Stranger Things 2 - recenzja
2017-11-06 14:44:42Jedna z najbardziej oczekiwanych premier w ostatnim czasie, niesamowity sukces poprzedniego sezonu, powrót do ukochanych filmów lat ’80, czyli Stranger Things 2 w pigułce. Dla wszystkich fanów produkcji Netflixa była to nowość, której huczne zapowiedzi wzbudzały ogromną ciekawość i mówiąc szczerze - obiecywały wiele. Czy najświeższej odsłonie serialu udało się dosięgnąć do tak wysoko postanowionej poprzeczki? Przeczytaj recenzję!
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że Stranger Things podbiło serca widzów w bardzo szybkim czasie, głównie dzięki swojej konwencji. Połączenie horroru, science-fiction, dziecięcego humoru oraz ogólnej stylistyki obrazu pozwala nam na nostalgiczny powrót myślami do klasyków kina rodem z lat ’80. Również tym razem tego nie zabrakło. Trzeba ponadto zaznaczyć, że oprawa wizualna jest jeszcze lepiej dopracowana, niż w przypadku pierwszego sezonu. Zauważalna jest wyraźniejsza zabawa kolorystyką, ponieważ tym razem nie przeważają szarość i „widok jak przez mgłę”, ale wkraczają również kontrasty oraz duża ilość skupionego, jasnego światła.
Skoro już w tym temacie jesteśmy… Do jednego aspektu trzeba przywyknąć, a niestety nie należy on do najprzyjemniejszych. W wielu scenach bohaterowie kierują zapalone latarki wprost w stronę kamery, co sprawia, że odnosimy wrażenie, jakby ktoś świecił nam nimi prosto w oczy. Zabieg jest powtarzany często i za każdym razem trwa na tyle długo, że jesteśmy zmuszeni odrywać wzrok od ekranu. Jest to po prostu męczące. Na szczęście to równocześnie jedyna wada w tej kategorii, a pewnością wynagrodzi nam to jedna z ostatnich scen, którą z pełną odpowiedzialnością można nazwać „złotą”. Jeżeli chodzi o kwestię muzyczną, to dokładnie tak samo, jak w przypadku pierwszego sezonu, nie można jej zarzucić kompletnie niczego.
Oderwijmy się na chwilę od oprawy audio-wizualnej i skupmy się na scenariuszu. Tutaj występuje kilka wcześniej nieznanych nam nazwisk – Justin Doble (odcinki 3 i 7), Paul Dichter (odcinek 4) i Kate Trafey (odcinek 6). Czy wprowadzenie nowych scenarzystów zaszkodziło Stranger Things 2? Niektórzy stwierdzą zapewne, że absolutnie nie, ale pozostali mają wątpliwości w szczególności do jednego z nich. Mowa o twórcy siódmego odcinka, którego dzieło jest uważane za najsłabszy aspekt drugiego sezonu. Dochodzi w nim do zmiany miejsca, w którym toczy się akcja, czego nie mogliśmy zobaczyć w pierwszej odsłonie serialu, ponieważ wszystko działo się wyłącznie w Hawkins w stanie Indiana.
Tego typu działanie samo w sobie wydaje się miłym urozmaiceniem, lecz poruszany w nim wątek nie tylko za bardzo odstaje od prowadzonej wcześniej linii fabularnej, ale także zamknięty zostaje zbyt szybko i pozostawia wrażenie niedosytu, jakby został wciśnięty na siłę. Wielka szkoda, gdyż sam w sobie jest bardzo ciekawy i zasłużył na rozwinięcie, a aż do końca serialu już do niego nie powrócono. Liczymy, że będziemy mogli poznać dalszą część tej opowieści w trzeciej serii Stranger Things.
Poza tym mamy do czynienia wyłącznie ze znanym nam schematem – bohaterowie dzielą się na mniejsze grupki, każda z nich przeżywa własne przygody i odsłania inne elementy całości historii, po czym wszyscy spotykają się i fabuła zostaje zamknięta. Proste, a ile interesujących scen można z tego wyciągnąć, prawda?
W ten oto sposób płynnie przechodzimy do gry aktorskiej. Dziecięcy aktorzy zostali już wielokrotnie wychwaleni tak bardzo, że nie ma sensu tego powtarzać, ponieważ ich gra nadal pozostaje na bardzo wysokim poziomie oraz wciąż są najzwyczajniej w świecie uroczy – nie można od nich oderwać wzroku. Warto jednak zwrócić uwagę na postać Willa (Noah Schnapp), której nie było nam dane widzieć często na ekranie w pierwszym sezonie. Tym razem jest inaczej, z czego bardzo się cieszymy, ponieważ pomimo swojego młodego wieku, aktor jest absolutnie genialny w swojej roli. Oglądając Stranger Things 2 koniecznie skupcie swoją uwagę na tym bohaterze, na jego twarzy i zmianach mimiki podczas wyrażania, często skrajnie odmiennych, emocji. Na pewno nie pożałujecie.
Słodko, słodko, ale jednak pojawia się także szczypta goryczy. Mowa tutaj o postaci Boba (Sean Astin), czyli nieudanej próbie ukazania wszystkim doskonale znanego archetypu bohatera z filmów sprzed kilkudziesięciu lat. Nie można tutaj przyczepić się do gry aktorskiej samej w sobie, ponieważ nie mamy jej niczego do zarzucenia. Problem tkwi w tym, jak napisana jest postać. Nie możemy oprzeć się wrażeniu, że ktoś pogubił się w tej stosunkowo mało skomplikowanej charakterystyce i nie do końca wiedział, kim tak naprawdę miał być Bob. Jest to bohater bardzo nierówny, co sprawia, że często odbiega od pierwowzoru, który miał reprezentować. Widz doskonale wie, jakie emocje powinien przy nim odczuwać, ale jest to jedyna przerysowana forma, która nie wyszła. W tym miejscu wielu z was z pewnością się nie zgodzi, lecz to pewnie zasługa różnicy gustów.
Nawiązania do literatury czy filmów oczywiście nie są niczym nowym, ale warto tutaj wspomnieć, że gry nie zostały w tym aspekcie pominięte. Widoczna jest inspiracja The Evil Within czy wczesnymi odsłonami Resident Evil. W szczególności w poszczególnych kadrach, a przede wszystkim w sposobie ustawienia kamery. Tego typu smaczki nigdy się nie znudzą.
Przejdźmy do wniosków końcowych. Czy warto obejrzeć Stranger Things 2? Oczywiście, że tak. Musimy jednak brać pod uwagę, że w drugim sezonie nastąpiło delikatne odwrócenie ról. Tym razem to obraz stoi ponad fabułą, chociaż wszystko jest spójne oraz nie ma żadnych luk scenariuszowych, które to niektórzy wytykali pierwszej serii. Nie bez powodu jest to serial, który urzekł od samego początku i zdobył sympatię tak ogromnej publiki. My z pewnością wyczekujemy z niecierpliwością trzeciej odsłony, ponieważ ciekawość już została skutecznie podsycona.
Joanna Kowalska
fot. materiały prasowe