Król Lew - recenzja
2019-07-22 11:44:57"Król Lew" z 1994 roku to jedna z najpopularniejszych bajek Disneya, łącząca fantastyczną historię z pięknymi piosenkami oraz istotnym morałem. Czy zatem potrzebowaliśmy nowej wersji tego filmu, skoro pierwowzór jest ponadczasowy i aktualny? Jaki jest remake z 2019 roku? Czy nowy "Król Lew" to udana produkcja? Przeczytajcie recenzję!
"Król Lew" z 2019 roku to przede wszystkim odświeżenie tego, co znamy, ale też przypomnienie bardzo ważnych lekcji dla młodych widzów oraz ich rodziców. Co ciekawe, dla pokolenia dzisiejszych 30-latków animowany "Król Lew" był pierwszym filmem zobaczonym w kinie z rodzicami. Teraz wracając do tej historii z własnymi dziećmi, możemy przekonać się, że nadal jest to kapitalnie opowiedziana przygoda, w której odnajdziemy zupełnie inne wartości niż jako kilkuletnie dzieciaki.
Najmłodsi odnajdą tu przede wszystkim nauki o odpowiedzialności - za siebie, za przyjaciół, za rodzinę, za całą swoją społeczność. Dla dzieci będzie to też ujmująca i wzruszająca historia o przyjaźni, odwadze i poświeceniu. Dorośli zobaczą tu sporo odniesień do ojcowskiej i matczynej relacji z dzieckiem. Film porusza też szalenie istotą kwestię odpowiedzialności za słowa wypowiadane przez dorosłych do dzieci.
Na przykładzie małego Simby, niesłusznie obarczonego winą za śmierć Mufasy, widzimy jak taka trauma może ciągnąć się przez całe życie. Wszak, nawet dorosły Simba nadal nie potrafi skonfrontować się ze Skazą, który za dziecka wygnał go z domu, oskarżając o spowodowanie śmierci ojca. To można sobie bardzo dosłownie przenieść na realia prawdziwego życia.
Jeśli zatem zastanawiacie się, czy warto po latach zobaczyć jeszcze raz tę samą historię, lecz w nowym opakowaniu, to odpowiedź jest prosta – tak, absolutnie warto. Zobaczycie tu o wiele więcej niż dawniej, natomiast dzieci, które nie znają bajki z 1994 roku, po prostu muszą iść teraz do kin.
Pozostaje też oczywiście dość głośno omawiana sprawa oprawy audiowizualnej nowego "Króla Lwa". Choć w obrazie mamy niemal kadr w kadr to samo co w 1994 roku, to już obsada dubbingowa jest inna i przyznajemy, że angielskie głosy sprawdzają się doskonale, zarówno w dialogach, jak i w piosenkach. Rewolucja widoczna jest w obrazie, bo twórcy zdecydowali się na dość ryzykowny zabieg. Hiperrealistyczna grafika komputerowa pokazuje nam zwierzęta, które wyglądają i poruszają się jak żywe, prawdziwe niczym z filmu dokumentalnego, ale… mówią ludzkim głosem. Dla niektórych widzów będzie to problem nie do przetrawienia, a dla innych, po kilku minutach seansu, stanie się to już zupełnie naturalne.
Pamiętacie film "Księga dżungli" z 2016 roku? W nim także zastosowano podobny zabieg i jakoś afery nie było. W przypadku nowego "Króla Lwa" (ten sam reżyser - Jon Favreau) kontrowersji też być nie powinno, bo jednak emocje płynące z ekranu są w stanie przyćmić wszelkie inne problemy, jakie może mieć widz w trakcie seansu. Remake spełnia wszystkie swoje zadana. Przypomina dawny hit, ubiera go w nowe szaty i trafia w serca nowego pokolenia widzów, wzbudzając jednocześnie sentyment osób pamiętających pierwowzór.
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia w technologii IMAX 3D w wersji oryginalnej z polskimi napisami.
fot. materiały prasowe Disney