Burza w szklance wody
2009-02-25 11:00:45W grudniu w Stanach Zjednoczonych miała miejsce premiera najnowszego filmu Edwarda Zwicka pt. „Opór". Opowiada on jeden z najciekawszych, a jednocześnie wyjątkowo skromnie udokumentowanych epizodów drugiej wojny światowej - historię braci Bielskich. Na wieść o tym, że film może ukazywać Polaków w złym świetle i gloryfikować zbrodniarzy w prasie i wśród polityków prawicy rozgorzała dyskusja nad sensem jego dystrybucji. W końcu jednak film pojawił się w polskich kinach nie zyskując większego uznania krytyki i dużego zainteresowania widzów. Czy słusznie?
W wyniku działań niemieckiej armii rodzina Bielskich zostaje zdziesiątkowana. Przy życiu pozostają jedynie czterej bracia - Tuvia, Zus, Asael i Aron. Cała czwórka wyrusza do lasu, który ma być ich miejscem ukrycia. Po jakimś czasie zaczynają do nich dołączać kolejne rodziny. Zawiązuje się komunistyczna wspólnota pod przewodnictwem Tuvii. W wyniku konfliktu Zus opuszcza obóz leśny i przyłącza się do radzieckiej partyzantki. Jak czas pokaże, losy skłóconych braci się jeszcze połączą.
Edward Zwick poprzednim swoim filmem pokazał, że nie obce są mu trudne, kontrowersyjne tematy. W „Krwawym diamencie" pokazał jak funkcjonują międzynarodowe korporacje zajmujące się sprowadzaniem diamentów z Afryki. Z jednej strony ten znakomicie zagrany film był dowodem jak sprawnym filmowcem jest Zwick. Z drugiej pokazał, że nie potrafi zająć stanowiska obiektywnego obserwatora, przyjmując rolę bardzo mało subtelnego społecznika tworzącego filmy pod tezę. Tym razem Zwick starał się wejść z buty historyka rekonstruującego wydarzenia z okresu drugiej wojny światowej. W „Oporze" jednak nie jego inklinacje do gloryfikowania historycznych zasług braci Bielskich wyglądają najgorzej, a powierzchowność przekazu i niezbyt ciekawa egzekucja bardzo interesującego tematu.
Nie mam zamiaru krytykować Zwicka za to jak jednostronnie rozprawia się z historią słynnych braci, wszak zbyt dużo jest sporów historyków, aby można było autorytatywnie stwierdzić, czy a jeśli tak to w jakim stopniu przyczynili się oni do masakry w Nalibokach i Koniuchach. Odsyłam w tym względzie do różnych publikacji historycznych m.in. Instytutu Pamięci Narodowej. Niestety Zwick popełnił grzech, którego nie sposób mu wybaczyć. Zamiast wybrać interesujący sposób opowiedzenia historii postawił na grę na emocjach widza. Nie byłoby to złe, gdyby nie fakt, że nierzadko sceny filmu wyglądają na wskroś fałszywie, a płycizna przekazu aż boli. Szkoda, że reżyser nie potrafił w pełni wykorzystać potencjału opowiadanej historii.
Mówiąc w pełni, chcę zasygnalizować, że jednak kilka rzeczy mu się całkiem nieźle udało. Historii braci Bielskich nie brak naprawdę dużego rozmachu realizacyjnego. Film nie nudzi, a momentami bywa naprawdę emocjonujący. Kilka scen nie pozwala o sobie zapomnieć na długo po seansie, a wieńcząca film scena batalistyczna jest nakręcona w sposób porywający. Niestety pomiędzy mamy głównie zlepek niespójnych scen oblanych sosem politycznej poprawności i melodramatyzmu.
Ciężko mi było zrozumieć cały szum medialno-polityczny jaki przetoczył się w Polsce po amerykańskiej premierze „Oporu". Naprawdę ciężko znaleźć w filmie, poza jednym początkowym epizodem, momenty ukazujące polską ludność w odcieniach antyżydowskich. Ciężko, bo Zwick nie ma na tyle ambicji, ani na tyle umiejętności, aby solidnie sportretować otoczenie w jakim przyszło Żydom zakładać leśną komunę. Co gorsza także portret społeczeństwa żydowskiego nie należy do najbardziej interesujących, czy przekonujących.
Jedno trzeba oddać Zwickowi bezapelacyjnie. Jak mało kto potrafi poprowadzić aktorów. To on doprowadził do pierwszego Oskara Denzela Washingtona („Chwała"), a do nominacji Kena Watanabe („Ostatni samuraj") i Leonardo DiCaprio („Krwawy diament"). Tym razem do tej listy powinien, a z niezrozumiałych względów nie dołączył Liev Schreiber jako Zus. Jego kreacja naprawdę może się podobać, szczególnie patrząc jak ubogi materiał wyjściowy miał do dyspozycji. Tworzy świetny portret niepokornego, działającego pod wpływem emocji brata, który postanawia w końcu odkupić swoje winy. Nie brzmi to zbyt oryginalnie, jednak Schreiber poradził sobie z uwiarygodnieniem takiej postaci znakomicie. Walczący z rosyjskim akcentem Daniel Craig solidnie wykorzystuje swój czas ekranowy tworząc niejednoznaczny obraz Tuvii Bielskiego, z jednej strony wielkiego bohatera, z drugiej bezwzględnego przywódcy. Także Jamie Bell ma swoje chwile błysku jako najmłodszy z braci - Asael.
Technicznie jak zwykle nie można obrazowi Zwicka zarzucić niczego. Znakomicie wyglądają zdjęcia stałego współpracownika reżysera - Eduardo Serry. Szczególnie dobrze prezentują się precyzyjnie nakręcone sekwencje dynamiczne, wzbogacone szybkim montażem Michaela Rosenbluma. Największy problem miałem tym razem z muzyką Jamesa Newtona Howarda, która zbyt często swoim melodramatycznym tonem wspomagała niedostatki reżyserskie Zwicka, doprowadzając wiele scen do bardzo fałszywego wydźwięku.
„Opór" to kino bardzo trudne do oceny. Momentami trzymające za gardło i emocjonujące, innym razem fałszywe, patetyczne, pełne politycznej poprawności. Niezależnie jednak od wszystkiego aktorzy na pewno zapewniają widzowi dużo pozytywnych uczuć i myślę, że jeśli jest powód, dla którego zdecydowanie warto się wybrać do kina to są nim właśnie Schreiber i Craig.
Maciej Stasierski
(maciej.stasierski@dlastudenta.pl)