpienia. To właśnie tytułowy bóg-chłopiec Nezha, dzięki któremu nasz bohater może walczyć o sprawiedliwość i stawić czoła zarozumiałej rodzinie bogaczy (także z mitycznymi supermocami) oraz całej bandzie zabójców na ich usługach. Oczywiście wcześniej musi poznać i okiełznać moc, jaka w nim zamieszkała. Pomaga mu w tym ekscentryczny król małp, który jednocześnie ma zlecenie zabicia naszego protagonisty.
Taka akcja tylko w animacji
Film serwuje nam wiele bardzo efektownych scen akcji, których prawdopodobnie nie dałoby się zrealizować w klasycznym, aktorskim wydaniu. Dostajemy ogrom zapierających dech, pięknie pokazanych i zmontowanych pościgów i walk wręcz czy z użyciem broni białej. Do tego film składa się z niezliczonej ilości pomysłowych i nieprzypadkowych kadrów, które w aktorskim filmie mogłyby walczyć o jakieś nagrody dla operatora. Efektowne także są wszelkie magiczne istoty, udzielające się w walce. Mamy magiczne lwy, smoki i wspomnianego boga wewnątrz głównego bohatera, a jest jeszcze jego zły odpowiednik. Strona wizualna "New Gods: Nezha Reborn" to obok postaci najmocniejsza strona tej chińskiej animacji.
Doskonałe jest też samo miejsce akcji - wielkie, tętniące życiem miasto, które choć sprawia wrażenie futurystycznego, to pełno w nim różnych motywów typowo azjatyckich, dzięki czemu nigdy nie zapominamy, jakiej produkcji film oglądamy. Także muzycznie pełno tu odniesień do wschodniej kultury, a jakoś to wszystko pasuje do pościgów, mordobicia i magicznych istot.
Są też negatywne emocje
"New Gods: Nezha Reborn" to film typowo rozrywkowy, ale twórcy nie boją się wchodzić na bardziej dorosłe grunty. Wspomniana przyjaciółka głównego bohatera przez większość filmu musi stawić czoła kalectwu, a w stawaniu na nogi (dosłownie i w przenośni) nie pomaga jej fakt, że jej oraz całemu szpitalowi ciągle zagraża niebezpieczeństwo. Mamy tu pokazany atak terrorystyczny, mordowanie przypadkowego pacjenta, który był świadkiem przestępstwa oraz kilka innych scen, prezentujących śmierć osób z najbliższego otoczenia bohaterów.
Bywa też brutalnie, a przemoc, choć bez krwi, jest pokazywana dosadnie. Przemycono nawet kilka ujęć z podtekstem seksualnym (raczej niepotrzebnym), co każe nam zastanawiać się, czy aby na pewno kategoria 13+ nie jest w tym wypadku zaniżona. Nie mamy jednak wątpliwości, że "New Gods: Nezha Reborn" to film, który wart jest szczerej rekomendacji, a kilka scen po napisach (i w trakcie), zwiastujących nam kontynuacje, świadczy o tym, że twórcy są pewni sukcesu. I słusznie.
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
fot. materiały Netflix