365 dni - recenzja
2020-02-12 11:13:15Książka Blanki Lipińskiej "365 dni" zrobiła furrorę już od pojawienia się w księgarniach pierwszych nakładów. Również o jej adaptacji w reżyserii Barbary Białowąs mówiono bardzo wiele. Szczególnie damska częśc widowni od miesięcy wyczekiwała premiery, zapowiedzianej na kilka dni przed najromantycznijeszym dniu w roku- walentynkami. Czy "polski Grey" był wart tak wielkiego hałasu i zamieszania? Przeczytajcie recenzję filmu "365 dni"!
Historia jak z bajki
Na początku filmu poznajemy Massima, syna największego gangstera we Włoszech. Ojciec obiecuje mu, że kiedyś wszystko to, co mają będzie należeć do niego. Chwilę później zostaje zabity. Cały wątek przypomina trochę historię z "Króla Lwa": najpierw wzruszająca rozmowa ojca z synem, później tragiczna śmierć ojca i poczucie winy syna - to już klasyk. Następnie mamy okazję trochę lepiej poznać historię głownego bohatera i jego wybranki - Laury. Mężczyna zauważył ją lata temu na plaży i od tej chwili nie może przestać o niej myśleć. Pewnego dnia spotyka ją na Sycylii i... postanawia porwać. Mówi, że daje jej 365 dni na to, by go pokochała. Początkowo Laura prostestuje, nie chce by Massimo traktował ją jak niewolnicę. Szybko jednak postanawia zmienić zdanie i ostatecznie wkręca się w jego grę erotyczną. I tu zaczyna się historia prestiżowego życia, drogich ubrań i seksu. Dużo seksu.
Seksapil na start
Sama historia jest niezwykle banalna i nieciekawa, ale to już wina książki, nie samego filmu. Rola głównej bohaterki też pozostawia wiele do życzenia. Jest tak bezbarwna, nudna, i sztywna, że nie ma żadnego wytłumaczenia, dlaczego wybrano Annę Marię Sieklucką do zagrania seksownej kochanki przystojnego gangstera. Na odwrót jest natomiast z Michelem Mooronem. Jest bardzo świadomy swojego ciała i można powiedzieć, że stara się unieść na barkach te erotyczne sceny. Dosłownie na barkach. Oczywiście, chyba nie trzeba zaznaczać, że całe życie bohaterów jest nasycone przerysowanym seksapilem i erotyzmem, więc postać Laury była pod tym względem dosyć istotna. Fabuła jest nieprzewidywalna. W złym tego słowa znaczeniu. Po tak banalnej historii spodziewamy się jakiegoś wielkiego zwrotu akcji, jakiegoś "bum". Ale niestety, nic takiego się nie pojawia.
Rezyserski dramat
Mimo to, filmowi nie można odberać pięknych, włoskich kadrów i dosyć dobrej gry aktorskiej, nie włączając w to Anny Marii Siekluckiej. Reszta aktorów nie robiła z siebie aż takiego pośmiewiska. Ich gra była na lepszym lub gorszym poziomie, ale przynajmniej na jakimś poziomie. Jeśli chodzi o sceny erotyczne, to mamy złą wiadomość dla osób, które oczekiwały czegoś mocnego - nie czekajcie na "bum", ono się nie pojawia. Smutne, ale prawdziwe. Zwłaszcza, że film podpisany jest jako erotyk. Prowadzone w nim dialogi są nienaturalne i bardziej drewniane niż drewno. A dramatyczne zakończenie... No rzeczywiscie, dramat. Ale czy o ten rodziaj dramatu chodziło reżyserce? Chyba nie do końca.
Oto kino dla mas
Film nie jest godny polecenia. Nie jest ani dobry, ani nawet nie mieści się nawet w klasie filmów znośnych. Chyba że ktoś z was jest naprawdę niewymagający. Dosyć przerażające są jednak statystyki* - w premierowy weekend film zobaczyło, o zgrozo, blisko 454 tysięcy ludzi. Do czego zmierza kino masowe? Oto odpowiedź.
Ocena końcowa: 3/10
Gabriela Biega
Film obejrzałam w Cinema City Wroclavia.
* Dane dystrybutora Next Film.
fot. materiały prasowe Next Film