Recenzje - Kino

Jeźdźcy Apokalipsy na mułach

2009-07-14 13:11:26

 „Czekaliście na to od czasu „Siedem"!" - ten wielki napis na plakacie thrillera „Horsemen - Jeźdźcy Apokalipsy" sugeruje, że jego autorzy chcieli co najmniej dorównać genialnemu „Se7en", jeśli nie stworzyć czegoś lepszego. Jeśli rzeczywiście taki cel przyświecał reżyserowi Jonasowi Akerlundowi i jego ekipie, to postawili oni sobie poprzeczkę nadzwyczaj wysoko. Czy „Horsemen" pokonał ową poprzeczkę, czy może tyczka złamała się pod ciężarem presji?

Zacząć należy od nakreślenia fabuły. Detektyw Aidan Breslin (grany przez Dennisa Quaida) zostaje wezwany do morderstwa, które morderstwem na razie nie jest - na środku bowiem zamarzniętego jeziora na srebrnej tacy policjanci znajdują jedynie wyrwane komuś zęby. Na drzewach dookoła jeziora widnieje napis „Come and see", wymalowany czerwoną farbą w każdym kierunku świata. Niedługo potem odnaleziona zostaje właścicielka zębów - przywieszona za własną skórę na hakach, umieszczonych w misternej konstrukcji. Sceneria miejsca zbrodni ma cechę wspólną z poprzednim - mianowicie czerwone napisy. Główną podejrzaną jest adoptowana córka przywieszonej kobiety, Kristen (znana z wielu hollywoodzkich filmów Chinka Ziyi Zhang). W toku śledztwa Breslin dowiaduje się, że napis „Come and see" jest w istocie cytatem z Apokalipsy św. Jana. W tym samym fragmencie księgi mowa jest o czterech Jeźdźcach Apokalipsy. Breslin domyśla się, że dojdzie do czterech morderstw, a jego teorię potwierdzają kolejne przywieszone zwłoki znalezione przez policjantów.

Fabuła brzmi dość ciekawie, ale jej potencjał nie został w pełni wykorzystany. Ba, tak naprawdę nie został on prawie w ogóle wykorzystany, gdyż już mniej więcej w połowie filmu można się domyślić, kto stoi za owymi morderstwami. Jeśliby porównać „Horsemen" do „Se7en", gdzie aż do samego końca widz nie jest pewien, co tak naprawdę się stanie, to ten pierwszy film wypada na tle drugiego zdecydowanie blado. Do tego scenarzyści „Horsemen" serwują nam coś, co wydaje się drugiej jakości kotletem odgrzanym w mikrofalówce - Breslin jest wdowcem, jego żona umarła na raka, nie ma czasu dla dzieci i nie potrafi sobie z nimi poradzić, szukając ucieczki w pracy. Brzmi znajomo, nieprawdaż? W kilku filmach mieliśmy podobny schemat, a po ekipie, która celuje w pokonanie „Se7en", można oczekiwać czegoś więcej, niż tylko prymitywnego powielania i upraszczania.

Chciałbym też nadmienić o rozbieżności między zwiastunem „Horsemen", a samym filmem. Trailer bowiem wprowadza widza w błąd. Jak to zwykle bywa, zwiastun jest niezwykle efektowny i sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z horrorem ze scenami w stylu „Piły", albo co najmniej z mrożącym krew w żyłach thrillerem. Tymczasem w trakcie filmu napięcia praktycznie nie ma, quasi-brutalne sceny ukazujące ofiary morderstw wydają się być upchnięte niczym na siłę, a zamiast przerażających ujęć czy gęstej atmosfery niepewności dostajemy infantylno - prymitywne wynurzenia i rozważania na tematy społeczno-psychologiczne na poziomie płytkich hollywoodzkich filmów obyczajowych. I znów - „Se7en" jako głębokie studium psychologiczne natury człowieka i tego, skąd się bierze w nim zło, pozostawia „Horsemen" daleko w tyle.

Eufemistycznie mówiąc nie do końca udanej analizie pobudek ludzkiego zachowania, próbie wskazania właściwej ścieżki i hierarchizacji wartości według wzniosłych kryteriów towarzyszy muzyka skomponowana przez naszego rodaka, zdobywcę Oscara Jana A.P. Kaczmarka. W takich filmach, jak „Horsemen", muzyka powinna być jednym z kluczowych elementów, które wzmagają napięcie i nie pozwalają widzowi na ani chwilę wytchnienia, utrzymując go przez cały czas w stanie niepokoju i obawy co do przyszłych losów bohaterów. Choć Kaczmarek tworzy świetną muzykę, to uważam, że w tym filmie w większości momentów ścieżka dźwiękowa po prostu nie współgra z tym, co widzimy na ekranie. W chwilach, gdy powinniśmy być zaniepokojeni, a narastające tempo i crescendo powinno prowadzić nas do nieuchronnego kulminacyjnego punktu, który zaraz wydarzy się na ekranie, Kaczmarek raczy nas błogimi kompozycjami w stylu „Marzyciela", czym totalnie rujnuje nastrój, już i tak nadszarpnięty przez dość sztuczną grę aktorską. Pozostaje pytanie: czym kierował się człowiek, który dobierał ekipę do „Horsemen", prosząc o stworzenie ścieżki dźwiękowej Jana A.P. Kaczmarka? Czy była to chęć uzyskania możliwości umieszczenia na plakacie jego oscarowego nazwiska? Wydaje się, że gdyby zaangażowano kogoś, kto ma doświadczenie w komponowaniu muzyki do tego typu filmów, „Horsemen" wiele by zyskał.

Gdyby nie to, że autorzy powoływali się na „Se7en", „Horsemen" możnaby potraktować ulgowo. Ale gdy ktoś przywołuje tytuł klasyka, to musi on się liczyć z tego konsekwencjami i oceną przez pryzmat tego właśnie, w tym przypadku niemal obrazoburczego, wyzwania. Dlatego „Horsemen" to dla mnie film słaby. Prawie dwie godziny w kinie okazują się być w gruncie rzeczy nudne jak poobiednia herbatka i ciacho u podstarzałej cioci, podczas gdy powinny one być pasmem nieustannego wzmagania napięcia, nieoczekiwanych zwrotów akcji i zaskakującego finiszu, który wieńczy te naprawdę dobre thrillery. Quaid jako doświadczony przez życie policjant gra przeciętnie, w sumie dobrze wkomponywując się w poziom całego filmu. Do tego muzyka Kaczmarka, która świetnie pasowałaby do wspomnianej wyżej herbatki, ale w żadnym wypadku do filmu, który w zamierzeniu miał być trzymającym w napięciu thrillerem na miarę klasyku.

Naprawdę żałuję. Historia czterech Jeźdźców miała duży potencjał i gdyby wzięli się za nią odpowiedni ludzie, mogłaby powstać bardzo dobra produkcja, która być może zbliżyłaby się do pleców zawodnika z numerem „Se7en". Tak się jednak nie stało. „Horsemen" okazuje się być przewidywalnym i w gruncie rzeczy co najmniej przeciętnym filmem, który niekoniecznie trzeba oglądnąć w kinie. Zawodnik z numerem „4" pozostał w blokach startowych i wiąże buta, podczas gdy ten z „Se7en" popija drinka po fantastycznym finiszu. Ciekawe, czy ktoś kiedykolwiek mu dorówna.

Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)


Recenzja powstała dzięki:


Słowa kluczowe: "The Horsemen", Horseman - posłańcy apokalipsy, horsemen - jeźdźcy apokalipsy, recenzja opinie
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Andrew Scott, Ripley
Ripley - recenzja serialu

Serial Netflix to nowa ekranizacja książki "Utalentowany pan Ripley".

Kolor purpury
Kolor purpury (2024) - recenzja DVD

Czy warto zobaczyć remake musicalu Stevena Spielberga?

Civil War
Civil War - recenzja

Dlaczego jest to jeden najlepszych filmów 2024 roku?

Polecamy
Obi-Wan Kenobi, Darth Vader
Obi-Wan Kenobi - recenzja serialu

Czy warto zobaczyć jak Darth Vader ściga tytułowego bohatera?

WęÅźowe wgÃłrza - film 2019
Wężowe wzgórza - recenzja

Alice Englert, Olivia Colman i Walton Goggins w dramacie o zielonoświątkowcach.

Polecamy
Premiery filmowe
Zapowiedzi filmowe
O nich się mówi
Ostatnio dodane
Kolor purpury
Kolor purpury (2024) - recenzja DVD

Czy warto zobaczyć remake musicalu Stevena Spielberga?

Andrew Scott, Ripley
Ripley - recenzja serialu

Serial Netflix to nowa ekranizacja książki "Utalentowany pan Ripley".

Popularne
25 najlepszych filmów wszech czasów
25 najlepszych filmów wszech czasów

Magazyn "Empire" wybrał najlepsze filmy wszech czasów. Zapraszamy do obejrzenia ścisłej czołówki rankingu!

Najlepsze filmy dla zjaranych ludzi
Najlepsze filmy dla zjaranych ludzi

Dym w płucach często łączy się z oglądaniem filmów. Prezentujemy 20 idealnych filmów na wieczór z zielskiem.

12 najlepszych filmów psychologicznych
12 najlepszych filmów psychologicznych

Przedstawiamy najlepsze filmy psychologiczne, które każdego oglądającego zmuszą do refleksji!