Lost River - dziwny świat Ryana Goslinga [RECENZJA]
2015-07-13 08:38:12Początek jest całkiem nurtujący. Dom głównych bohaterów jest jednym z ostatnich zamieszkałych budynków okolic Detroit. Ludzie pouciekali, panuje wszechobecna beznadzieje i marazm, a grasujący w pobliżu Bully obcina wargi wszystkim nieposłusznym.
Miejsce zwane tytułowym "Lost River" jest niezwykłe. Iście postapokaliptyczne scenerie, w których przyroda wygrała z ludzkością, pokrywając wszystko zaroślami i wodą zachwycają. Wszystko to tworzy niezwykła aurę tajemniczości i sprawia, że debiut Ryana Goslinga ogląda się jak baśń z wróżkami i złym królem.
Nie tylko plenery są tu ciekawe. Wnętrza klubu nocnego, jednego z głównych miejsc akcji, aż biją po oczach różowymi neonami, a pulsująca gdzieś w tle doskonała muzyka, nie raz wybija się na pierwszy plan. Tu niestety kończą się pochwały, bo po pierwszych chwilach ekscytacji i zaciekawienia okazuje się, że nie ma tu nic więcej.
Gosling miał nam bardzo dużo do pokazania, ale bardzo niewiele do opowiedzenia. Fabularnie historia "Lost River" jest jak jej bohaterowie. Snuje się bez celu, a wszelkie próby naprawienia błędów skutkują jeszcze większymi. Wiedzą, że powinni jak najszybciej wyjechać, ale każdy znajduje sobie wymówkę by trwać w tej beznadziei.
Autor miał pomysł, aktorów (m.in. Saoirse Ronan, Ben Mendelssohn, Eva Mendes) i nawet nieźle zbudował klimat, ale fabularnie poległ. Widać co Goslingowi w duszy gra i gdy nabierze doświadczenia, to może jego kolejny film będzie udany. Teraz jednak dostajemy od niego klasyczny przerost formy nad treścią, który ma swoje dobre momenty, ale jako całość absolutnie zawodzi, pozostawiając po sobie wrażenie zmarnowanej szansy.
Lost River, reż. Ryan Gosling, prod. USA, dystr. Best Film, czas trwania 95 min, polska premiera 10 lipca 2015
Michał Derkacz