Barbarzyńcy - recenzja serialu
2020-10-26 11:25:14Od 23 października 2020 na platformie Netflix można oglądać serial historyczny pt. "Barbarzyńcy", w którym poznajemy losy rywalizujących ze sobą plemion germańskich, zmuszonych do zjednoczenia, by pokonać armię Cesarstwa Rzymskiego okupującą ich ziemie. Choć ta niemiecka produkcja jest dość kameralna, to dzieki bardzo wciągająceh fabule, kolejne odcinki ogląda się ze sporym zaangażowaniem. Nie obyło się jednak bez kilku wpadek. Przeczytajcie recenzję serialu "Barbarzyńcy"!
Serial "Barbarzyńcy" składa się z sześciu prawie godzinnych odcinków i trzeba przyznać, że tworzą one spójną i wciągającą całość. Historia jest wręcz zaskakująco ciekawa, a losy głównych bohaterów śledzimy ze szczerym zainteresowaniem, zastanawiając się jak będą oni postępować w trakcie rozwoju wydarzeń.
Już punkt wyjścia jest o niebo lepszy niż w wielu innych serialach historycznych, pokazujących nam kulisy politycznych spisków i dążenia do władzy w starożytności. Tutaj mamy powiedziane tylko, że rzymskie legiony okupują tereny barbarzyńców i mają ogromną przewagę militarną, więc bunt byłby skazany na porażkę. Co za tym idzie, w wiosce głównych bohaterów (i nie tylko) wszyscy ledwo wiążą koniec z końcem i głodują, oddając większość zapasów na rzecz wielkiej armii rzymskiej, stacjonującej gdzieś po drugiej stronie lasu. Jednak to tylko tło dla historii Thusneldy i Folkwina - zakochanej pary, której nie wolno być razem, bo piękna, młoda kobieta ma poślubić wodza innego ludu barbarzyńców, by umacniać wzajemne więzi. Brzmi tandetnie i schematycznie? Tak, ale w praktyce wątek ten wygląda znacznie lepiej niż w teorii.
A jest jeszcze trzeci z głównych bohaterów i to chyba najciekawszy. Arminius - chłopak z wioski wspomnianej dwójki, niegdyś oddany w rzymskie ręce i dorastający jako prawa ręka dowódcy Varusa, teraz powraca w rodzinne strony, by pilnować porządku i tłamsić ewentualny bunt już w zarodku. Po której stronie stanie po spotkaniu z Thusneldą i Folkwinem. Czy będzie lojalny rzymskiemu "ojcu", czy też wznieci ogień tlącej się niemrawo rebelii? To wszystko jest pomysłowe i tak napisane, że nawet mimo kilku klisz scenariuszowych do końca trzymamy kciuki za pomyślne rozwiązanie wątków tych postaci.
"Barbarzyńcy" robi wrażenie opowieścią, ale na tym polu też zdarzają się wpadki. Irytujący z czasem staje się wątek Segestesa - dbającego tylko o siebie zdrajcy z wioski głównych bohaterów, który choć kilkukrotnie był przyłapywany na zmowach z wrogiem, do samego końca nie dość, że pozostaje przy życiu, to jeszcze spokojnie knuje dalej z wspomnianym już (i bardzo niemiłym) wodzem, któremu ma zostać oddana jego córka - Thusnelda.
Trzeba taż przyznać, że niemiecka produkcja dość kiepsko kamufluje niski budżet. Cała akcja rozgrywa się w trzech lokacjach - wiosce barbarzyńców (złożonej z kilku domków), obozie rzymskich wojsk (kilka prawdziwych namiotów a reszta to efekty komputerowe) oraz lesie, po którym różne postacie (i później armie) ganiają się w te i z powrotem. W ostatnim odcinku dostajemy długą sekwencję bitwy, ale i ona oprócz kilku ujęć z lotu ptaka (wojska w CGI) nie prezentuje się zbyt okazale, bo twórcy zmuszeni byli korzystać głównie ze zbliżeń w ujęciach walczących ze sobą przeciwników.
Oczywiście, to nie jest "Gra o tron", ale jeśli oczekiwaliście, że ta jedna, jedyna bitwa będzie zrobiona z rozmachem, to jednak się rozczarujecie. Zaznaczamy natomiast, że po względem taktyki czy strategii, finałowa bitwa została świetnie zaprezentowana. Bohaterowie tłumaczą nam swoje plany, a później widzimy jak są one wprowadzane w życie. To udało się twórcom doskonale, a często w scenach batalistycznych w różnych filmach i serialach są z tym problemy.
W serialu jest też kilka scen w różnymi obrzędami i spory nacisk kładzie się tu na ukazanie wierzeń ludów określanych mianem tytułowych barbarzyńców. Trudno nam ocenić ich zgodność historyczną, ale sam fakt, że twórcy o tym pamiętali zasługuje na pochwałę. Ostatecznie, jest co poprawiać przed drugim sezonem, ale jeśli takowy kiedyś powstanie, to zdecydowanie będziemy go oglądać i wam też polecamy.
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix