18 prezentów - recenzja
2020-05-15 15:45:54Uwaga: recenzja zawiera spoiler.
W Internecie krąży już informacja, że Netflix znosi ograniczenia jakości wideo. Nie będzie to jednak natychmiastowe i jednakowe w każdym państwie i u każdego z nas w domu. Wszystko zależy od usług firmy dostarczającej internet i samego sprzętu, na którym oglądamy filmy. Sporo ostatnio było na platformie hiszpańskich produkcji. Teraz dla odmiany Netflix oferuje widzom coś włoskiego. Nie jest to jednak obraz w stylu Paolo Genovese. Co w takim razie łączy jego film "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" z "18 prezentami" Francesca Amato? Pomijając kraj produkcji - obsada, a bliżej sama postać odgrywana przez Edoardo Lea, który podskórnie daje o sobie znać już przy pierwszych minutach produkcji. Czy warto dać szansę tej włoskiej premierze?
Zobacz także: recenzję filmu "Groźne kłamstwa">>
Dylematy i decyzje
Dramat Amato opowiada o kobiecie, która będąc w ciąży, dowiedziała się, że jej życie jest zagrożone. Miała wybór - wydać upragnione dziecko na świat albo walczyć z nowotworem, co i tak nie dawało pełnej szansy na wyzdrowienie. Elisa (Vittoria Puccini) dzielnie dokonała wyboru. Jakiego?
Jako kobieta silna i samodzielna najgorszy okres przeżyła, skupiając się na przyszłości. W końcu to jej pozostało, żeby iść do przodu, a nie do tyłu. Postanowiła więc wykorzystać czas, który jej pozostał i sporządzić listę, na której po kolei zapisywała rzeczy do odhaczenia. Wśród nich oczywiście znajdowały się prace remontowe, zakup akcesoriów czy prezentów urodzinowych dla dziecka. Ostatni z nich wydawał się najbardziej trafiony. To wszystko dlatego, że został stworzony bez żadnej presji, pisany od serca. List, który Elisa pozostawiła córce, okazał się najbardziej wartościową rzeczą czy przekazem, który rodzic może dać swojemu dziecku.
Męża ciężarnej kobiety (Edoardo Leo), poznajemy jako zwariowanego fana piłki nożnej, który jak się nakręci, nie może przestać o niej myśleć. W głębi duszy jest to jednak dobry facet, starający się na swój sposób wspierać żonę. W każdym razie stara się. Nie jest typem zgorzkniałego i zamkniętego w sobie mężczyzny, który po wielkiej tragedii i mimo że uważa się za słabszego, oddaje pałeczkę.
W rytmie serca przez tunel
Film toczy się na dwóch płaszczyznach. Pierwsza przedstawia postać zbuntowanej nastolatki, która do wszystkich ma pretensje i nie znosi swoich urodzin. Gdy zbliża się czas zgaszenia świeczek i pomyślenia życzenia urodzinowego przychodzi czas na jej wielką kontestację w imię samotności i cierpienia, które się tylko umacnia, gdy dziewczyna udaje, że wszystko jest w porządku. Bezradny ojciec, cierpiący po stracie żony, obrał sobie strategię wiecznego uśmiechu w cieniu wyparcia. Życie w końcu same się toczy, a lata uciekają.
Dochodzi do tego, że kategoryczne "nie" wypowiedziane działaniami Anny (Benedetta Porcaroli) prowadzi do tego, że ulega wypadkowi. Od tego momentu akcja nabiera niewiarygodnego tempa, które zamiast czynić film ciekawym, przekształca go w chaotyczną sieczkę.
Jeśli oglądaliście "Dark" przekonacie się, że cofnięcie się w czasie nie jest w "18 życzeniach" spektakularnym zabiegiem. Oczywiście brawa dla bohaterki, że jakoś odnalazła się w nowej rzeczywistości i uczestniczyła w przygotowaniach swoich rodziców do rodzicielstwa. Sam pomysł ukazania tego nie był niestety ani ekscytujący, ani ciekawy. Sylwetka matki uległa zmianie w nowej przestrzeni a raczej tej chronologicznie pierwszej i wcale nie była taka, jaka wydawała się na początku.
Komplikacje i problemy potrafią uwydatnić ludzką naturę. Sama Anna przekonuje się, że takiej matki nigdy w życiu by nie polubiła, bo wydaje się bardzo pretensjonalna. Przez większość czasu jest niezadowolona, że jakaś nastolatka wkroczyła w jej życie i zamiast odejść, cały czas ją nachodzi. Oczywiście Anna na podłożu drugiej płaszczyzny stara się tylko poznać osobę, za którą praktycznie od zawsze tęskni. Przecież to nie zbrodnia, prawda?
Fantastyczny obrót spraw i powrót do przeszłości?
Prócz sprawnych przeskoków w wydarzeniach i sprytnych jump cutów, które raczej tyczą się pierwszej połowy seansu i decydują o dynamiczności akcji, można dostrzec kolejny pozytyw. Urodzinowe elipsy, sprawne przejścia skracające czas akcji, dzięki którym możemy zobaczyć dorastającą Annę na przełomie lat, wywołują pożądany efekt. Akcja idzie do przodu, a przy okazji można poznać tę małą dziewczynkę, która radzi sobie jakoś bez matki. Do czasu kolejnej imprezki na jej cześć. Te dwa elementy mogą wzbudzić zaciekawienie, ale nie wyróżniają się aż tak na tle całego filmu.
Jeśli chodzi o sam tytuł, nie brzmi on odkrywczo, z góry można spodziewać się jakiegoś napięcia w akcji, która kręci się wokół nastoletniej osoby. Z pewnością nikt nie jest przygotowany na takie rewelacje, których doznają bohaterowie, ale dzieciństwo dziewczyny nie budzi współczucia. Co prawda po dramatach nie ma co spodziewać się wartkiej akcji, która zrzuci z fotela widza, ale z reguły ten rodzaj kina dawkuje emocje, które potem sięgają zenitu i dają kinematograficzne katharsis. Nie da się zarzucić twórcy "18 prezentów" jakichkolwiek prób w tej kwestii, bo jego film zdecydowanie przedstawia trudną sytuację w rodzinie, ale nie jest to dramat, który wywróci nasze życie do góry nogami. Ewentualnie przypomni, by praktykować czwarte przykazanie boskie.
Owszem, łezka w oku może się zakręcić, ale z pewnością ta produkcja nie wywoła potoku łez, na jaki przygotowuje opis i trailer. Obraz w reżyserii Amato jest po prostu przeciętny. Mimo że jest na podstawie prawdziwej historii, opiera się na dużej ilości utartych schematów, które ogląda się bez większej ekscytacji. Podczas seansu ma się wręcz wrażenie, że film zlepiony jest ze znanych wszystkim produkcji, które miały swój debiut i odeszły na zasłużony odpoczynek. Netflixowej premierze brakuje powiewu świeżości. Pomysł na ten film obleczony został w inne ramy i ma innych narratorów, którzy po prostu opowiadają swoją historię w sposób niezbyt przekonujący.
Ocena końcowa: 6/10
Paulina Jakubowska
fot 1. screen:Cinemoviez/YouTube
fot 2. screen:Cinemoviez/YouTube
fot 3. screen:Cinemoviez/YouTube