Legion samobójców - szaleju się najedli [RECENZJA]
2016-08-08 10:49:13"Legion samobójców" miał być filmem, który zbawi pogrążone w chaosie kinowe uniwersum DC. Ciekawy pomysł, wierne odwzorowanie postaci z komiksów, doskonała obsada i utalentowany reżyser - wszystko to miało zagwarantować sukces, którego studio Warner Bros. tak bardzo potrzebowało.
Jednak "Suicide Squad" miał trudne początki. Pierwszy zwiastun rozczarował poważnym tonem i dopiero późniejsze trailery zapowiadały sporo zabawnych scenek. Nie obeszło się też bez dodatkowych dni zdjęciowych, które miały rozweselić produkcję. Teraz film wszedł do kin, pobił rekord kasowy sierpnia i zebrał miażdżące recenzje krytyków na całym świecie. Czy zasłużenie? Czy kinowe uniwersum DC nie uczy się na błędach?
Sprawa nie jest taka prosta, jak mogłoby się wydawać. Nie ulega jednak wątpliwości, że końcowe dzieło Davida Ayera jest boleśnie okaleczone przez montaż. Jest chaotycznie, dziurawo, niespójnie (fabularnie i stylistycznie). Już pierwsze kilka scen wprowadza niepotrzebny zamęt. Okazuje się, że twórcy mieli spory problem z klarownym przedstawieniem nam głównych bohaterów. Teledyskowe wprowadzenie to raczej próba upchnięcia ogromnej playlisty modnych piosenek, niż zawiązanie zrozumiałej dla widza fabuły.
Po przeciwnej stronie tej realizacyjnej nieudolności stoją jednak oni - aktorzy. Ci, w większości, wywiązali się ze swych zadań brawurowo. Na przód, w zupełnie naturalny sposób, wysuwają się najbardziej charyzmatyczni i uzdolnieni z nich. Will Smith jako Deadshot staje się liderem grupy, a jego postać ma wiarygodne motywacje. Nieomylny strzelec jako jedyny stara się ogarnąć zamieszanie, w które uwikłana jest ta nieprzewidywalna, zmuszona do współpracy zbieranina przestępców.
Harley Quinn, doskonale sportretowana przez Margot Robbie, przyciąga wzrok i bawi swoimi komentarzami. To także zaskakująco złożona postać, której natura nie jest tak zła, jak myślimy na samym początku. Postać ta, kreowana jest oczywiście na totalną wariatkę, jednak jej druga twarz kilkukrotnie wychodzi na jaw.
Kontrowersje wzbudzać będzie postać Jokera, w którego wcielił się Jared Leto. Jedni uznają go za "najbardziej komiksowego", inni zmieszają z błotem, jako "zwykłego bandziora na prochach". Pewne jest jednak, że twórcy i sam Leto mieli wyraźny pomysł na tego bohatera. Nowy Joker tak bardzo różni się od swoich poprzednich, filmowych wcieleń, jak to tylko możliwe. I bardzo dobrze! Szkoda tylko, że jest go na ekranie tak mało. Sam aktor przyznał, że wycięto sporo scen z jego udziałem. Cóż, trudno...
A reszta? Reszta sprawuje się przyzwoicie. Jai Courtney jako Boomerang jest wyrazisty i niebezpieczny. El Diablo (Jay Hernandez) to latynoski gangster, który bierze udział w akcji, bo musi. Viola Davis rewelacyjnie zagrała bezwzględną Amandę Waller. Adewale Akinnuoye-Agbaje jako Killer Croc to udana ciekawostka. Fatalnie wypadają pozostali. Zupełnie niepotrzebni są w tej historii Karen Fukuhara jako Katana oraz Adam Beach jako Slipknot.
Najgorsze jest jednak to, jak bardzo zawodzi czarny charakter. Jest nim tu wiedźma Enchantress (Cara Delevingne). Jest dziwna i skąpo odziana, ale to zbyt mało, jak na główną antagonistkę. Nie da się jednoznacznie określić jej motywacji, a ostateczny pojedynek z członkami Suicide Squad to doprowadzona do granic absurdu sztampa.
Jest wiele prawdy w powiedzeniu, że w filmach superbohaterskich, fabuła jest tak dobra jak czarny charakter. W "Legionie samobójców" zabrakło stawki i mocniejszej interakcji między bohaterami. Najbardziej szkoda, że produkcji tej zabrakło także polotu i własnej tożsamości, tak potrzebnych w adaptacji komiksów. Kinowe uniwersum DC musi się obudzić, bo kolejna porażka może być gwoździem do jego trumny.
Michał Derkacz
Legion samobójców, reż David Ayer, prod. USA, czas trwania 130 min, dystr. Warner Bros. Entertainment Polska, polska premiera 5 sierpnia 2016