Najlepsze filmy z nurtu slow cinema
2020-07-09 13:33:24Espresso? Alternatywa? Niech będzie szybki "przelew". taki kompromis pomiędzy naparskiem kofeiny w biegu, a wydłużonym oczekiwaniem na ekstrakcję. W marzenaich o slow życiu jeszcze potrzebujemy ustępstw. Możemy wyjechać na Podlasie i tam upajać się naturą, rano pomedytować, zerwać sałatę i kalarepę z ogródka i powoli kroić warzywa na lunchową sałatkę. Możemy, ale czy na pewno brać się za to wsyztsko na raz? Czy rzucać się w wir życia w tempie "slow", bez pływaczek i kół ratunkowych? A gdyby tak wyrozumiale nauczyć się pływać? Kiedy już nasze slow lajf wkracza na wyższy poziom powstaje pytanie, a co z powolną rozryką. Googlujemy interesującą frazę i oto "slow cinema". Coś nowego? Jak sie okazuje nie do końca, choć faktycznie jesteśmy niejako świadkami wczesnego renesanu tego gatunku. Na czym polega nurt slow cinema? Które filmy warto zobaczyć? Oto polecane tytuły dla miłośników powolnego kina >>
Tempo życia i tempo kina
Od kilku dekad świat gna coraz szybciej i nie ma się co dźwić, ze twórcy filmowi starają się mu dorównać. Wszytsko po to by nie odpaść z peletonu walczącego o zainteresowanie widza. Treści i akcja skondensowane jak słodkie mleczko w puszce. Najpierw zachwyca, ale nie można przedobrzyć. Bo będzie niedobrze. To nic. Byle się działo. Nie ważne co, nie ważne jak.
W tym całym pośpiechu są jednak twórcy, którzy uzurpują sobie prawo do trzymania widza na fotelu przez 5 godzin, pokazując monotonny ciągnący się obraz. Wydłużone klatki, szczątkowa fabuła i milczenia. Wszytsko po to, by móc doświadczyć. Nie chodzi tu o zainteresowanie, a własnie o nudę i zmęczenie i o coś jeszcze czego nie sposób wyrazić.
Filmy z nurtu slow cinema
Zacznijmy od klasyka, króla slow cinema. Mowa tu o "Szatańskim tangu" w reżyserii Bell Tarra. Węgierski reżser stawia wyzwanie, którego niewielu z nas się podejmie. 8 godzin seasnu. Tak, 8 godzin. Jeden dzień w pracy. Jedna książkowo przespana noc. I jeden film. Jak znaleźć czas? Jak przetrwać? Oparta na powieści Laszló Krasznahorkaia opowieść o samotności i oczekiwaniu na cud. Rytm, oparty na tangu, nie ma jednak za wiele współnego z charakterem argentyńskiego tańca. Z jego namiętnością i żarem. Niechronologiczna fabuła, przedłużona ruchoma kamera. Gdy Bertolluci bierze w 1976r. bierze na warsztat "Wiek XX" po krótkim zastanowieniu myślimy "ale jak film o wydarzeniach wieku ma być zamknięty w pótorej godziny?" Właśnie, jak.
"Roma", czyli slow cinema dla początlujących
W oczekiwaniu na "polską" Galę Oscarową 2018 wszyscy nadstawialiśmy uszu, by usłyszeć "and the Oscar comes to Cold War". Marzenie się nie ziściło. Pawlikowskiego wyprzedził Cuaron. Reżserując "Romę" skupił się na relacjach, na szczególach. I tak, gdy wielu z nas wyszukało film, by zobaczyć "co to za dzieło odebrało, nam Polakom hoolywoodzkie złoto"odezwali się scepytycy. Taka nuda, nic się nie dzieje, a jak dzieje to niewyraźnie. "Roma" to takie slow dla początlujących.
Coś z Filipin i coś z Rosji
Grzechem byłoby zapomnieć o Filipińczyku Lav Diaz. Reżyser, który zdecydowanie nie boi się czasu. Przykładem tego są takie dzieła jak "Kobieta, ktróa odeszła". Stoicyzm, monotonia i zastój, jest tam wszytsko. I jeszcze oczy Horacii. W tych oczach jest świat. Wcześniej "Melancholia" czyli mantryczny obraz miłości. Cieniowana filozofią, egzystencjonalizmem i nutą humoru opowieść o trójce bohaterów próbujących walczyć o życie. Warto jeszcze sięgnąć do "Rosyjskiej Arki" Aleksandra Sokurowa. Rosjanin w jednoujęciowym spacerze obrazuje 300 lat casrkich rządów.
Magia obrazu
Tsai Ming- Ling, który jak sam mówi bardziej niż zaskakującą zmienność, ceni stałość tkwiącą w obrazie: Film to dla mnie przede wszystkim obrazy, nie opowieści. Staram się komponować ujęcia tak, by były jak nieruchome spojrzenia" (Tsai Ming-Liang).
14-godzinny seans
Pozostał jeszcze "La Flor" w reżyserii Mariano Llinas. Czyli 14-godzinne spotkanie z czterema aktorkami, które prowadzą nas przez 6 opowiadań wikłajac w coraz to nowe wątki. Historie balansują pomiędzy surrealizmem, poetyckością, a narracyjnym komentarzem do serialowego konsumpzjonizmu. Linas w "La Flor" zawarł wszytko, przechdza się po kinowym spacerniaku, który nieoczekiwanie zmienia się w histerycznie śmieszny ultra maraton.
Slow cinema nie jest łatwe, ale warto...
Ten opis jest slow, jak temat. Wieje nudą i dłuży się w nieskończoność. Jednak skoro zabrnęliśmy tak daleko pluskając się w płytkiej kałuży, możemy otrzeć twarz i zobaczyć rozpościerający się ocean slow cinema. Jedno jest pewne, oglądanie takich filmów nie jest łatwe. To dla tych, lubiących się pomęczyć. Mózg, który w trymiga chce przewidzieć co będzie dalej zosatje wpuszczony w maliny. I aby nie stać się nieszczęsną Balladyną i nie zabijać długich ujęć, przkraczających 2,5 sek, weźmy wdech. Powoli, powolutku przyzwyczajajmy się do slow cinema. Nie po to, by móc przypiąć sobie naljekę "dzielny obywwatel slow lajfu", nie dla mainstreamu i przeintelektualizowanej rozmowy. Może to kino daje, gdy się nie oczekuje? A może to nie dla nas? Jeżeli, dla ciebie kino to rozrywka, to zastanów się jakim prawem ma być dedykowana? Ma być przyjemna i już.
Maja Kowalska
fot. materiały prasowe