Kong: Wyspa czaszki - król jest wielki! [RECENZJA]
2017-03-13 10:14:34Film "Godzilla" z 2014 dość udanie zapoczątkował nowe otwarcie hollywoodzkiego uniwersum potworów. Teraz w kinach możemy podziwiać nową wersję kultowego King Konga, pt. "Kong: Wyspa czaszki". Czy ta produkcja jest udana? Aż dziwne, jak trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie...
Z pewnością jest to film niesamowicie widowiskowy, z gwiazdorską obsadą i licznymi zwrotami akcji. Jednak nie wszystko działa tu jak powinno. Akcja "Kong: Wyspa czaszki" przenosi nas do roku 1973, kresu wojny w Wietnamie, kiedy to grupa naukowców wyrusza na niebezpieczną misję badawczą na niezbadane tereny ledwo odkrytej wyspy. Tam królem jest gigantycznych rozmiarów Kong, broniący tych dziewiczych terenów, zarówno przed nieproszonymi gośćmi jak i grasującymi wszędzie potworami przeróżnej maści.
Akcja z jego udziałem zaczyna się niemal od razu, gdy Kong serwuje naszym bohaterom "awaryjne lądowanie" i pokazuje, że nie jest typem, który z kimkolwiek się patyczkuje. On jest tu najważniejszy, jest królem, a nawet bogiem dla plemienia zamieszkującego wyspę. Sceny akcji z jego udziałem są po prostu epickie. Zarówno początkowa walka ze śmigłowcami, jak i późniejsze starcia z innymi potworami zrealizowano fantastycznie. Choć to największy King Kong w historii kina, to sprawności mu nie brakuje. Chodzi na dwóch nogach i na szczęście nie zakochuje się w blondynce jak jego kinowi poprzednicy.
Pochwalić trzeba też zdjęcia. Strona wizualna jest doskonała. Widać, że twórcy zadali sobie sporo trudu i poświęcili czas na doszlifowanie nawet pojedynczych ujęć. To wszystko w połączeniu z klimatem lat 70. daje niezły efekt! Podobać mogą się też "radosne montaże", teledyskowe sceny pod muzykę, których jest jednak zdecydowanie za dużo. Nawet najlepszy motyw zaczyna męczyć, gdy wałkuje się go co rusz. Niezbyt oryginalne są projekty potworów, z którymi walczy Kong, a ich animacja CGI nie dorównuje tytułowemu królowi wyspy.
Zadziwiająco słabo prezentują się bohaterowie, wśród których próżno szukać konkretnego, głównego protagonisty. Mając w obsadzie takie gwiazdy jak Tom Hiddleston, Brie Larson, Samuel L. Jackson, John C. Reilly czy John Goodman trzeba się postarać, by wyprać ich z charyzmy. Chyba tylko postać grana przez L. Jacksona ma dobrze zarysowane motywacje. Resta wypada blado i można by ich wyciąć z filmu, bez straty na akcji. Trudno całkiem pozytywnie ocenić film, w którym nie obchodzą nas ani bohaterowie, ani to co się z nimi dzieje. W dodatku wplątani są w scenariuszowe banały i klisze, które w wielu miejscach zahaczają o nieplanowany kicz.
"Kong: Wyspa czaszki" to kawał efektownego kina, które wpada jedną stroną głowy i natychmiast wypada drugą. Dzieje się dużo i szybko, zwłaszcza na początku i pod koniec, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że to typowy średniak, który był niezbędny w drodze do planowanego starcia Konga z Godzillą.
Michał Derkacz
Kong: Wyspa czaszki, reż. Jordan Vogt-Roberts, prod. USA/Wietnam, czas trwania 118 min, dystr. Warner Bros. Entertainment Polska, polska premiera 10 marca 2017